Temat: na weekend

Dział: PRASA

Dodano: Listopad 12, 2021

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Paparazzi to ginący gatunek. Dziś celebryci fotografują się sami

Kiedyś paparazzi wzbijali się w powietrze na motolotni albo robili dziury w płocie, aby zdobyć ujęcie gwiazdy, na którym zarobią kilkanaście tysięcy złotych. Dziś nikt już tyle nie zapłaci, a celebryci fotografują się sami.

Dwa dni temu spotkałam paparazzi pod swoim mieszkaniem, szukał sensacji – pożaliła się niedawno w programie „Demakijaż” na Polsat Cafe Julia Wieniawa, celebrytka i aktorka, znana m.in. z serialu „Rodzinka.pl”. „Było mi tak przykro, że się popłakałam. Czułam się niebezpiecznie pod własnym mieszkaniem. Po pierwsze, nie wiem, kto to jest. Po drugie, mam poczucie, że mnie śledził, odkąd skończyłam pracę. To jest chore!”.

Udręki młodej gwiazdy wypadają jednak blado, gdyby zestawić je ze scenami, które rozgrywały się jeszcze kilka lat temu. Paparazzi zakradali się na oddziały szpitalne, podszywali pod krewnych.

– Rynek zmienił się diametralnie. Fotografów ubyło, plotkarskie media złagodniały – przekonuje Tomasz Potkaj, autor książki „Paparuchy kontra ryje. Celebryci made in Poland”, a zarazem wicenaczelny tygodnika „Życie na Gorąco”. Dlatego niektórzy twierdzą, że paparazzi w Polsce to ginący zawód.

TU JEST GRANICA

Obiekt: znana publicznie osoba zwana „ryjem”. Cel: sfotografować ją w nietypowej, kompromitującej sytuacji. Tak od zawsze działali paparazzi.

– Lata dziewięćdziesiąte, kiedy na rynku pojawił się najpierw tygodnik „Halo”, a potem powstał „Super Express” i jeszcze później „Fakt”, to były dla nas złote czasy – przyznaje Marek, były już paparazzi (nie chce ujawniać nazwiska, prosi też o zmianę imienia). – Kolorówki brały wszystko. Pewnego razu przejechałem metrem pół Warszawy za celebrytką. Nie robiła nic szczególnego: wsiadła, wysiadła, zajrzała do sklepu. Wystarczyło – opowiada.

Ale to tylko część prawdy. Bo kolorowa prasa od samego początku łaknęła czegoś ekstra. A paparazzi, aby jej to dostarczyć, skłonni byli przesuwać kolejne granice. W sierpniu 1995 roku we wspomnianym „Halo” ukazało się zdjęcie Bogusława Lindy w domowych kapciach. Aby je zrobić, paparazzi wywiercił ponoć dziurę w płocie i przez dwa dni czatował przy posesji aktora. Edyta Górniak w 2004 roku pozwała „Super Express” za serię publikacji opatrzoną potajemnie zrobionymi zdjęciami ze szpitala w Łomży, gdzie czekała na narodziny dziecka. „To szczury, które mają krew na rękach” – mówiła o fotoreporterach wzburzona gwiazda. O podobnym zdarzeniu opowiada Marcin Prokop, jedna z gwiazd TVN. – Kiedy trzynaście lat temu odbierałem ze szpitala nowo narodzoną córkę, paparazzi koczowali pod budynkiem. Potem ruszyli za nami autem. Podjeżdżali do nas w agresywny sposób. Pamiętam, że doszło wówczas do ostrej wymiany zdań – wspomina dziennikarz. Głośną sprawą stało się też opublikowanie przez tabloidy szpitalnych zdjęć chorego na nowotwór Nergala oraz sztangistki Agaty Wróbel, która odpoczywała po usunięciu wyrostka robaczkowego. W jej przypadku fotograf wszedł na oddział, podając się za kuzyna, z aparatem ukrytym w bukiecie kwiatów.

