Temat: prasa

Dział: PRASA

Dodano: Marzec 16, 2024

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Reduta i bitwa na stopy. Rzecz o tym, jak przejmowano media publiczne

Policja przed budynkiem TVP przy ul. Woronicza w Warszawie, zdjęcie z 21 grudnia 2023 roku (fot. Leszek Szymański/PAP)

W PAP władza stawiała opór długo, w TVP też desperacko chwytała się brzytwy. Tak się zapamiętała, że zapomniała o publicznym radiu.

3 stycznia stukam do szklanych drzwi wejściowych w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej. Zazwyczaj otwierają się automatycznie, teraz nie reagują. Pan na portierni lustruje mnie wzrokiem i ostatecznie wpuszcza. Kilka dni wcześniej od tych samych drzwi – precyzując nacjonalistów Roberta Bąkiewicza – odbił się Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”, Dziennikarz Roku 2023. Do środka nie wpuścili go politycy PiS.

– Jest jeszcze pan Surmacz? – pytam o byłego już szefa PAP w czasach dobrej zmiany.

– Nie wiem. Przed tą zmianą to wszyscy wchodzili i wychodzili tędy, więc wiedziałem. Teraz już, panie, nie wiem, którędy pan Surmacz wychodzi – tłumaczy portier.

STOPA W DRZWIACH

16 grudnia, cztery dni przed ruchem ministra Bartłomieja Sienkiewicza, Markowi Błońskiemu, wieloletniemu pracownikowi tej agencji, wybranemu ponownie na przewodniczącego Rady Pracowników PAP, zaproponowano kierowanie tą instytucją. Zgodził się.

– To prezes Surmacz sobie mnie wyhodował. Zwalnianych ludzi broniliśmy jako Rada Pracowników. Ze strony zarządu nie było woli porozumienia. Nawet w drobiazgach – gdy chodziło o dzień wolny za święto – wspomina Błoński.

20 grudnia, gdy nowy minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił odwołanie rad nadzorczych w spółkach medialnych skarbu państwa, Błoński już jako prezes razem z mecenasem Jordanem Zafirowem i członkami rady nadzorczej przyszli do siedziby PAP z aktami notarialnymi i listami od ministra kultury w rękach. Mieli przejąć obowiązki. Surmacza nie było. Pojawił się dopiero w obstawie posłów PiS oraz kamer TVP Info. Zaczęły się przepychanki. Opór był zaskakująco silny.

Wojciech Surmacz z mecenasem Arturem Wdowczykiem, znanym z obrony członków PiS, zabarykadowali się w gabinecie prezesa. Pomagało kilku posłów PiS, m.in. Kazimierz Smoliński, Piotr Gliński, Kamil Bortniczuk i Kacper Płażyński. Błoński relacjonował: „Gliński fizycznie przepychał przewodniczącego rady nadzorczej”. Były minister kultury na platformie X puszczał w świat podobne komunikaty: „Miała tu miejsce próba siłowego przejęcia instytucji. Wtargnęło tu 4 panów bez żadnych legalnych podstaw. Używają siły fizycznej”.

Obejrzeliśmy nagrania z tych zajść – nigdzie nie widać przemocy. Za to wiele razy słychać, że rzekomo jest. „Jestem odpychany przez osoby, które nadużywają immunitetu poselskiego” – mówi mecenas Zafirow, stojąc w drzwiach gabinetu. Chciał wejść do środka.

Niewidoczny za drzwiami Gliński: „To pan wkłada tutaj nogę (niezrozumiałe) i zachowuje się jak dziecko”.

Któryś poseł PiS zza drzwi do mecenasa: „Niech pan weźmie tę stopę, bo chcę zamknąć drzwi!”.

Zafirow: „Pana immunitet nie obejmuje zamykania drzwi, chyba że w klubie parlamentarnym”.

Ktoś zza drzwi: „Niech pan nie dotyka stopy posła!”.

Mecenas: „To pan poseł dotyka mojej, bo staje na niej”.

Przepychanki stopami w drzwiach nie przyniosły rozstrzygnięcia. Nowy prezes zaczął urzędować w sali konferencyjnej, a stary – w gabinecie prezesa. Między pomieszczeniami defilowali posłowie PiS.

