Godność i radość życia
Rozmowa z Tomaszem Tomaszewskim, autorem Zdjęcia Roku w konkursie Grand Press Photo 2010
Zdjęcie, które wygrało konkurs, jest elementem dużego fotoreportażu o Górnym Śląsku. Ma Pan poczucie, że akurat to zdjęcie jest najlepsze z całego projektu?
Ten werdykt jury jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem. W tego typu konkursach tradycją jest nagradzanie fotografii, które mówią o dramatycznych wydarzeniach. Ten wybór napawa mnie pewną nadzieją. Świat, który fotografujemy, przeżywa tragedię i trzeba to pokazywać, ale jest to też świat piękny. I ten aspekt również trzeba popularyzować. Jestem niesamowicie wdzięczny, nie dlatego, że dostałem nagrodę, ale że nagrodzono zdjęcie, które pokazuje coś dobrego i że dotyczy ono części Polski, która przypadła mi do serca. Na Śląsku spotkałem absolutnie wspaniałych ludzi. Z dystansem do samego siebie i bardzo pokornie nastawionych do życia, ale nie banalnie. Ludzi z ogromną tolerancją, z poczuciem humoru, wierzących w wartości, przepełnionych etosem pracy, świetnie wychowujących dzieci, ludzi, którzy przyjaźnią się ze sobą, nie szczekają na siebie i nie oskarżają o byle co. Uznają prawdę, że żaden z nas nie jest doskonały, że trzeba ludziom wybaczać, a nie szczuć i gonić za byle głupstwo i przewinienie. Oni mają wypisaną na twarzach niesamowitą godność, którą próbowałem zilustrować fotografiami. Odkryłem tam fenomenalny kolor i światło, co mnie kompletnie zaskoczyło, ponieważ Śląsk zawsze był kojarzony z dymami i bosymi dzieciakami biegającymi po hałdach z węglem. Cieszę się niezwykle, że właśnie ten materiał został dostrzeżony, bo wierzę, że dzięki temu konkursowi, który jest najpotężniejszym wydarzeniem w fotografii w naszym kraju, będzie również wypromowany ten niesamowity region, jakim jest Górny Śląsk.
Przewodniczący jury Finbarr O’Reilly powiedział, że na tym zdjęciu jest radość w otoczeniu rozpaczy. Czyli idealnie dostrzegł to, co Pan chciał przekazać.
Zadziwiony jestem tymi słowami, które odbieram jako coś bardzo wiarygodnego i autentycznego. Bardzo się przejąłem tym, co mówił, choć dopiero później odkryłem, że mówi o mojej fotografii. Trafił dokładnie tak, jakby miał dostęp do mojej głowy. Dokładnie to samo odczuwałem. To zdjęcie jest ilustracją tych wartości, o których on tak pięknie powiedział.
Czy odnalezienie kolorów na czarnym Śląsku jest trudne? Dotąd znaliśmy Śląsk brudny i szary.
Zaoferowanie czegoś nowego bierze się głównie z negacji. Jeśli pan zaakceptuje istniejący porządek, rzadko ma pan szansę, aby zaoferować coś nowego. Łatwo się poddajemy sugestiom. Akurat fotografia, choć bardzo ułomna, ma siłę sugerowania. Ja również byłem poddany tej sugestii, że Śląsk jest czymś ponurym, depresyjnym, zadymionym. Kiedy Darek Kortko, dziś mój przyjaciel, a gdy go poznawałem dziennikarz, partner, który pisał tekst do tej historii, przewiózł mnie autem po kilkunastu miejscach wokół tej wielkiej aglomeracji, doznałem olśnienia. Nie wierzyłem własnym oczom. Zauważyłem kolor, o którym nie miałem pojęcia. Nie to, co widziałem, ale również to, co czułem, chciałem oddać w tych fotografiach. A czułem niepohamowaną radość, gdy patrzyłem na tych ludzi, którzy nawet w tych trudnych warunkach zachowują wielką godność i radość życia. To mi imponowało.
Zdjęcie Roku było publikowane w październikowym numerze ”National Geographic Polska” w dużym fotoreportażu. Czy miał Pan jakieś wątpliwości wybierając je do tego fotoreportażu?
Przedstawiłem pewien wybór, abym się nie wstydził publikowanych zdjęć, ale zachowuję pokorny dystans do tego, co sugerują edytorzy, Martyna Wojciechowska, która jest redaktor naczelną, ale również dyrektor artystyczny Wojciech Franus. Uważam, że oni reprezentują dystans, którego ja już w sobie nie mam. Zatraciłem go, bo za bardzo się w to zaangażowałem. To zdjęcie nie budziło akurat niczyjej wątpliwości. Ono jest dobrą puentą całego materiału. W ten trudny czas recesji, którą Śląsk szczególnie przeżywa, to zdjęcie niesie optymizm, że nie poddamy się i wspólnymi siłami przejdziemy przez to.
Podczas gali powiedział Pan gorzko, że zawód fotoreportera to zawód przeszłości.
Ta nagroda pompuje optymizm w usychające serce moje. Może my, fotografowie, nie będziemy już do niczego potrzebni? To narzędzie jakie dano nam kilkanaście lat temu – aparat cyfrowy, większość ludzi upoważnia do odczucia, że każdy może być fotografem. Pewne sacrum czy tajemnica, które były domeną tego zawodu, zostały nam odebrane. Dzisiaj pozyskiwanie zdjęć, egzekucja danego momentu, jest w zasięgu każdego, ponieważ aparat, którym dysponujemy, technicznie generuje doskonałe fotografie. One jednak przestały być wiarygodne, ponieważ nic nie wiemy o źródle, o autorze zdjęcia. Tego typu fotografie, mało wiarygodne, o podejrzanej czasami proweniencji, trafiają na pierwsze strony gazet. Największym niebezpieczeństwem jest to, że prasa ma coraz mniej pieniędzy i w związku z tym posługuje się pojedynczymi fotografiami. Materiały, które dotyczą bardzo ważnych wydarzeń, nie pochodzą od człowieka, który spędził w jednym miejscu bardzo dużo czasu, tylko pochodzą od wielu fotografów i są układane przez edytora prasowego. Być może jest on inteligentnym, głębokim humanistą, ale nie był w danym miejscu. W związku z tym niekoniecznie dowiadujemy, jak w danym miejscu jest naprawdę, a bardziej dowiadujemy się, co fotoedytor myśli o tym miejscu. Ja jednak kupuję subskrypcję danego magazynu nie po to, aby dowiedzieć się, co o danym miejscu myśli edytor, który układa daną historię z pojedynczych zdjęć wielu autorów, ale po to, aby dowiedzieć się, co człowiek, który spędził w danym miejscu wiele tygodni i miesięcy, wie na pewno. Nie oczekuję materiału obiektywnego, lecz wiarygodnego, zbliżonego do tego realnego świata tak bardzo, jak to się tylko da zrobić. A to jest już rzadkość. Nawet magazyny słynące z tego, że publikowały materiały jednego autora, dziś rzadko to robią.
Rozmawiał Grzegorz Kopacz
Zobacz też:
Rozmowa z Tomaszem Tomaszewskim - autorem Zdjęcia Roku 2010 (wideo)
(14.05.2010)