Leszek Miller objaśnia świat
Od góry: Leszek Miller, Kazimierz Marcinkiewicz i Roman Giertych (fot. Youtube)
W mediach nie ma miejsca na nowe, nieznane twarze komentatorów, bo odbiorcy ich nie znają. A nie znają – bo nie ma ich w mediach. Przypominamy tekst, który ukazał się w magazynie "Press" (11-12/2018).
Czy ktoś już pisał o tym, kogo zaprosiła Pochanke TVN 24 do studia wyborczego? Że samych starych dziadów (...)? Ktoś to rozumie? Rokita? Znowu biją nas Niemcy? Dorn? O Giertychu nie wspomnę nawet, bo nie słyszałam, żeby założyciel wszechpolaków się pokajał z win?” – zapytała dzień po wyborach samorządowych dziennikarka Beata Chmiel na Facebooku.
To, że media rzadko sięgają po nowe nazwiska, nie jest nowe. Lecz zapraszanie w kółko tych samych osób, także już w polityce nieaktywnych, sięga właśnie granic absurdu.
– To jest niepoważne. W przestrzeni publicznej pojawili się nowi ludzie, na przykład aktywiści broniący Puszczy Białowieskiej, Obywatele RP, nowi liderzy Komitetu Obrony Demokracji. Ich jednak w mediach nie ma – mówi Marcin Antosiewicz, dziennikarz i wykładowca dziennikarstwa Akademii Finansów i Biznesu Vistula. – Zamiast nich polską rzeczywistość objaśniają mi między innymi Henryk Wujec i Zbigniew Janas, opozycjoniści czasów PRL. Ludzie wielkich zasług, ale w przeciwieństwie do obrońców Puszczy Białowieskiej czy Obywateli RP w tej chwili nieryzykujący z powodu swojej działalności procesu czy utraty pracy – stwierdza.
OD MYŚLENIA SĄ INNI
Do mediów nie jest zapraszany Arkadiusz Szczurek, działacz Obywateli RP, któremu za udział w protestach ulicznych wytoczono ok. 20 procesów, z których część się jeszcze nie zakończyła. – Na jesieni zeszłego roku pojawiłem się w jakimś reportażu TVN, półtora roku temu razem z kolegami w materiale Polsat News jako uczestnicy demonstracji. Jako komentator – nigdy – mówi Szczurek. Pogodził się z tym, że media go nie zapraszają. – Pomijają wiele osób, nie tylko mnie – stwierdza.
Paweł Kasprzak, działacz Obywateli RP, bywa proszony o komentarz. Kilka razy był gościem u Jacka Żakowskiego w „Poranku Tok FM” i w „Superstacji”. Incydentalnie gościł w Polsat News i w TVN 24. – Zwykle media zapraszają mnie tylko po to, bym powiedział o naszym ruchu obywatelskim. Nie chcą, bym komentował politykę. Na nasze demonstracje dziennikarze przychodzą z gotowymi setkami, żeby zilustrować swoje tezy, nikt nie chce dowiedzieć się od nas niczego nowego – mówi Kasprzak.
Często ma wrażenie bicia głową w ścianę. – W 2016 roku kilkakrotnie podczas miesięcznic smoleńskich Kaczyński wskazywał nas palcem, nazywając „oczadziałymi potomkami Palikota i KPP”. Raz nawet udało mi się stanąć pięć metrów od Kaczyńskiego, który na mnie wskazywał, mówiąc, że miałem niezły życiorys, ale pobłądziłem. Żadna telewizja łącznie z Polsatem i TVN 24 tego nie pokazała – opowiada Kasprzak. I dodaje: – Niektóre media relacjonują nasze działania jako akty bohaterstwa, ale nie jesteśmy dla nich partnerem do dyskusji. Od myślenia są inni.
– Wokół Kasprzaka była blokada, ale ja go kilka razy zaprosiłem i potem zaczęły zapraszać go inne media – zwraca jednak uwagę Jacek Żakowski. – Obywatele RP to jedno ze środowisk, które nie wpisuje się w prosty podział między PiS a PO. Te środowiska nie poddają się polaryzacji tych dwóch partii i dlatego media niezbyt chętnie je pokazują – tłumaczy Żakowski.
Bo np. nowe środowiska konserwatywne w mediach goszczą. – Otrzymujemy od mediów więcej zaproszeń, niż jesteśmy w stanie przyjąć. Dostajemy je począwszy od Radia Maryja, przez media publiczne, po Polsat i TVN 24 – zapewnia Piotr Trudnowski, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego i redaktor naczelny Klubjagiellonski.pl. Jak mówi, zainteresowanie komentarzami ekspertów Klubu wzrosło kilkakrotnie od 2014 roku, kiedy organizacja otworzyła biuro w Warszawie.
