Dziennikarze zaniepokojeni zakazem sądowym publikacji dla "Polityki"
Postanowienie sądu dotyczy tekstów z października 2018 roku (screen: Polityka.pl)
Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek prokurator Anny Hopfer i jej męża Przemysława Hopfera wydał postanowienie zabezpieczające, zakazując wydawcy tygodnika "Polityka" i jego dziennikarzowi publikacji artykułów na ich temat oraz kolejnych tekstów o nich. Dziennikarze oceniają, że jest to forma cenzury.
Anna i Przemysław Hopferowie pozwali Grzegorza Rzeczkowskiego, ”Politykę” i redaktora naczelnego tygodnika Jerzego Baczyńskiego o naruszenie dóbr osobistych. Domagają się przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.
Chodzi o artykuł "Zaskakujące kariery prokuratorów od taśm", opublikowany w ”Polityce” 24 października 2018 roku, a także tekst ”Kto skorzystał na aferze taśmowej”, zamieszczony 23 października 2018 roku w serwisie Polityka.pl. Grzegorz Rzeczkowski pisał o prokuratorach pracujących przy aferze podsłuchowej. "Patrząc na działania prokuratorów w aferze podsłuchowej, można odnieść wrażenie, że po zmianie władzy każdy na niej skorzystał" - pisał Rzeczkowski. Opisał m.in. karierę prokurator Anny Hopfer, która awansowała za rządów PiS. Jak przypominał, chciała dla Marka Falenty półtora roku więzienia w zawieszeniu, a sąd orzekł dwa i pół roku bez zawieszenia. ”Dobrze wiodło się też jej mężowi Przemysławowi Hopferowi, który dostał posadę w spółce Skarbu Państwa” - czytamy w jego tekście. Rzeczkowski powołał się na oświadczenia majątkowe Anny Hopfer - wynika z nich, że w 2017 roku oszczędności małżonków wzrosły w porównaniu z 2015 rokiem o 360 tys. zł.
W pierwszej instancji sąd odrzucił żądanie zabezpieczenia w formie zakazu publikacji, w drugiej - przyjął. Zakazał publikacji tych artykułów przez rok, a także "wszelkich dalszych artykułów o treści tożsamej" z tym tekstem. Sąd Okręgowy w postanowieniu stwierdził, że "roszczenia powodów, jak i interes prawny - na obecnym wstępnym etapie sprawy - zostały uprawdopodobnione, w takim stopniu aby móc uwzględnić wniosek". W postanowieniu sądu czytamy, że "wskazane dowody uprawdopodabniają twierdzenie, że w artykułach nie przedstawiono prawdziwych informacji a powodów postawiono w negatywnym świetle, co jeśli okaże się prawdą stanowi naruszenie dóbr osobistych, pomimo istotnych okoliczności do których odnoszą się wskazane powyżej artykuły". Zdaniem sądu "chociaż awanse i kariery w sferze publicznej powinny podlegać ocenie społecznej i z tego względu mogą być tematem podlegającym zainteresowaniu dziennikarzy, jednakże o interesie społecznym można mówić jedynie w przypadku przekazywania informacji prawdziwych".
"Polityka" ma prawo do złożenia zażalenia przed sądem apelacyjnym. "Jako RPO przyłączę się do postępowania na etapie zażaleniowym przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie" - napisał na Twitterze Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.
- Postanowienie jest skandaliczne i bulwersujące - komentuje Grzegorz Rzeczkowski. - Po pierwsze, sąd zakazał publikacji czegoś, co jest już dawno opublikowane. Po drugie zakazał publikacji całego tekstu, ale państwo Hopferowie są bohaterami fragmentu. Po trzecie, sąd stwierdza, że w tekstach mogą znajdować się nieprawdziwe informacje, a ja korzystałem tylko i wyłącznie z informacji zawartych w oświadczeniach majątkowych prokuratorów - wylicza Rzeczkowski. I dodaje: - Za kuriozum i ponury żart uważam przekręcenie mojego nazwiska (w postanowieniu sąd kilkukrotnie nazwał go Grzegorzem Raczkowskim - przyp. red.).
- Postanowienie w części, w której dotyczy tekstów już opublikowanych, jest absurdalne. To walka z rzeczywistością - ocenia decyzję sądu Wojciech Czuchnowski z ”Gazety Wyborczej”. - Dalszy zakaz pisania na ten temat to już jest forma cenzury - dodaje. Jego zdaniem zabezpieczenie w formie zakazu publikacji jest łamaniem wolności słowa.
Także Biankę Mikołajewską, wicenaczelną i szefową działu śledczego serwisu OKO.press, niepokoi praktyka zabezpieczenia roszczeń, które zgłaszają bohaterowie tekstów. - Jeżeli sąd nie rozstrzygnął jeszcze, czy w artykule napisana jest prawda, a już nakazuje jego zdjęcie, to czym to jest, jeżeli niż cenzurą wyprzedzającą - mówi Mikołajewska.
Bertold Kittel, dziennikarz śledczy "Superwizjera" TVN i TVN 24, postanowienie sądu uważa za szkodliwe. - Nie powinno się takich środków podejmować, tylko prowadzić możliwie szybko postępowanie, które dążyłoby do wyjaśnienia, czy ewentualne roszczenia są uzasadnione - uważa Kittel. - Wyegzekwowanie czegoś takiego, o czym zdecydował sąd, jest iluzoryczne. Tekst w postaci kopii może krążyć w dowolnych miejscach po internecie - dodaje dziennikarz TVN. I zwraca uwagę: - Z moich obserwacji wynika, że po tak zwanej reformie sądownictwa terminowość w sądach na różnych szczeblach, również okręgowych, zmieniła się na niekorzyść i przez rok sprawa nie zostanie raczej rozstrzygnięta.
(KOZ, 10.06.2019)