Będzie mi brakowało
30.07.2003, 11:55
Rozmowa z Michałem Toberem,
sekretarzem stanu w ministerstwie kultury
Początkowo więcej było we mnie rzecznika SLD i rzecznikowania stricte politycznego, a za mało duszy funkcjonariusza państwowego i administratora rządowej informacji. Mam nadzieję, że z biegiem czasu te proporcje się zmieniały.
Rzecznikowanie wiele człowieka uczy. Ja robiłem to przez cztery lata. Najpierw przez dwa lata jako rzecznik SLD, później jako rzecznik rządu. To były zupełnie inne role. Trudno zmienić w sobie pewne nawyki z dnia na dzień.
Czuje się Pan odpowiedzialny za mierne notowania rządu Leszka Milera?
Polityka jest grą zespołową. Każdy z ministrów, doradców tej ekipy może czuć się dumny z jej osiągnięć i nieusatysfakcjonowany z jej niskich ocen. W tym sensie mam udział zarówno w sukcesach i porażkach.
Będąc rzecznikiem zetknął się Pan z przypadkami „choroby wściekłych dziennikarzy”?
Mówiąc te słowa premier się zagalopował. Później za nie przepraszał. Byłem jedną z osób, które sugerowały, by tak postąpił.
Ale też Pan zarzucił Agnieszce Kublik, że reprezentuje postawę bardziej „prowłasną” niż proobywatelską (podczas wywiadu dot. wypowiedzi prezydenta Kwaśniewskiego, zapowiadającego weto ustawy medialnej – przyp. TJ)
To zdanie wyrwane z kontekstu. Nie miało ono charakteru oskarżycielskiego czy obraźliwego. Między nami bywały ostre polemiki, czasami „ząb za ząb”. Rozmowy z Agnieszką Kublik zawsze były dla mnie ogromnym intelektualnym wyzwaniem, ze względu na jej aż do bólu logiczne rozumowanie. Będzie mi ich brakowało.
Monikę Olejnik oskarżył Pan o „manipulację niezgodną z profesjonalizmem i etyką dziennikarską”. Nadal Pan tak uważa?
Moja opinia na temat pani Olejnik jest jak najlepsza, ale podczas rozmowy w Radiu Zet zacytowała wypowiedź Andrzejowi Celińskiemu, by ten mógł ją skomentować. Uczyniła to niezgodnie z faktami. Skoro dziennikarka domagała się komentarza rysując „stan faktyczny“ odbiegający od faktów, a na dodatek stawiający w złym świetle premiera, to jako rzecznik rządu musiałem zaprotestować.
Przeprowadzkę do Ministerstwa Kultury traktuje Pan jako zawodowy awans?
Zdecydowanie tak. Zajmować się będę jednym z najtrudniejszych obecnie zadań, jakim jest przygotowanie ustawy medialnej. Cieszę się, że będę się zajmował kwestiami merytorycznymi, że będę się rozwijać nie tylko jako polityk, ale również prawnik.
Moja ambicją jest, by prace nad tą ustawą przebiegały w sposób spokojny, merytoryczny i wolny od różnych obciążeń, które miały miejsce w przeszłości. Potrzeba nam dzisiaj przejrzystości, czytelności procedur, ścisłego trzymania się regulaminów i zasad postępowania. Jeśli chodzi o szczegółowe rozwiązania, to proszę darować, ale ujawnimy je dopiero 19 sierpnia, podczas posiedzenia Rady Ministrów.
Jako wiceminister ma Pan mniej pracy niż jako rzecznik rządu?
W przeliczeniu na przepracowane godziny, to nie. Jesteśmy teraz w ogniu prac. A ja, aby wdrożyć się w kwestie związane z ustawą, muszę przekopać się przez setki stron dokumentów. Inna jest natomiast specyfika pracy. W Ministerstwie Kultury jest ona bardziej przewidywalna, usystematyzowana i spokojniejsza.
Rozmawiał Tomasz Jastrzębowski
(TJ, 30.07.2003)
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter