Dział: PRASA

Dodano: Styczeń 18, 2021

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Projekt Ziobry: pięć osób w Radzie Wolności Słowa

Na piątkowej konferencji minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zaprezentował projekt ustawy w sprawie ochrony wolności słowa w internecie (fot. Piotr Molecki/East News)

Resort sprawiedliwości przedstawił projekt ustawy zakładający ochronę wolności słowa w internecie. Za bezpodstawne usuwanie wpisów lub blokowanie kont na media społecznościowe mogłyby zostać nałożone kary nawet do 50 mln zł. Zdaniem ekspertów projekt ma szansę powodzenia, ale istnieje ryzyko jego upolitycznienia.

Podczas piątkowej konferencji minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i wiceminister Sebastian Kaleta zaprezentowali projekt ustawy dotyczący ochrony wolności słowa w internecie. Zakłada on regulację mediów społecznościowych, które na własną rękę decydują o tym, które treści znikają. - Dziś nie ma tego rodzaju skutecznych narzędzi, dziś media społecznościowe decydują same, jakie treści będą cenzurowane, usuwane - mówił Ziobro na konferencji.

Projekt resortu sprawiedliwości zakłada powołanie Rady Wolności Słowa, składającej się z pięciu osób wybranych na sześcioletnią kadencję większością trzech piątych Sejmu. – Rada ta będzie stała na straży przestrzegania przez wszelkie media społecznościowe działające na terenie Rzeczypospolitej konstytucyjnego prawa do korzystania z wolności słowa - tłumaczył odpowiedzialny za projekt wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.

Zadaniem Rady ma być rozpatrywanie odwołań użytkowników od treści, które zostały przez serwisy społecznościowe usunięte lub dostęp do nich został ograniczony. Użytkownik mógłby odwołać się od decyzji o usunięciu lub ograniczeniu dostępności do treści do tego serwisu, w którym wpis został zamieszczony, a serwis musiałby skargę rozpatrzyć w ciągu 48 godzin. Gdyby nie uwzględnił reklamacji, użytkownik miałby prawo odwołać się do Rady, która miałaby siedem dni na rozpatrzenie jego skargi.

– Zgodnie z założeniami, do Rady będą trafiać nie tylko wnioski związane z zablokowaniem publicysty na Twitterze, ale też filmiku na TikToku czy tzw. "protokołu cycki" z Instagrama. A co, jeśli do Rady trafi jednocześnie 40 czy 50 wniosków i każdy trzeba będzie osobno rozpatrzyć? Wątpliwe, aby udało się zająć tym w ciągu siedmiu dni – uważa Sylwia Czubkowska, redaktor prowadząca Spider’s Web+.

Za niezastosowanie się do rozstrzygnięć Rady Wolności Słowa lub sądu Rada będzie mogła nałożyć na serwis społecznościowy karę administracyjną w wysokości od 50 tys. zł do 50 mln zł. Co więcej, projekt ministerstwa zakłada też wprowadzenie tzw. pozwu ślepego, czyli możliwość złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych bez wskazania danych pozwanego.

– Pomysł resortu sprawiedliwości nie jest zupełnie oderwany od szerszego kontekstu i dyskusji, która w kręgach związanych z ochroną praw cyfrowych toczy się od jakiegoś czasu. Niezależnie od tego, że tworzona jest regulacja na poziomie krajowym, to ta legislacja nadchodzi także ze strony Komisji Europejskiej, która w grudniu ogłosiła projekt Kodeksu Usług Cyfrowych - Digital Service Act – mówi Dorota Głowacka, prawniczka z Fundacji Panoptykon. Jej zdaniem polscy użytkownicy powinni mieć możliwość pozwania platformy przed sąd krajowy, bo tylko wtedy można mówić o realnym dostępie do wymiaru sprawiedliwości. – To są firmy, które mają ogromne zasoby, władzę nad tym, jak realizujemy swoje prawa człowieka w sieci. Absolutnie powinniśmy dążyć do tego, aby móc rozliczać je z tych decyzji – podkreśla.

Sylwia Czubkowska tłumaczy, że jeśli projekt ustawy zostanie przemyślanie przeprowadzony i skoordynowany z pracami Digital Service Act, to ma szansę na powodzenie. – Mam jednak z tym projektem zasadniczy problem, bo widać, że jest politycznie uzasadniany: podłączany pod sytuację, która danej opcji pasuje, jak to było w przypadku blokady konta Trumpa. Co istotne, Ziobro i Kaleta mówili tylko i wyłącznie o ochronie wolności słowa, a nie mówili o ochronie użytkowników przed treściami niepożądanymi, w których zawiera się m.in. hejt. Kilka razy zostało powtórzone, że nie jesteśmy jak Niemcy i nie będziemy cenzurować treści – zaznacza Czubkowska.

Niemiecka ustawa z 2017 roku, o której mówił minister Ziobro, służy do walki z agitacją i fake newsami w mediach społecznościowych. Ma motywować platformy, żeby szybciej niż normalnie reagowały na mowę nienawiści w sieci. Krytycy tej ustawy zarzucają, że może ona poważnie naruszyć podstawowe prawo do wolności prasy i wolności wypowiedzi.

– Rozumiem zagrożenia, na które zwracają uwagę eksperci, związane z ryzykiem upolitycznienia tej ustawy. Jednak uważam, że problemy, które zostały dostrzeżone, są realne i faktycznie wymagają rozwiązania na poziomie legislacyjnym – stwierdza Głowacka. – Problemem nieprzejrzystego usuwania treści przez platformy zajmujemy się nie od dzisiaj, więc jeżeli pojawia się propozycja wprowadzenia przepisów, która przynajmniej na ogólnym poziomie założeń zmierza do zmniejszenia arbitralnej cenzury platform internetowych, to co do zasady wspieramy ten pomysł. Założenia teoretycznie wydają się odpowiadać na problem. Diabeł może jednak tkwić w szczegółach, żałuję więc, że w tej chwili rozmawiamy o propozycji ministerstwa bez możliwości poznania jej pełnej treści - dodaje.

Do tej pory nie udostępniono treści projektu ustawy. W rozmowie z "Press" wiceminister Kaleta poinformował, że finalny projekt ustawy zaproponowany przez resort sprawiedliwości ma trafić do wykazu prac Rady Ministrów na początku przyszłego tygodnia.

(BAE, 18.01.2021)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.