TYLKO WYCINKA POMOŻE
W mediach niesłyszalny jest głos obrońców Puszczy Białowieskiej. Od czasu wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, który w kwietniu br. uznał wycinkę puszczy za niezgodną z prawem Unii Europejskiej, dziennikarze przestali się tematem interesować. Tymczasem wiele wskazuje na to, że wyrok Trybunału Sprawiedliwości nie jest wykonywany. Minister środowiska nie anulował bowiem dokumentów zezwalających na wycinkę drzew ze względu na „bezpieczeństwo publiczne”. – Obawiamy się, że Lasy Państwowe przygotowują kolejną wycinkę puszczy. Zagraża jej też sztuczne zalesianie, które zaburza naturalny charakter tego obszaru – mówi dr Michał Żmihorski z Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk.
Joanna Pawluśkiewicz, obrończyni Puszczy Białowieskiej: – O obrońcach Puszczy było głośno w ubiegłym roku, ale nigdy nie byliśmy obecni w mediach prawicowych i w TVP Info. Teraz oprócz portalu OKO.press, „Gazety Wyborczej” i Tok FM media temat w ogóle odpuściły. Nie mówią też nic o innych zagrożonych obszarach, jak na przykład Magurski Park Narodowy czy Puszcza Bukowa, ani o rosnącym w siłę ruchu przeciwko myśliwym.
Kilka tygodni temu UNESCO przeprowadziło kontrolę w Puszczy Białowieskiej. Obrońcy Puszczy rozesłali do dziennikarzy informację o tej kontroli – zainteresowali się nieliczni.
Pawluśkiewicz jest przekonana, że gdyby nie media społecznościowe o aktywnej obronie przyrody mało by się mówiło. Widzi też inny problem: – Media nie rozmawiają z naukowcami, a to oni wiedzą najwięcej o zagrożeniach przyrody.
Michał Żmihorski z Polskiej Akademii Nauk podziela jej zdanie. – Nawet w gorącym czasie obrony Puszczy Białowieskiej byliśmy mało obecni w mediach. Sporadycznie byli do nich zapraszani doktor Przemysław Chylarecki z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Warszawskiego i profesor Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży – mówi Żmihorski. On sam zaproszeń od mediów nie dostawał.
Niektóre media wolą, by zamiast naukowców na temat puszczy wypowiadali się celebryci. 9 sierpnia ub.r. o konflikcie wokół Puszczy Białowieskiej w programie „Minęła dwudziesta” TVP Info, który tego dnia prowadził Michał Rachoń, obszernie wypowiadał się Adam Kraśko, gwiazdor pierwszej edycji formatu „Rolnik szuka żony” TVP, mieszkaniec wsi położonej w pobliżu puszczy.
Wojciech Fusek, były redaktor „Gazety Wyborczej”, działacz Obywateli RP, jest przekonany, że temat Puszczy Białowieskiej jest ważny nie tylko ze względu na jej przyszły los. – To także problem wrażliwości tego kraju na ekologię, poszanowania prawa i demokracji. Powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy częścią Europy i czy możemy zwrócić się do niej o pomoc – zauważa.
KIM JEST MAGDALENA FILIKS?
Komitet Obrony Demokracji po aferze z fakturami Mateusza Kijowskiego jest rzadko zapraszany do największych mediów. – Najlepszy kontakt mamy z „Gazetą Wyborczą” i Polsatem. Często bywamy też w Superstacji. We wrześniu w programie „Fakty po Faktach” TVN 24 wystąpił Radomir Szumełda z KOD-u, ale ta stacja rzadko nas zaprasza. TVP od 2016 roku nigdy, a stacje radiowe sporadycznie – opowiada Jarosław Marciniak, jeden z liderów KOD. Sądzi, że dziennikarze wolą rozmawiać ze znanymi osobami, które dają ich mediom oglądalność. – Przedstawiciele ruchów społecznych nie są zapraszani. A to obniża jakość debaty publicznej – podkreśla.
Dlaczego dziennikarze nie zapraszają do swoich programów nieznanych przedstawicieli ruchów społecznych? Robert Mazurek prowadzący poranny wywiad z politykami w RMF FM próbuje mi wytrącić argument z ręki. – Nie szukam na siłę nieznanych twarzy, bo to rozmowa z liderami politycznymi, a nie talent show. Radny z Lubartowa, choćby najciekawszy, jest kompletnie nieznany i obawiam się, że w starciu z wicepremierem w konkurencyjnej stacji mógłby się nie przebić. Ale z drugiej strony, ja też chciałbym, żeby przebili się inni, nowi politycy i czasem takich próbuję – mówi Mazurek.
