Temat: telewizja

Dział: TELEWIZJA

Dodano: Grudzień 07, 2024

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Zaćmienie słońca. Zygmunt Solorz przygotowywał dzieci do sukcesji – ale zmienił decyzję

Konflikt w rodzinie twórcy Polsatu trwa od dłuższego czasu, ale opinia publiczna dowiedziała się o nim dopiero pod koniec września (fot. Zbigniew Meissner/PAP)

Wydawało się, że Solorz przygotowuje swoje dzieci do sukcesji. Teraz nie wiadomo, kto miałby być jego następcą.

Siódmy października 2024 roku. Trwa nadzwyczajne walne zgromadzenie spółki energetycznej ZE PAK. Jej właściciel, 68-letni Zygmunt Solorz, łączy się z uczestnikami spotkania poprzez komunikator internetowy. Wygląda zdecydowanie mniej korzystnie niż na publikowanych pod koniec września w „Super Expressie” zdjęciach z podróży poślubnej. Tam jego twarz była pełniejsza, można też było dostrzec uśmiech. Nagrania z walnego zgromadzenia pokazują człowieka o zdecydowanie mniejszych siłach życiowych niż wcześniej. Solorz otwiera posiedzenie, z trudem mówiąc: „Dzień dobry, dzień dobry państwu. Nazywam się Zygmunt Solorz i jestem eee udziałowców, wspólnikiem spółki”. Siedzący obok adwokat Marcin Olechowski podpowiada mu: „Przewodniczącym rady nadzorczej”. Solorz powtarza po nim te słowa. I dodaje: „Dlatego chciałbym otworzyć te obrady zgromadzenia wspólników spółki ZE PAK”.

Słowa wypowiada z trudem, czasem robi pauzę. Bezskutecznie próbuje też napić się z butelki.

Jednak już dzień później, na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu Cyfrowego Polsatu, jest w nieco lepszej formie. Ma trudności z mówieniem, ale wygląda korzystniej. Cyfrowy Polsat opublikował zdjęcia z posiedzenia. Na jednym z nich można zobaczyć, jak Solorz z czegoś się śmieje. Ma na sobie marynarkę, a nie samą koszulę jak dzień wcześniej.

Oba walne zgromadzenia, które w normalnych okolicznościach przeszłyby bez echa, tym razem elektryzowały media. Wszystko z powodu konfliktu w rodzinie Zygmunta Solorza. Na obu zebraniach głosami większościowego akcjonariusza spółek, czyli właśnie Zygmunta Solorza, z rad nadzorczych usunięto m.in. jego synów – Tobiasa Solorza i Piotra Żaka (tego pierwszego z obu, Żaka tylko z ZE PAK, bo nie zasiadał w radzie Cyfrowego Polsatu).

Tobias Solorz i Piotr Żak przestali również zasiadać w radach nadzorczych Netii i Polkomtelu, innych spółek grupy. We władzach obu podmiotów nie ma już także Jarosława Grzesiaka, prawnika Zygmunta Solorza.

– Grzesiak twierdzi, że działa obiektywnie i stoi po stronie prawa. Postawił się Zygmuntowi Solorzowi i jego żonie. Mógł być postrzegany jako osoba, która zdradziła i stanęła po stronie dzieci – mówi Wojciech Czuchnowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, który od początku opisuje sprawę konfliktu w rodzinie Solorzów.

SPÓR O MAJĄTEK

Konflikt w rodzinie twórcy Polsatu trwa od dłuższego czasu, ale opinia publiczna dowiedziała się o nim dopiero pod koniec września. Wtedy Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” poinformowali, że dzieci Zygmunta Solorza są w sporze z jego obecną, czwartą żoną Justyną Kulką. W poufnym liście dzieci ostrzegły menedżerów kluczowych spółek Grupy Polsat Plus, że ktoś chce przejąć kontrolę nad biznesem ich ojca. Synowie Tobias oraz Piotr i córka Aleksandra poinformowali, że mają utrudniony kontakt z ojcem. Powodem ma być jego choroba.