Nowy prezes zwołał zebranie z redaktorami i edytorami na dyżurach. Wysłał też informacje do pracowników o decyzjach personalnych: odwołał ze stanowisk redaktora naczelnego Cezarego Bielakowskiego oraz jego zastępców: Radosława Gila i Tomasza Grodeckiego. Ci to zignorowali.

Kontrkomunikat wysłał do pracowników Surmacz. „Informuję, że wszystkie decyzje podejmowane przez Pana Marka Błońskiego nie posiadają mocy prawnej” – przekonywał.

O 20 odbyło się spotkanie z dwoma zarządami. Prawnicy jednych i drugich przerzucali się argumentami. „Pokażcie wpis w KRS” – żądali jedni i wskazywali zapisy w ustawie o Radzie Mediów Narodowych. „Nowy zarząd działa od powołania, a nie wpisu w KRS” – odparowywali drudzy, powołując się na Kodeks spółek handlowych.

„Emocje są. Pracownicy chcieliby, aby politycy wreszcie odpieprzyli się od PAP i pozwolili nam pracować” – mówi mi tego wieczoru na offie wieloletni pracownik Agencji. Twierdzi, że nowy prezes ma dobrą opinię wśród pracowników, ludzie mu ufają, pracownicy zaś mają dość obecności polityków PiS.

Następnego dnia światło dzienne ujrzało pismo Rady Pracowników PAP do ministra kultury. Stało w nim: „W imieniu dziennikarzy oraz pozostałych pracowników PAP kategorycznie sprzeciwiamy się upolitycznieniu sporu wokół PAP m.in. przez obecność polityków PiS w siedzibie Agencji”.

CZYLI ZAMIERZA PAN WPROWADZIĆ SNAJPERÓW

Walka o PAP dopiero się zaczęła. Politycy PiS pełnili dyżury w budynku Agencji, zazwyczaj zespołowo. Kolędowali tam Mateusz Morawiecki i Beata Szydło, a Jarosław Kaczyński nawet spędził całą noc. Mocno aktywny był Kazimierz Smoliński, Szymon Szynkowski vel Sęk, Łukasz Schreiber, Marcin Horała, Paweł Jabłoński. Przemysław Czarnek robił kontrole poselskie. Antoni Macierewicz przepychał się z pracownikiem Agencji, próbując go legitymować. Ten incydent zgłoszono na policję. Która zresztą nieraz odwiedzała siedzibę PAP – obie strony składały wzajemne doniesienia, wzywały funkcjonariuszy na interwencje. Któregoś wieczoru, gdy dochodziło do przepychanek, pod siedzibą stała też karetka.

Posłowie nie odstępowali na krok Błońskiego, członków nowej rady i prawników. – Deptali nam po piętach, wchodzili za nami nawet do toalety. Poseł Bochenek wymiękł dopiero przy umywalce – nie wszedł za mną dalej – śmieje się Błoński. Parlamentarzyści podsłuchiwali ich rozmowy telefoniczne, także prywatne. Jedna z mecenasek musiała zamknąć się w toalecie, by bez polityków PiS porozmawiać z chorą córką.

Nowemu szefostwu zarzucano pucz, przejmowanie siłą agencji. Szymon Szynkowski vel Sęk ochroniarzy nowego prezesa nazywał oprychami. Poseł Matecki natomiast pytał Błońskiego w święta: „A pan jakie kolędy woli: polskie czy niemieckie?”. Poseł Schreiber brylował, cytując co rusz fragmenty „Rejsu”.

Oglądamy kilka krótkich filmików z okresu „okupacji”. Dominują pojedynki na telefony – obie strony filmują przeciwną stronę z aparatami na wysokości twarzy i komentują sytuację. I tak poseł Matecki do kamery w sprawie Błońskiego, który najwyraźniej określił siebie jako prezesa: „A ja jestem wysportowanym blondynem z bujną czupryną”. Szynkowski vel Sęk, „szczególnie ekspansywny”, w jednej z rozmów o tym, że nowy prezes będzie się teraz w PAP „otaczał murem”. Błoński ironizował: „Na pewno. Mur, zasieki, druty kolczaste i snajperzy na dachach”.

Szynkowski vel Sęk nie mógł przepuścić takiej okazji. Rzucił: „Czyli zamierza pan wprowadzić snajperów, tak?”.

***

To tylko fragment tekstu Krzysztofa Boczka. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Chrabota o redakcji i muzyce, maestro Kącki, sylwetka Pacewicza i transkrypcja

Press

Krzysztof Boczek

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.