– Kiedyś fotoreporter wtargnął na nasz prywatny teren – wspomina Piotr Stramowski, aktor znany m.in. z kolejnych odsłon „Pitbulla” w reżyserii Patryka Vegi. – Pół dnia nas nękał, wracał z aparatem i robił zdjęcia. Próbowałem go dogonić, porozmawiać, ale za każdym razem uciekał. Znam jego nazwisko, wiem, dla kogo pracował, dlatego włożyłem mu za wycieraczkę samochodu kartkę z wyjaśnieniem, jakich granic nie powinien przekraczać. Zignorował to i mimo wszystko opublikował fotografie w internecie i gazetach. Na takie zachowania się nie godzę, bo przekraczają one granice prywatności i dobrego smaku. Ale poza tym jednym wyjątkiem Stramowski o paparazzich nie mówi źle. – Grając w kasowych filmach, stałem się osobą publiczną i od początku wiedziałem, na co się piszę. Byłbym naiwny, sądząc, że mogę w pełni zachować swoją prywatność. Muszę godzić się na to, że fotoreporterzy będą obecni w moim życiu – przyznaje.

Ostatnio zresztą stał się jednym z głównych bohaterów kolorówek. Po tym jak jego żona, aktorka Katarzyna Warnke, urodziła dziecko, został uwieczniony m.in., gdy niesie do szpitala laktator.

CHYRA GONI, OBAMA ĆWICZY

Bywało, że paparazzi doprowadzali gwiazdy do prawdziwej furii. Szymon Majewski wdał się w bójkę z fotoreporterami, gdy ci zaczęli fotografować jego spalone mieszkanie. Tabloidy rozpisywały się też na temat wybuchu agresji Piotra Adamczyka. Aktor miał zaatakować paparazzich i wybić szybę w ich samochodzie. Potem menedżerka artysty tłumaczyła, że mężczyźni naruszyli granice jego posesji i za wszelką cenę usiłowali sfotografować Adamczyka oraz jego ówczesną partnerkę Weronikę Rosati. Dwoje innych paparazzich musiało się salwować ucieczką przed rozjuszonym Andrzejem Chyrą. Wcześniej zrobili aktorowi zdjęcie, gdy w środku nocy oddawał mocz pod murem. Fotoreporterzy tabloidów nie mieli zresztą dla Chyry litości. Regularnie czatowali na niego wieczorami na warszawskich ulicach i starali się fotografować go w kompromitujących sytuacjach. Efekt: choćby zdjęcie, jak załatwia się na stacji metra. Dziś gwiazdy z reguły nie chcą rozmawiać o ekscesach z udziałem paparazzich. – To przykra sprawa. Zresztą teraz mam już z nimi do czynienia mniej – ucina pytania Chyra.

Aby zrobić kasowe zdjęcia, paparazzi często opłacali sieć informatorów, na przykład pracowników restauracji i hoteli, w których pojawiały się gwiazdy. Często też wykazywali się nie lada pomysłowością. Do legendy przeszedł wyczyn Piotra Grzybowskiego, fotoreportera „Super Expressu”, który wzbił się w powietrze na motolotni, by sfotografować z góry prezydencki ośrodek na Półwyspie Helskim. Przy okazji uchwycił opalającą się toples Jolantę Kwaśniewską, ówczesną pierwszą damę. – Właściwie to nie ona była celem. Przede wszystkim chcieliśmy pokazać, jak wygląda prezydencka rezydencja. Wcześniej staraliśmy się tam dostać oficjalnie, ale cały czas nam odmawiano. A przecież komuna skończyła się kilkanaście lat wcześniej – wspomina Grzybowski.

Pierwsza dama nad morzem, a raczej w morzu, sfotografowana została też kilka lat później. W 2010 roku fotoreporter uchwycił kąpiącą się Annę Komorowską. Materiał ukazał się w „Fakcie”. – Przeciętny człowiek widzi zapewne zwyczajne zdjęcie – mówi Marek, były paparazzi. – Ja całą historię człowieka, który myli tropy, usypia czujność ochrony, maskuje się i cierpliwie czeka. Pewnie nierzadko z duszą na ramieniu. Zrobić takie ujęcia to prawdziwy majstersztyk – uważa.