Do listu wkrótce odniósł się sam Solorz, który w swoim piśmie skierowanym do pracowników Grupy Polsat Plus, a ujawnionym przez „Presserwis”, zapowiedział usunięcie swoich dzieci z władz spółek. Z kolei na łamach „Super Expressu” uspokajał, że jest w spóźnionej podróży poślubnej, a sprawy swoich firm ma pod kontrolą.

Jego wypowiedź była tak ostra, że niektórzy wątpili, czy napisał ją sam Solorz, znany dotychczas z wyjątkowej dyskrecji i ciszy, która otaczała jego przedsięwzięcia. Pisał: „W ostatnim czasie zdałem sobie sprawę, że angażowanie na obecnym etapie moich dzieci w zarządzanie firmami nie przyczynia się do większej stabilności w firmach ani do budowania ich lepszej przyszłości”.

Jeden z byłych współpracowników Solorza mówi mi: – Nie przywiązywałbym wagi do listu. On mógł być stworzony przez kogoś innego, ale na polecenie Solorza. Przecież to normalne, że sam nie robił takich rzeczy, tylko wydawał polecenie: napisz list, w którym ma być to i tamto.

Publikacji o konflikcie przybywało w kolejnych dniach, a materiał na ten temat pojawił się nawet w programie informacyjnym telewizji publicznej, która – tak jak inne stacje – unika mówienia o konkurencji.

– Solorz to osoba powszechnie znana, a cała sprawa zaciekawia, gdyż jest owiana aurą tajemnicy. Dodatkowo tutaj mamy znanych i bogatych, którzy, jak się okazuje, też mają problemy. Ponadto, prowadząc biznes od tylu lat, Solorz dorobił się pewnie tylu samo przyjaciół co wrogów, więc niektóre przecieki do mediów mogą mieć drugie dno – mówi mi menedżer jednego z dużych mediów. I zaraz dodaje: – Piszą wszyscy, tylko nie Interia.pl.

Faktycznie, w serwisach Interii o konflikcie nie ma ani jednej wzmianki. To w końcu jedno z mediów należących do Zygmunta Solorza, a te o sprawie po prostu nie informują.

GENEZA KONFLIKTU

Jeden z byłych współpracowników Solorza podkreśla, że ten mimo upływu lat nadal chce sam decydować o najważniejszych kwestiach. Jednak zarówno jego rodzina, jak i osoby obserwujące całą sytuację z boku mają wątpliwości, czy w obecnym stanie zdrowia może działać w pełni samodzielnie.

– Cierpi na chorobę neurologiczną, która obciąża jego rodzinę od pokoleń. Już wiele lat temu przekazał dużą kwotę na klinikę neurologiczną w Niemczech – tłumaczy mi jeden z byłych menedżerów Polsatu. Jak dodaje, stan zdrowia Solorza pogorszył się po COVID-19. – Ze sprawnego człowieka stał się osobą, która ma problemy z poruszaniem się i motoryką, ale umysłowo jest nadal sprawny – zapewnia.

Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” tłumaczy z kolei, że choroba, na którą cierpi Solorz, objawia się licznymi mikroudarami.

Osoba, która od lat współpracuje z Solorzem, dodaje: – Ma pieniądze, więc może korzystać z najnowszych rozwiązań medycznych, które tę chorobę opóźniają.

Twórca Polsatu ograniczył i tak niewielką aktywność publiczną. – Solorz od dłuższego czasu nie bywa już na branżowych konferencjach. Kiedyś na jedną z nich przybył helikopterem, co wywołało ogromne poruszenie wśród wszystkich obecnych. Tak duże, że później już nikt nie zwracał uwagi na to, że w zasadzie niczego się nie dowiedzieliśmy. Odpowiadał tylko „tak”, „nie” lub „nie wiem” – wspomina osoba z branży telewizyjnej.

Sama sukcesja w Grupie Polsat Plus była przygotowywana od wielu lat. Najpierw powstały zarejestrowane w Liechtensteinie fundacje rodzinne TiVi Foundation i Solkomtel Foundation, skupiające majątek biznesmena. Jak opisywała „Gazeta Wyborcza”, pierwsze próby powierzenia zarządu nad fundacjami synom miały miejsce już w 2023 roku, ale ostatecznie Solorz zrezygnował z przekazania władzy, tłumaczył to poprawą swojego stanu zdrowia. Jednocześnie jednak okazało się, że współpracujący z Solorzem mecenas Jerzy Modrzejewski i jego syn dysponują pełnomocnictwami do zarządzania majątkiem biznesmena oraz podejmowania ważnych decyzji.

