"Władcy jedzenia. Jak przemysł spożywczy niszczy planetę"
Stefano Liberti
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2019
Włoski reporter Stefano Liberti prześledził, jak funkcjonuje na świecie przemysł spożywczy, skupiając się na czterech produktach: wieprzowinie, soi, tuńczyku i koncentracie pomidorowym. Opisuje produkcję żywności jako wielki, dochodowy biznes, który przejmują tzw. przedsiębiorstwa szarańcze wytwarzające jedzenie na skalę masową. A także firmy spoza sektora żywości, które po prostu zobaczyły w tym potencjalny zysk. Ich działalność pociąga za sobą niszczenie zasobów naturalnych i likwidację mniejszych, krajowych czy rodzinnych firm.
Dowiadujemy się więc, że w Chinach świnia to coś więcej niż symbol wyjścia z ubóstwa – to kwestia bezpieczeństwa narodowego. Światowa potęga musi zapewnić obywatelom możliwość codziennego jedzenia mięsa. A że obywateli są miliardy, zapotrzebowanie jest ogromne. Chiny postanowiły więc kontrolować światowy rynek wieprzowiny i robią to tak sprytnie, że dopiero drobiazgowe dziennikarskie śledztwo ujawnia, jak przejmują kolejne krajowe rynki.
Liberti opisuje też, co stoi za przemianą brazylijskiego stanu Mato Grosso w wydajny region rolny pokryty polami z uprawami soi. Pod nie karczuje się amazońskie lasy i likwiduje tradycyjne dla regionu uprawy. Zanim soja trafi do żołądków chińskich świń, przebywa 2 tys. km drogą lądową i ok. 20 tys. drogą morską – bo są firmy, które na tym zarabiają.
Podobnie wyłącznie chęć zysku powoduje, że wielkie spółki transnarodowe sprawują dziś kontrolę nad połowami i przetwórstwem tuńczyka. Przejmują zasoby i przetrzebiają morza, z czego my – otwierając puszkę z tą rybą – nie zdajemy sobie sprawy. Jak również z tego, że ketchup Heinza to zamienione w pulpę pomidory wysłane z drugiego końca świata, chińskiego Sinkiangu.
Książka Libertiego to świetna, niezmiernie dziś potrzebna reporterska robota. Tak dobra, że aż odechciewa się jeść.
(RG, 20.12.2019)