Laureatka Pulitzera: ludzie uważają, że media ich nie szanują
Fot. Spenser/ Unsplash
Ludzie nie ufają dziennikarzom, bo mają wrażenie, że media ich nie szanują i nie oddają tego, jak naprawdę wygląda ich życie. Powinniśmy opisywać ich problemy, ale także pisać o tym, jak sobie z nimi radzą. Na tym polega solutions journalism - mówi w wywiadzie dla Press.pl laureatka Pulitzera Tina Rosenberg.
Tina Rosenberg, najdłużej związana z "New York Timesem", publikowała też na łamach: "The New Yorker", "Foreign Policy", "Rolling Stone", "The New Republic". Na początku lat 90. spędziła kilka lat w krajach Europy Środkowej, w których następowały przemiany po upadku komunizmu. Zapiski z obserwacji posłużyły jej do napisania książki "Kraje, w których straszy. Europa Środkowa w obliczu upiorów komunizmu", za którą otrzymała nagrodę Pulitzera i National Book Award.
Dziennikarze pytają siebie samych, dlaczego odbiorcy im nie ufają. Może to tych drugich należałoby zapytać?
W Stanach Zjednoczonych odpowiedź na pytanie o zaufanie ludzi do dziennikarzy jest rozpatrywana w kilku aspektach. Pierwsza dotyczy ideologii. Niestety na przykład republikanin nie wierzy w to, co ukazuje się w mediach mainstreamowych. Druga sprawa to zaufanie. Ludzie mówią: „nie chcę czytać fake newsów, ale kiedy czytam informację na Facebooku, nie jestem w stanie powiedzieć, czy jest to fake news”. Oprócz tego odbiorcy mają wrażenie, że media ich nie szanują i nie oddają tego, jak naprawdę wygląda ich życie.
Podam przykład. Jestem współzałożycielką organizacji Solutions Journalism Network. Pracujemy z mediami, by pomóc im w opisywaniu historii, w których bohaterowie szukają rozwiązań problemów dręczących ludzi. Takie rozwiązanie stosuję np. w jednej z redakcji w Montgomery w stanie Alabama. Kiedy pojawiłam się tam po raz pierwszy, zapytałam ludzi, co myślą o sposobie opisywania i pokazywania Alabamy i jej mieszkańców przez duże media, takie jak „The New York Times” czy CNN. I odpowiedzieli mi: „Nienawidzimy tego, to jest koszmarne. Zawsze pokazujecie nas tak, jakbyśmy byli jakimiś przygłupami. Przyjeżdżacie do nas i widzicie ludzi, którzy mają po cztery zęby”. Więc zapytałam ich, co możemy zrobić, żeby lepiej oddać to, co się u nich dzieje i jak naprawdę wyglądają. Odpowiedzieli: „Cóż, czasami rzeczywiście robimy pewne rzeczy, po których pewnie wychodzimy na przygłupów, ale robimy też inne, o wiele ciekawsze i mądrzejsze, jednak o nich już nie piszecie. Stosujecie się do stereotypów i wybieracie margines pewnych zachowań, żeby opisać nas jako ogół”. Myślę, że to główny problem związany z zaufaniem do mediów: selekcjonujemy wiadomości i przez to przedstawiamy ludzi w krzywym zwierciadle.
fot. Pixabay
Może to kwestia tego, że dziennikarze, zwłaszcza dużych centralnych mediów, siedzą w swoich wygodnych kokonach i nie wiedzą, co się dzieje dalej niż czubki ich nosów?
To część problemu. Jednak inny dotyczy tego, że gdy coś się dzieje, to korzystamy ze stereotypów, żeby dopasować je do wydarzenia. Powinniśmy opisywać problemy ludzi, ale powinniśmy także zwracać uwagę na to, jak sobie z nimi radzą. Myślę, że solutions journalism powinno w tym pomóc. Nie chodzi o to, abyśmy opisywali, jak ludzie czują się w mieście, w którym żyją. My, jako dziennikarze, musimy pamiętać, że nasi odbiorcy oczekują czegoś zupełnie innego, niż robimy obecnie.
Solutions journalism tu pomoże? Na czym to polega?