Dzieci chciały więc spotkać się z ojcem bez udziału jego żony Justyny Kulki i mecenasa Modrzejewskiego. Efektem spotkania była decyzja z 2 sierpnia 2024 roku, kiedy Solorz zgodził się notarialnie przekazać współkontrolę nad imperium biznesowym trójce swoich dzieci. Jak opisywała „Gazeta Wyborcza”, zachował prawo do weta i dywidend. Dzień później jednak wycofał się z sukcesji, stwierdził, że został wprowadzony w błąd. Z kolei 13 sierpnia złożył oświadczenie o uchyleniu się od skutków prawnych decyzji z początku sierpnia.

– Oświadczenie woli wywołuje skutki prawne z chwilą doręczenia do adresata, dlatego nie można się od niego odwołać. Prawo przewiduje uchylenie się od skutków prawnych własnego oświadczenia woli wyłącznie w wyjątkowych sytuacjach, które jednak nie występują w tym konkretnym przypadku. – Takie stanowisko przekazał mi pełnomocnik dzieci Solorza mec. Paweł Rymarz.

– Zygmunt Solorz jest lojalny, ale nawet jeśli ktoś z wieloletnich pracowników zajdzie mu za skórę, to nie ma zmiłuj. Może uznał, że dzieci zachowały się w stosunku do niego nielojalnie? – zastanawia się osoba, która z nim współpracowała.

Jednak według dzieci ich celem od początku było zabezpieczenie dziedzictwa ojca, zbudowanego przez niego majątku i spółek przed przejęciem przez osoby trzecie, wykorzystujące stan jego zdrowia. – Rozstrzygnięcie sporu, który w naszej opinii wyniknął na skutek działań m.in. p. Justyny Kulki, może zapaść za kilka lat – przekazał mi mec. Paweł Rymarz, reprezentujący dzieci Zygmunta Solorza.

DAWNO TEMU W PRL

Zygmunt Solorz (urodzony w Radomiu jako Zygmunt Józef Krok) ma średnie wykształcenie – ukończył szkołę zawodową, a później technikum mechaniczne. Pierwsze biznesy robił za czasów PRL. Początkowo handlował m.in. zniczami. „Gdy kupił pierwsze auto, pojechał z kolegami do Bułgarii. Tam zgłosił w konsulacie utratę dokumentów i otrzymał paszport tymczasowy, ważny na całym świecie. Dzięki temu wyjechał do RFN, gdzie rozwinął swój biznes” – tak opisywał to Bussines Insider Polska. Posługiwał się dokumentami m.in. na nazwisko Piotr Podgórski. Pieniądze zarabiał np. prowadząc firmę transportową, importując auta i telewizory. W Polsce otworzył firmę Solpol.

CZAS NA POLSAT

Jego życiowym projektem była telewizja, choć już wcześniej zainwestował w media – kupił udziały w gazecie „Kurier Polski”.

Polsat ruszył 5 grudnia 1992 roku. Początkowo nadawał tylko satelitarnie – z Holandii. Później jednak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyznała mu pierwszą w Polsce koncesję naziemną na prywatny kanał ogólnopolski. Tuż po jej podpisaniu ówczesny szef Rady Marek Markiewicz został odwołany z funkcji przewodniczącego przez ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę. Markiewicz do dziś współpracuje z Polsatem. Obecnie prowadzi „Debatę tygodnia” w Polsat News Polityka.

– Zygmunt Solorz to wizjoner. Nie miał wykształcenia prawnego ani technicznego dotyczącego telewizji. Nie wiedział, że nie można czegoś zrobić, więc to robił. Tak właśnie powstał Polsat – mówi Juliusz Braun, były przewodniczący KRRiT.