Dalej idzie Beata Michniewicz prowadząca „Salon polityczny Trójki” w Programie III Polskiego Radia, która wyjaśnia, jak działa mechanizm powodujący, że ona też nie zamierza gościć osób spoza głównego nurtu: – Nie zaproszę osoby no name, bo nikt jej nie będzie cytować. Żadne medium nie będzie narażać swojej cytowalności i opiniotwórczości dla nikomu nieznanych ludzi – mówi Michniewicz.
– Czy takie ograniczenia są dobre dla widzów i słuchaczy? – pytam. – Nie wiem, bo takie badania nie zostały przeprowadzone – odpowiada.
Grzegorz Kajdanowicz, prowadzący „Fakty po Faktach” w TVN 24, nie ma wątpliwości, że priorytet wśród zapraszanych do jego programu gości mają przedstawiciele koalicji i opozycji parlamentarnej. – Dlaczego nie zaprasza pan przedstawicieli ruchów społecznych? – pytam.
– Znaczenie Obywateli RP i KOD jest obecnie niewielkie. Kogo zresztą mógłbym z KOD zaprosić oprócz jego przewodniczącego Krzysztofa Łozińskiego? – odpowiada pytaniem na pytanie.
– Może Magdalenę Filiks? – podpowiadam. Magdalena Filiks jest wiceprzewodniczącą KOD, była jedną ze współprowadzących demonstracje pod Sejmem w 2017 roku, a w tym roku współorganizatorką akcji koszulkowej, czyli ubierania pomników w koszulki z napisem „Konstytucja”. „Dziewczyna prowadząca mityng pod Sejmem to Magdalena Filiks, liderka KOD ze Szczecina. Zapamiętajcie, znakomita” – napisał o niej na Twitterze Zbigniew Hołdys.
Kajdanowicz : – Nie słyszałem o niej. A jeśli ja nie słyszałem, moi widzowie też nie słyszeli. Jednocześnie zapewnia, że TVN 24 nieustannie szuka nowych twarzy. – Ale one powinny najpierw pojawić się w poranku lub w programach emitowanych w ciągu dnia, a nie od razu w prestiżowych „Faktach po Faktach” – uważa Grzegorz Kajdanowicz.
SEJM BEZ POLITYKI
Piotr Witwicki, prowadzący w Polsat News program publicystyczny „Graffiti”, nie przyjmuje zarzutu, że w jego programie pojawiają się tylko politycy głównego nurtu. – Jeśli chodzi na przykład o lewicę, to Adrian Zandberg z Razem był moim gościem, jeszcze zanim zabłysnął w przedwyborczej debacie telewizyjnej w 2015 roku. Bywały u mnie Marcelina Zawisza i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Razem, także Jan Śpiewak i działacze ruchów miejskich – zapewnia Witwicki. Jednak przedstawiciele opozycji pozaparlamentarnej i ruchów społecznych nie goszczą często w „Graffiti”. W ostatnim analizowanym przeze mnie miesiącu w programie pojawiali się niemal wyłącznie politycy bywający w mediach na okrągło, m.in. Bronisław Komorowski, Tomasz Siemoniak, Jacek Sasin, Włodzimierz Czarzasty.
Bo zdaniem dziennikarzy eksperci sami powinni się wypromować. – O wielu świetnych ekspertach media nie wiedzą, że istnieją. To duży problem, bo uczelnie nie potrafią wykreować swoich ekspertów – mówi Marek Kacprzak z Wirtualnej Polski, prowadzący w portalu program publicystyczny „Tłit”.
Krzysztof Ziemiec z TVP 1: – Bywa, że zależy nam na fajnym rozmówcy, ale partyjny sztab się na niego nie zgadza. A potem do programu zostaje pięć minut i trzeba zdecydować: brać tego, którego wyznaczył sztab, czy nie? W moim programie goszczą tylko znani politycy. Czy to dobrze, czy źle? Nie ja ustalam reguły gry.
Te same doświadczenia ma Marek Kacprzak: – Biura prasowe nie puszczają ludzi do mediów. Bywa tak, że jakaś posłanka entuzjastycznie zgadza się na udział w programie, a potem jej biuro prasowe informuje, że niestety pani poseł nie będzie mogła wziąć w nim udziału.
– Gdy paleta nazwisk jest ograniczona, pojawia się ryzyko banalizacji polityki. Są politycy, którzy dzień po dniu są w stanie wypowiedzieć się na każdy temat: o konstytucji, Unii Europejskiej, prawie łowieckim i melioracji stawów hodowlanych – przyznaje Marcin Zaborski, prowadzący popołudniowy wywiad w RMF FM. – Problem w tym, że nie wszyscy politycy chcą przyjść do programów, a są też odbiorcy, którzy po prostu chcą oglądać te same twarze – dodaje.