W skrócie, na pokazywaniu w mediach, jak ludzie radzą sobie z rozwiązywaniem problemów i jakie są tego rezultaty.
I odbiorców interesują takie historie? Wydawało mi się, że ludzie nie lubią happy endów i bardziej ich przyciągają tragedie.
Odbiorcy preferują historie, które uderzają ich od strony emocjonalnej. I nie mówię tu o jakichś przyjemnych historyjkach, ale o trudnych tematach. Istnieją badania pokazujące, że tego typu historie bardziej angażują emocjonalnie. Spędzają przy takich historiach więcej czasu, dzielą się nimi w mediach społecznościowych. Inne badania pokazują, że tego typu materiały mają zdecydowanie większą klikalność. Jednak wiemy, że zwłaszcza młode osoby, nie chcą słuchać tylko o problemach, ale chcą też wiedzieć, jak sobie z nimi radzić.
W trakcie wystąpienia na Outriders Summit podała Pani przykład, w jaki sposób media zajęły się tematem wirusa Ebola. Duże media, m.in. „Bloomberg Businessweek”, straszyły, że Ebola doprowadzi do zdziesiątkowania ludzkości. Jednak zwróciła Pani uwagę, że mało kto informował, że są kraje, które poradziły sobie z wirusem.
Ważne było pokazanie, że Senegal poczynił pewne kroki, żeby opanować epidemię. To istotna informacja, która może być przydatna gdzie indziej. Oczywiście, w mediach to nie będzie miało takiej siły, jak sama informacja o śmiercionośnej chorobie. Ale właśnie dlatego, w takich historiach, tak ważne jest zachowanie pewnych proporcji.
Solutions journalism chyba bardziej nadaje się do lokalnych redakcji. W ogólnokrajowych mediach da się go uprawiać?
Pisząc dla ogólnokrajowej gazety o problemie, który dotyczy całego kraju, można nie tylko pokazać, gdzie najczęściej występuje, ale też udać się tam, gdzie radzą sobie z nim.
W Polsce, po reformie edukacji, dzieci muszą dźwigać ciężkie tornistry i uczą się w przepełnionych klasach. Jak dziennikarz uprawiający solutions journalism powinien się zająć takim tematem?
Można pojechać do różnych miejsc i opisać, jak dzieci, rodzice, nauczyciele radzą sobie z trudnymi sytuacjami w ich szkołach i wyciągnąć z tego wnioski. Może są gdzieś placówki, które radzą sobie lepiej, na przykład angażują rady rodziców. To może pomóc innym.
Pomówmy chwilę o solidarności. Mówiła Pani, że jest duża polaryzacja na rynku mediów w Stanach Zjednoczonych. Ale dziennikarz Fox News wstawił się za kolegami z CNN.
Zgadzam się, potrafimy się wspierać. Chociażby właśnie wtedy, gdy prezydent Trump wyprosił z konferencji dziennikarza CNN.
fot. Samantha Sophia/ Unsplash
Sytuacja mediów w Stanach Zjednoczonych zmieniła się po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta?
Tak, ale zmieniała się jeszcze przed jego wyborem. Tracimy reklamodawców, zamykane są redakcje w całym kraju, niektóre mocno ograniczają zatrudnienie. To nie jest kwestia prezydentury Trumpa, to sytuacja rynkowa, która pogarsza się z roku na rok.
Ma Pani jakieś rady dla młodych ludzi, którzy – mimo problemów na rynku – chcą pracować w zawodzie?
Żeby myśleli o tym, co jest naprawdę newsem i dążyli do dostarczania odbiorcom produktu wysokiej jakości. Przenosimy model biznesowy z reklam i sponsorów do płatnych subskrypcji oraz datków od czytelników. Ludzie będą chcieli płacić tylko za dobre, jakościowe dziennikarstwo, a nie za clickbaity. Jeśli będziemy mieli dobry produkt, to przekonamy do siebie czytelników.
Rozmawiał Paweł Dembowski
Rozmowa z Tiną Rosenberg została przeprowadzona przy okazji Outriders Summit, którego była gościem
fot. Paweł Dembowski/ Press
Paweł Dembowski