Zmienionym "Wysokim Obcasom" brakuje lekkości i zaskoczenia
Aneta Martynów
Redaktor naczelna zmienionych "Wysokich Obcasów" napisała we wstępniaku, że ich wydawca przeprowadził badania na czytelniczkach, z których wynika, że magazyn jest mądry, ale staromodny i smutny. Powiększono więc format, zmieniono layout, zderzono ze sobą szeryfowe i jednoelementowe czcionki. Teraz jest nowoczesny, ale nudny.
Na pierwszu rzut oka widać graficzny zamysł (okrągła numeracja pagin, okrągłe inicjały, zakończenia tekstu, belki, podpisy pod zdjęciami), lecz w połączeniu z układem dwuszpaltowym ciągnącym się przez cały magazyn i tym samym garniturem czcionek bez rozróżnienia na działy - wygląda monotonnie. Mimo krągłości nijak nie kojarzy się z magazynem kobiecym. Brak w nim lekkości i zaskoczenia. To może być magazyn dla każdego i o wszystkim.
W numerze po zmianach wystarczy popatrzeć na schematyczność i bezpłciowość stron 36-37. Gdyby zdjęcia kobiet pracujących na platformach podmienić na zdjęcia ciężarówek, też by pasowały. Z zapowiadanych zmian strukturalnych zauważyć można tylko felieton Doroty Wellman (czyli będzie bez ogródek) i Domowy Klub Obiadowy Igora Nazaruka (potrawy zapewne smaczne, ale koncepcji i jakości zdjęć kompletnie nie rozumiem).
Podoba mi się okładka. W przeciwieństwie do pism płatnych wydawca może sobie pozwolić na odważniejsze zabiegi graficzne i oszczędniejsze tytuły, bo okładka nie musi tu spełniać roli naganiacza do zakupu. Może pełnić rolę manifestu, podkreślać linię programową pisma lub po prostu intrygować. (zebr. IKO)
(12.04.2015)