Dziennikarz nie musi być obiektywny
Piotr Pacewicz (fot. Piotr Król/Press)
Rozmowa z Piotrem Pacewiczem, laureatem Grand Press 2015 w kategorii Wywiad, za rozmowę z Dorotą Gudaniec, matką pierwszego dziecka leczonego w Polsce marihuaną medyczną (tekst „Zupa z maryśki” publikowany był w "Gazecie Wyborczej")
Jak Pan znalazł bohaterkę do nagrodzonego wywiadu?
Uczestniczyłem w spotkaniu Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, jestem w jej radzie. Było to spotkanie z Joshem Stanleyem na temat marihuany leczniczej. Dorota Gaudaniec była jednym z mówców. Jest świetnym mówcą i ma argument w postaci swojego syna Maksa, o którego życie walczy. Jest on jednym z najlepiej udokumentowanych przypadków działania marihuany leczniczej. Na tym spotkaniu zaproponowałem jej rozmowę.
Od razu się zgodziła?
Tak, bo jest człowiekiem z misją. Łączy walkę o swoje dziecko i jego zdrowie z naprawianiem świata.
Osobę niepubliczną, która nie ma doświadczenia z mediami łatwo skrzywdzić.
Taka rozmowa to dla dziennikarza ogromne wyzwanie. Trzeba ją bardzo starannie autoryzować, od początku powtarzać, że będzie autoryzacja, żeby rozmówca miał poczucie bezpieczeństwa. W przypadku rozmów z politykami, jeśli bardzo intensywnie się tego nie domagają, to niczego z ich wypowiedzi nie autoryzuję. Oni wiedzą, jak działają media i muszą odpowiadać za swoje słowa. W przypadku Doroty pierwsza wersja wywiadu była nieco przez mnie przetworzona, z dopowiedzeniami, których w rozmowie nie było, z rozwinięciem myśli, do którego nie doszło.
Jak reagują Pana rozmówcy, gdy czytają przetworzone przez dziennikarza wypowiedzi?
Dotychczas zawsze pozytywnie. Z wykształcenia jestem terapeutą i dostrzegam, że taki tekst jest dla moich rozmówców formą terapii. Pytają siebie: To jestem ja? Tak wygląda moje życie? Często są tym zdumieni, ale zawsze reagują pozytywnie. Wtedy mogę posunąć się krok dalej i przeprowadzić z nimi rozmowę, w której pojawią się dodatkowe historie.
Co w tym nagrodzonym wywiadzie pojawiło się właśnie na tym drugim etapie?
Fragment o skoku z bungee. Pytałem Dorotę Gaudaniec, skąd bierze się do codziennej mozolnej walki. Na początku nie wiedziała co mi powiedzieć, ale potem opowiedziała historię o skoku z bungee, który wykonała, choć ma lęk wysokości.
Nagrodę finansową za Grand Press przekazał Pan na rzecz prowadzonej przez Dorotę Gaudaniec Fundacji „Krok po kroku”. To świadczy, że nie porzuca Pan bohaterów swoich tekstów?
Jestem dziennikarzem społecznikiem. Zawsze się angażuję, choć wiem, że niektórzy uważają, iż stoi to w sprzeczności z dziennikarską profesją. Wielokrotnie wracam do tych samych tematów, staram się drążyć, popychać nie tylko temat, ale i poruszane sprawy do przodu. Chcę nie tylko opisywać, ale też zmieniać świat na lepsze. Jak trzeba zajmuję się także politycznym lobbingiem, jeżeli ma to pomóc ten świat naprawiać. Nie zgadzam się z tym, że dziennikarz powinien zawsze zachować dystans i tylko relacjonować. Dziennikarz wcale nie musi być obiektywny. Dziennikarze BBC, stawiani wszystkim za wzór, zawsze kończą swoje materiały wygłoszeniem swojej opinii i poglądów, tego się od nich wymaga. Pod tym względem panuje wśród dziennikarzy hipokryzja. Wydaje nam się, że jak do rozmowy zaprosimy Żyda i antysemitę, albo geja i homofoba, to jesteśmy super obiektywni, ale to jest tylko pójście na łatwiznę.
Czyli „Zupa z maryśki” będzie miała dalszy ciąg?
Już ma. Wielokrotnie po publikacji tego wywiadu pisałem o zastosowaniu marihuany medycznej. Chciałbym jeszcze wrócić do tematu doktora Marka Bachańskiego z Centrum Zdrowia Dziecka. Mam poczucie, że nie udało mi się go piórem obronić. To wspaniały człowiek, który praktycznie nic w tej chwili nie ma. Został zniszczony jako lekarz, wyrzucony z Centrum Zdrowia Dziecka – przez lekarską narkofobię i zwykłą środowiskową rywalizację.
Agata Małkowska-Szozda