Jak dodaje, początkowo koncepcja Polsatu jako programu dla widza przede wszystkim mniej wykształconego, z mniejszych miejscowości, była lekceważona. – Zygmunt Solorz jednak dokładnie wiedział, do kogo chce trafiać – podkreśla Braun. Stąd w ofercie zaczęły pojawiać się programy z muzyką disco polo, a później sitcomy, takie jak „Świat według Kiepskich”.

– Początkowo pracowaliśmy w starym biurowcu przy alei Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Była tam jedna winda, wspólne korytarze. Nie dało się na siebie nie wpadać. Wszyscy znali Zygmunta Solorza i on wszystkich znał. Jednocześnie nie miał pojęcia o telewizji, więc był wdzięczny tym, którzy chcieli z nim pracować – mówi mi jeden z pierwszych pracowników Polsatu.

Stacja szybko się rozwijała, pracowników przybywało, ale Solorz zawsze starał się kontrolować biznes i trzymać rękę na pulsie, też całego rynku telewizyjnego. – Był taki okres w działalności KRRiT, że co roku organizowano spotkania z nadawcami. Na spotkanie z Polsatu przychodzili najważniejsi ludzie w tej stacji. Tyle że prawie nikt z nich, łącznie z Solorzem, nie pełnił w spółce formalnych funkcji – wspomina Juliusz Braun. Jego zdaniem były to ciekawe spotkania, bo pozwalały Radzie zebrać informacje z pierwszej ręki. – W tych spotkaniach Solorz uczestniczył razem ze swoimi najbliższymi współpracownikami, m.in. Józefem Birką i Piotrem Nurowskim – mówi Braun i dodaje, że Solorz był bardzo lojalny wobec osób, które wraz z nim budowały Polsat. Wśród jego najbliższego otoczenia biznesowego panowała szczególna solidarność, mówiąc półżartem, coś jak solidarność kolegów z podwórka.

TAJEMNICZA PRZESZŁOŚĆ

Jednak przeszłość właściciela Polsatu budziła wątpliwości m.in. z powodu wspomnianych już jego różnych tożsamości. W 2006 roku „Życie Warszawy”, powołując się na teczkę zachowaną w Instytucie Pamięci Narodowej, podało, że Solorz podpisał zobowiązanie do współpracy z SB.

„Były lata 80., a ja kilka lat wcześniej jako 20-letni chłopak wyjechałem nielegalnie na Zachód. I w 1983 roku chciałem po prostu przyjechać do Polski. Gdy w marcu lub maju zjawiłem się w Radomiu, zostałem wezwany do jakiegoś pomieszczenia nad biurem paszportowym. Siedzący tam człowiek kazał mi dokładnie spisać, co robiłem za granicą. Na kilku spotkaniach musiałem mu się wyspowiadać. Miałem opisać, co robiłem, z kim się zadawałem, kogo znam. I to zrobiłem, bojąc się, że zostanę aresztowany za nielegalny wyjazd. A ja chciałem móc jeździć do Polski, bo cały czas ciągnęło mnie do kraju. To było kilka spotkań, cztery, może pięć na przełomie 1983–1985 roku. Na jednym z nich musiałem podpisać jakieś zobowiązanie”. – Tak Solorz tłumaczył to w 2006 roku w „Życiu Warszawy”. I dodawał: „Nie byłem agentem. Ja byłem przeświadczony, że nawet nie zostałem zarejestrowany, skoro nie podjąłem współpracy”.

Pytany, dlaczego poza klasycznym zobowiązaniem do współpracy podpisał także umowę z wywiadem PRL, odpowiedział: „Dla mnie to było wymuszanie. Kazali mi to podpisać, więc podpisywałem […]. Ja się broniłem przed aresztowaniem za nielegalny wyjazd. Nie robiłem nikomu żadnej krzywdy”. „Życie Warszawy”, powołując się na dokumenty, pisało, że „był słabym agentem i raczej próbował zbywać SB ogólnie znanymi informacjami, niż dostarczać cenne dane”.

***

To tylko fragment tekstu Michała NiedbalskiegoPochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy „Press” – Katarzyna Kasia, Solorz, odejścia szefów RMF, a także TVP PiS Bis

Press

Michał Niedbalski

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.