Sławomir Kamiński, fotoreporter „Gazety Wyborczej” i laureat Zdjęcia Roku w konkursie Grand Press Photo, przyznaje, że paparazzi pod pewnymi względami mogą imponować. – Pamiętam, jak tłum fotoreporterów czekał przed siedzibą PiS na Bartłomieja Misiewicza, ówczesnego rzecznika MON, który został wezwany na rozmowę do prezesa partii. Kiedy Misiewicz opuścił budynek, wszyscy rzucili się, by robić zdjęcia, ale tylko paparazzi ruszyli za jego taksówką i sfotografowali go, gdy wchodzi do ministerstwa, by jak gdyby nigdy nic usiąść za biurkiem – wspomina Kamiński. – Redaktorzy, a w ślad za nimi fotoreporterzy coraz częściej ulegają pewnemu stadnemu instynktowi. Paparazzi potrafią pójść krok dalej i na tym wygrać. Nie chcę ich chwalić, ale od strony czysto technicznej to może imponować – mówi.

Chodzenie o krok dalej dawało jeszcze do niedawna dobre pieniądze. Rekord miał pobić autor, który sfotografował Baracka Obamę ćwiczącego na siłowni warszawskiego hotelu Marriott. Wieść niesie, że zarobił ok. 100 tys. zł. Oczywiście takiej kwoty nie wypłaciła jedna tylko redakcja. Zdjęcia zostały sprzedane poprzez agencję w kilka miejsc. – O tym przypadku rzeczywiście krążą legendy – potwierdza Piotr Grzybowski, fotoreporter „Super Expressu”. – Z tego co wiem, autor zdjęć wcale nie musiał dokonywać cudów, by się na siłownię dostać. Wiedział, że Obama lubi ćwiczyć i że zatrzymał się w Marriotcie, a siłownia wcale nie została zamknięta. Po prostu wszedł i czekał. On sam pytany o dawne zarobki przyznaje, że w czasach prosperity wolni strzelcy – a tak głównie pracowali paparazzi – w dwa tygodnie potrafili zarobić 10 tys. zł. – Dla młodych chłopaków to były zawrotne kwoty. Nawet im zazdrościłem, bo ja zawsze pracowałem na etacie i takich pieniędzy nie dostawałem – przyznaje Grzybowski.

Marek, który kiedyś pracował jako paparazzi, zdradza, że za zdjęcie „ryja” w dawnych czasach inkasował od 1,5 tys. do ok. 3 tys. zł. W przypadku zdjęć z zagranicy stawka mogła skoczyć i do 20 tys. Ale wśród krajowych paparazzich to była rzadkość. – Mój największy zarobek za jednorazowy strzał to 10 tysięcy złotych. Udało mi się uchwycić moment, gdy na ulicy pobiło się dwóch uczestników telewizyjnego show – wspomina.

ESMERALDA Z OKNA

– Niedawno kolega opowiadał mi, jak to do jednej z nielicznych już agencji paparazzich przyszedł młody chłopak, który chciał z nią współpracować – mówi Piotr Grzybowski. – Kiedy właściciel o tym usłyszał, rzucił: „Daj sobie spokój, spóźniłeś się o kilka lat”.

Paweł (imię zmienione), który fotografowaniem gwiazd trudni się od 12 lat, przyznaje: – Stawki są żenujące. Pewnie lepiej zarabiają kasjerzy w supermarketach. Oczywiście jeśli mają odpowiedni staż. Pytany o konkrety, unika jednoznacznej odpowiedzi. Przyznaje jednak: – Nie wiem, co trzeba by zrobić, aby na zdjęciu celebryty zarobić dziś kilka tysięcy złotych.

