Majewski i Lisiecki skazani na grzywny po akcji ABW w redakcji "Wprost"
Michał Majewski (z prawej) o decyzji sądu poinformował na Wprost.pl (screen: YouTube.com/Gazeta.pl)
Michał Majewski, były dziennikarz "Wprost", i Michał Lisiecki, wydawca tytułu, zostali skazani na grzywny za przeszkadzanie ABW podczas akcji w redakcji "Wprost" w 2014 roku.
Sąd Rejonowy w Warszawie w procesie z oskarżenia Józefa Gacka, prokuratora dowodzącego akcją we "Wprost", uznał Majewskiego i Lisieckiego za winnych i skazał odpowiednio na 18 tys. i 20 tys. zł grzywny z artykułu 224 § 2 Kodeksu karnego, który mówi o tym, że podlega karze ten, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej.
- Sąd nie zauważył zderzenia dwóch dóbr, które w tym przypadku wystąpiły. Chodzi o to, że my walczyliśmy o zachowanie tajemnicy dziennikarskiej, która jest podstawową regułą zawodu. Jeżeli ktoś prosi, żeby nie podawać źródeł informacji i zachować w tajemnicy dane informatora, to dziennikarz musi się tego trzymać - mówił w rozmowie z PAP Majewski, który w 2014 roku był dziennikarzem tygodnika "Wprost", a dzisiaj jest partnerem w firmie doradczej. - Tymczasem ci funkcjonariusze służb chcieli Latkowskiemu wyrwać komputer, w którym on miał dokumentację licznych historii dziennikarskich, również opartych na rozmowach ze źródłami, które chciały zachować anonimowość. O to nam w tej sprawie tylko chodziło - tłumaczy.
Majewski o decyzji sądu poinformował na Wprost.pl. Przyznał, że nie ma jeszcze pisemnego uzasadnienia wyroku.
Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” z wyrokiem sądu zdecydowanie się nie zgadza. - Pokazuje on głębokie niezrozumienie dla pracy dziennikarza - mówi Czuchnowski. - Laptop, którego obaj bronili, zawierał dane o informatorach, a chronienie ich to zadanie dziennikarza. Mam nadzieję, że w kolejnej instancji ten wyrok się nie utrzyma. A gdyby tak się stało, to, pomimo dzielących nas różnic, będę pierwszym, który się dołoży do kwoty, jak zostanie im zasądzona, by nie musieli tej kary płacić z własnej kieszeni - zapewnia.
Ewa Siedlecka z "Polityki" zauważa, że w zaistniałej sytuacji doszło utrudnianie czynności funkcjonariuszom, ale podkreśla, że ta sytuacja była wyjątkowa. - Funkcjonariuszom nie stała się żadna krzywda, nie zostali poszkodowani, a obaj dziennikarze stawali w obronie wartości wyższej, czyli chronili tajemnicę dziennikarską - mówi Siedlecka. - Sąd powinien albo uznać, że mieli prawo tak się zachować, albo też przyznać, że owszem, było wykroczenie, ale odstąpić od wykonania kary ze względu właśnie na te wyższe wartości - dodaje.
(AMS, PAP, 07.02.2020)