Wciska się sztampa
Rozmowa z Przemysławem Bogdanowiczem, dyrektorem kreatywnym agencji G7, która zdobyła 15 nagród w tegorocznej edycji Konkursu Klubu Twórców Reklamy
Zaskoczyło Pana to, że G7 zdobyła aż piętnaście nagród?Szczerze mówiąc, nie aż tak bardzo. Patrząc na to, jak wyglądały reklamy, które można było zobaczyć w ostatnim roku, byliśmy przekonani, że mamy mocne atuty. Choć to zawsze jest miłe zaskoczenie. Wiedzieliśmy, że jak zwykle silną konkurencją będą dla nas takie agencje, jak PZL czy Saatchi & Saatchi, co się zresztą potwierdziło. Ale w sumie efektywność mamy niezłą, skoro zdobyliśmy piętnaście nagród na trzydzieści pięć zgłoszeń.
Lokomotywą nagrodową okazały się kampanie Heyah. Każda z nich jest inna. To świadome działanie czy przypadek?
Ta marka ma w swoich założeniach oryginalność i nieprzewidy-walność w odniesieniu do wszystkich elementów, także do reklamy. Heyah ma być takim trochę rebelianckim brandem. Braliśmy udział w tworzeniu tej marki od samego początku i staramy się konsekwentnie budować komunikację Heyah przez cały czas w taki właśnie sposób. Oczywiście, nie oznacza to zupełnej dowolności i braku zasad. Jedną z nich jest na przykład to, że staramy się, by zawsze pojawiał się jakiś element robiony ręcznie – rysunek, dopisek, coś podobnego.
Trudno przekonać reklamodawcę do takich radykalnych rozwiązań, jak wykorzystanie komiksowych rysunków Janka Kozy w kampanii?
Bardzo trudno, ale wszystko jest kwestią zaufania. Pracujemy z Polską Telefonią Cyfrową nad Heyah od początku i już chyba sobie na nie zapracowaliśmy. To współpraca oparta na zasadach fair play – nie zmuszamy się do akceptowania rzeczy, które któraś ze stron uważa za niedobre. A w przypadku rysunków Janka Kozy byliśmy przekonani, że to się sprawdzi. Choć oczywiście, nie obeszło się bez zrobienia spotu i poddania go badaniom, mimo że uważam, iż dyktat badań niezbyt służy reklamie. Może to banał, ale jak ma się komuś spodobać piosenka, którą słyszy po raz pierwszy? Tymczasem odwaga i promowanie rzeczy nowych powoduje, że poszerzamy strefę popkultury. Jest mnóstwo ciekawych, odkrywczych pomysłów, których nie wykorzystuje się w reklamie, bo uważane są za zbyt radykalne czy nietypowe. Większość wybiera po prostu sfilmowanie briefu, co niszczy kreatywność, powoduje, że wszędzie pojawia się sztampa i plastik.
G7 dostała też nagrodę za kampanię non-profit dla Polskiej Izby Książki. Łatwiej rozwinąć skrzydła w kreacjach niekomercyjnych kampanii społecznych?
Jest w tym trochę prawdy. Najczęściej organizacje, które są orędownikami słusznych idei, nie mają pieniędzy na reklamę. Zdarza się wtedy, że jakaś agencja decyduje się jej pomóc właśnie swoją kreacją, zupełnie spontanicznie i na ogół przynosi to świetne efekty. Problem zaczyna się wówczas, gdy w organiza-cjach non-profit pojawiają się jakieś pieniądze na reklamę. Wtedy jest już brief, konkretne wytyczne i zaczyna się kłopot, bo wciska się sztampa.
Rozmawiał Marcin Bobiński
(BOB, 14.04.2005)