Redaktorzy kolorówek o współpracy z paparazzimi mówią niechętnie. O stawkach za tego typu zdjęcia – wcale. Przynajmniej oficjalnie. – Zdarza się, że zdjęcia są wyceniane na tysiąc kilkaset złotych. Drobnica jednak idzie nawet za trzysta – informuje pracownik jednej z plotkarskich gazet. Potwierdza to przedstawiciel agencji, która współpracuje z paparazzimi. – Jeśli nawet stawki rzędu kilku tysięcy złotych się zdarzają, to sporadycznie. Zwykle paparazzi zarabiają na zdjęciu po kilkaset złotych. Oczywiście jeśli ktoś zechce je kupić – opowiada.

Wydawać by się mogło, że trudny rynek sprawi, że paparazzi, chcąc utrzymać się w zawodzie, będą działać jeszcze brutalniej niż kilka lat temu. – Tak się jednak nie dzieje – twierdzi Tomasz Potkaj. – Wielu z nich stopniowo odchodzi od dotychczasowego zajęcia. Zaczynają fotografować śluby, wnętrza, organizują rodzinne sesje. Zdjęcia gwiazdom robią z doskoku. – Książka o paparazzich, którą napisałem, ma dziś wartość archiwalną. A przecież ukazała się niespełna cztery lata temu – dodaje.

Słowa Potkaja potwierdza Paweł, paparazzi z 12-letnim stażem. – Za oferowane nam teraz pieniądze mało kto ślęczałby przez kilka dni pod domem „ryja”. Ja sam wolę zrobić w tym czasie kilka mniejszych zleceń. Lepiej na tym wychodzę – tłumaczy. – Fotografia paparazzi przestała być dla mnie jedynym źródłem dochodu. Przetrwać pomagają mi dobrze zainwestowane pieniądze.

– Kryzys w branży paparazzi idzie w parze z coraz trudniejszą sytuacją mediów w ogóle, zwłaszcza mediów papierowych – uważa Tomasz Potkaj.

Rozwój techniki sprawił, że przy odrobinie szczęścia paparazzim może stać się każdy. Część plotkarskich mediów sama zachęca, by czytelnicy bacznie rozglądali się wokół siebie, robili zdjęcia i przysyłali do redakcji. Namawia do tego chociażby „Fakt”, który pod koniec ub.r. pozyskał w ten sposób serię fotografii Esmeraldy Godlewskiej. Brylująca w internecie celebrytka, znana z wątpliwego talentu muzycznego, rozbiła w Warszawie samochód. Kiedy sanitariusze przenosili ją do karetki, mieszkaniec pobliskiego budynku uchwycił ją z okna swojego mieszkania.

MUCHA W DWÓCH ODSŁONACH

Zdjęcia nadsyłane przez czytelników to jednak margines. Znacznie poważniejszą konkurencją dla paparazzich są sami celebryci. – Pojawienie się mediów społecznościowych wyznaczyło początek nowej epoki – uważa Tomasz Potkaj. – Dziś większość celebrytów nieustannie zasila swoje profile na Instagramie czy Facebooku zdjęciami. W dodatku granica związana z tym, co skłonni są pokazać, w ostatnim czasie przesunęła się znacząco. Wicenaczelnemu „Życia na Gorąco” wtóruje Joanna Świątkowska z Agencji Fotograficznej Newspix.pl, która w swojej ofercie ma również zdjęcia paparazzich. – Fotoreporterzy z zasady robią zdjęcia w miejscach publicznych. Celebryci prezentują swoje domy, łóżka, łazienki, wrzucają zdjęcia z wakacyjnych wyjazdów. Z tym naprawdę trudno konkurować – przyznaje.