EKSPOLITYCY MAJĄ SIĘ DOBRZE
– Dwudziestominutowa rozmowa z kimś niesprawdzonym jest ryzykowna. Podejmowałem takie próby i często nie były one udane – zdradza Konrad Piasecki z TVN 24.
Jacek Żakowski: – Trzeba sobie brutalnie powiedzieć, że niektóre osoby odgrywające dużą rolę w polityce są w mediach nie do wytrzymania. Na przykład Partia Zieloni ma fantastyczny program, ale nie ma szczęścia do swoich medialnych liderów.
Media zapraszają więc tych, którzy „przechodzą przez ekran”, np. byłego premiera Leszka Millera. I nie przeszkadza im, że Miller nie odgrywa już żadnej roli ani w polityce, ani nawet we własnej partii będącej obecnie poza parlamentem. Niedawno Miller wypowiadał się w Radiu Zet na temat ruchów antyszczepionkowych – jego wypowiedź powtórzyły inne media, mimo że Miller żadnym ekspertem w tej dziedzinie nie jest.
– Zapraszam Leszka Millera, bo jest byłym premierem, który wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej. To już postać historyczna, a w dodatku potrafi ciekawie się wypowiedzieć – wyjaśnia Beata Michniewicz z Trójki.
Jacek Żakowski wprawdzie Leszka Millera od dawna nie zaprasza, ale rozumie innych dziennikarzy: – Leszek Miller ma atrakcyjny sposób obrazowania i nawet kiedy mówi niemądrze, ludzie lubią go oglądać – tłumaczy.
A Konrad Piasecki po prostu ceni wypowiedzi ekspolityków: – Często są ciekawsze niż wypowiedzi aktywnych polityków, bo osobom, które wycofały się z polityki, łatwiej zdobyć się na szczerość.
Może dlatego jednym z ulubionych komentatorów TVN 24 jest były premier Kazimierz Marcinkiewicz, który od dawna nie ma już nic z polityką wspólnego. – Zapraszanie byłych premierów to dobry standard w mediach i wszyscy ich zapraszają. To zrozumiałe, bo byli politycy mają dystans do bieżącej polityki, a zarazem doświadczenie – mówi Piotr Marciniak, jeden z prowadzących „Fakty po Faktach”. Tego samego dnia, gdy rozmawiamy, Marcinkiewicz gości w jego programie.
Z LENISTWA
Argumenty dziennikarzy prowadzących programy stają się zrozumiałe, gdy przypomnimy sobie inicjatywę z witryną Ekspertki.org. zawierającą wykaz ekspertek gotowych do wypowiadania się w mediach. Uruchomiła ją trzy lata temu „Krytyka Polityczna” we współpracy z Fundacją Kobiety Nauki i Stowarzyszeniem Kobiet Konsola. Serwis miał pomóc w tym, by do mediów częściej zapraszano kobiety.
Ale pomysł nie wypalił. – Z konferencji prasowej promującej platformę Ekspertki.org przyniosłem całą listę nazwisk komentatorek. Inicjatywa bardzo mi się spodobała – opowiada Marek Kacprzak (wówczas w Polsat News). – Szybko się jednak okazało, że ekspertki nie odbierają telefonów, trudno więc było skorzystać z ich wiedzy. Po miesiącu wszyscy w stacji o nich zapomnieli – opowiada. Dziennikarze skarżą się na długi czas oczekiwania na odpowiedź komentatorek i konieczność rejestrowania się w serwisie.
Agnieszka Wiśniewska, redaktor naczelna Krytykapolityczna.pl i koordynatorka projektu Ekspertki.org, tłumaczy, że ochrona danych osobowych ekspertek wymaga obowiązku rejestracji, a poza tym Ekspertki.org to projekt długofalowy i na jego efekty trzeba jeszcze poczekać.
Wojciech Fusek, działacz Obywateli RP, rozumie obawy dziennikarzy przed zapraszaniem do programów nowych osób, ale ich nie usprawiedliwia. – Mam pretensje, że media nie ryzykują, pokazując nowe twarze. W opozycji pozaparlamentarnej wiele się dzieje, a one snują tę samą nieprawdziwą i nudną opowieść.
Jacek Rakowiecki uważa, że dziennikarze są po prostu leniwi. – Kiedy zostałem redaktorem naczelnym „Filmu”, wskoczyłem na pozycję etatowego komentatora w sprawach śmierci gwiazd i premier filmowych. W 2011 roku przestałem być naczelnym, ale dziennikarze wydzwaniali do mnie jeszcze przez pięć lat. Nie chciało im się sprawdzić, co tak naprawdę teraz robię – opowiada Rakowiecki.
Małgorzata Wyszyńska