Symbolem zmieniających się czasów wydają się perypetie Anny Muchy. Kilkanaście lat temu aktorka i celebrytka wytoczyła proces „Faktowi”, który zamieścił zdjęcia przedstawiające ją toples na plaży w Egipcie. „Poczułam się, jakby mnie zgwałcono” – mówiła. Pod koniec ub.r. na instagramowym profilu Muchy fani mogli obejrzeć jej półnagie zdjęcia – również z egzotycznych wakacji. Monika Goździalska, modelka znana z programu „Big Brother”, do mediów społecznościowych wrzuciła zdjęcie, na którym stoi przed lustrem w zsuwającym się z ciała ręczniku. Piosenkarka Margaret siedzi na pokładzie łodzi w prześwitującej bluzce. Modelka Joanna Krupa kąpie się w wannie. Aktorka i telewizyjna gwiazda Barbara Kurdej-Szatan też – tyle że z córką. Półnagie ciała prezentują nie tylko kobiety. Zdjęcie w wannie zrobił sobie również Dawid Woliński, projektant mody i juror programu TVN „Top Model”.

Wystarczy rzut oka na plotkarskie media, by stwierdzić, że typowych zdjęć paparazzich jest stosunkowo niewiele. Na pewno mniej niż jeszcze kilka lat temu. – Łatwiej ściągnąć zdjęcia celebryty z jego profilu w mediach społecznościowych. Raz: są za darmo, dwa: media nie narażają się na proces – twierdzi osoba związana z jednym z plotkarskich portali.

Potwierdzają to słowa Wiktorii Jakubowskiej, redaktor naczelnej portalu Plotek.pl. – Ostatnio zdecydowanie rzadziej korzystamy z materiałów paparazzich. Nie czujemy potrzeby płacenia za zdjęcia gwiazd „przyłapanych” w codziennych sytuacjach, skoro one same tak chętnie pokazują prywatne życie w social mediach. Materiały często się dublują. Paparazzi podsyłają coś, co znana osoba zdążyła już wcześniej opublikować – podkreśla Jakubowska.

O wtórności wspomina też Jan Złotorowicz, wicenaczelny „Super Expressu”. – Faktycznie dostajemy dużo powtarzalnych tematów. Wielu fotografów ma tendencje do trzymania się uparcie tych samych postaci, fotografowanych w tych samych miejscach, do tego w tych samych sytuacjach. Takie tematy rzeczywiście się przejadły – zauważa, a po chwili dodaje: – Tym chętniej zapłacimy za dobre zdjęcia.

Redaktorzy kolorówek i byli paparazzi zgodnie przyznają, że dziś już trudno o zdjęcia gwiazd, które wywołałyby takie poruszenie jak te sprzed kilku czy kilkunastu lat. – Z ostatnich naprawdę ciekawych zdjęć przypominam sobie te przedstawiające Michała Wiśniewskiego z nową partnerką, której on sam nigdy nie pokazał w mediach społecznościowych – mówi Wiktoria Jakubowska z Plotek.pl.

Jednak choć celebryci na Facebooku czy Instagramie odsłaniają się coraz bardziej, to trzeba pamiętać, że jest to jednak przekaz w pełni przez nich kontrolowany. – Gwiazdy i politycy robią wszystko, by za pośrednictwem sieci pokazać się z jak najlepszej strony – zauważa Złotorowicz. – Ten wizerunek jest przesłodzony, żeby nie powiedzieć przekłamany. A nasi czytelnicy nie po to kupują „Super Express” i klikają Se.pl, żeby zobaczyć nieprawdziwy obraz świata. Dlatego nie ma mowy o ginącym zawodzie paparazzi – argumentuje. W podobnym tonie wypowiada się Marek, były paparazzi. – W naturze ludzkiej leży podglądanie i nic tego nie zmieni. Tak więc zawód paparazzi na pewno w jakiejś formie przetrwa – stwierdza.

Łukasz Zalesiński

Pozostałe tematy weekendowe

Dziennikarze obywatelscy z misją. "Nie będziemy...
Najlepsza twarz polskiego Twittera: solidarność z Panem...
Wojciech Bojanowski: Dziennikarze na granicy nie...
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.