Cezary Wojtczak: Rok po „dzieciach znanej parlamentarzystki”. Słowa ranią
Cezary Wojtczak pisze: "Autor informacji, którą przed rokiem opublikowało Radio Szczecin, w listopadzie podał się do dymisji. Nigdy nie przyznał się do winy czy choćby odpowiedzialności za ułatwienie identyfikacji tożsamości Mikołaja Filiksa. Wyjechał do Afryki i nie ma z nim kontaktu"
Niech 29 grudnia będzie Dniem Milczenia Mediów. Milczenia, by w ten sposób zwrócić uwagę na moc słów, które czasem są destrukcyjne – pisze Cezary Wojtczak, wieloletni dziennikarz i redaktor, kiedyś związany także z publicznym radiem, rok po opublikowaniu przez Radio Szczecin haniebnej, politycznie motywowanej informacji o „dzieciach znanej parlamentarzystki”.
Na początku było słowo. Ten biblijny cytat nie bez powodu krąży mi po głowie. Z pewnością refleksyjny czas Świąt sprzyja takim skojarzeniom. Jest jednak i inna przyczyna. My, dziennikarze, posługujemy się słowami. A, jak mawiał Marshall Rosenberg – twórca rewolucyjnej metody komunikacji Porozumienie bez Przemocy – te mogą być oknami, ale i murami. W skrajnych przypadkach mogą ranić bardziej niż sztylety. Czy tak było w przypadku zmarłego tragicznie Mikołaja Filiksa? Tego nie wiem. Wiem jednak na pewno, że autor informacji o „dzieciach znanej parlamentarzystki” rażąco naruszył reguły, które dla dziennikarza powinny być święte. 29 grudnia minie rok od dnia opublikowania przez Radio Szczecin informacji, która w takiej formie nigdy nie powinna się ukazać.
To nie będzie tekst o polityce, choć to ona – jak sądzę – legła u podstaw rzeczonej publikacji. Chciałbym, aby to był tekst o wartościach. O etyce, o odpowiedzialności, o człowieczeństwie. Nie chcę nikogo drażnić, nie planuję polemiki, ale i nie uchylę się od niej, gdy będzie trzeba. Bo rzadko kiedy mam tak silne poczucie posiadania racji i równie mocne przekonanie, że w przypadku informacji podanej przez szczecińską rozgłośnię mamy do czynienia z intencjonalnym złem.
Ale po kolei. Na początek przypomnę, co się wydarzyło. Mikołaj Filiks trzy lata temu padł ofiarą pedofila. Był nim tzw. przyjaciel rodziny i jednocześnie działacz Platformy Obywatelskiej. Został złapany i poszedł siedzieć. Półtora roku od tego wydarzenia Radio Szczecin podało tę wiadomość na swojej stronie internetowej, ujawniając przy tym kilka informacji pozwalających na identyfikację chłopaka. Trzy miesiące później popełnił on samobójstwo. Czy mamy tu do czynienia z koincydencją? Być może, choć nie jestem w stanie jej udowodnić, tak jak i nikt nie jest w stanie jej wykluczyć. Wiem jednak na pewno, że żaden dziennikarz nie powinien tej informacji publikować.
Dlaczego? Po pierwsze, prawo nakłada na niego obowiązek ochrony tożsamości ofiar. Po drugie, etyka nie powinna mu na to pozwolić. "Do tego, żeby uprawiać dziennikarstwo, przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. Źli ludzie nie mogą być dobrymi dziennikarzami. Jedynie dobry usiłuje zrozumieć innych, ich intencje, ich wiarę, ich zainteresowania, ich trudności, ich tragedie" - tak pisał Ryszard Kapuściński w „Autoportrecie reportera”. Dziennikarze korzystają z gwarancji umożliwiających im publikowanie informacji o sprawach publicznie ważnych pod warunkiem, że działają w dobrej wierze, na ścisłej podstawie faktycznej i prawnej oraz zapewniają wiarygodną i precyzyjną informację, zgodnie z etyką dziennikarską. W przypadku publikacji Radia Szczecin złamano wszelkie reguły. I prawne i moralne.
A teraz kilka zdań adresowanych do autora informacji. Jeśli podajesz, że to „dzieci znanej parlamentarzystki” i robisz to bez uzasadnienia sensu tej wiadomości, bez wyjaśnienia wartości tego właśnie aspektu, to jaki masz cel? Moim zdaniem nie chciałeś tylko poinformować, chciałeś podjudzać, walić prętem po klatce i huśtać emocjami. Twoją winą jest przedmiotowe wykorzystanie ofiary i jej identyfikacja. To tak zwana wtórna wiktymizacja. Cierpienie dziecka stało się dla niego torturą.
Dziś piszę o tym z poczucia odpowiedzialności i – być może – desperackiej próby poruszenia sumień całego środowiska. Chciałbym, abyśmy uznali, że 29 grudnia to Dzień Milczenia Mediów. Milczenia, by w ten sposób zwrócić uwagę na moc słów, które czasem są destrukcyjne. Cisza jako zadośćuczynienie ze strony dziennikarzy. Cisza jako przepraszam za wykorzystanie słów, które nie powinny być użyte. Chciałbym, aby tego dnia każda redakcja poświęciła choćby jeden materiał na refleksję o odpowiedzialności za słowo. Żeby każdy odbiorca mediów mógł zrozumieć, że słowo może być bronią ofensywną.
***
Post scriptum. Mówi Barbara Lorenc, bydgoska psycholożka z 44-letnim doświadczeniem, zajmująca się terapią dzieci, młodzieży i osób dorosłych
- Przypuszczam, że dla Mikołaja podanie tej informacji przez media nie było tylko przypomnieniem zdarzeń sprzed lat. W dalszym ciągu to traumatyczne doświadczenie tkwiło w nim i miało wpływ na to co myśli i czuje, jak spostrzega siebie – mówi bydgoska psycholożka Barbara Lorenc, zajmująca się terapią dzieci, młodzieży i osób dorosłych.
- Młody człowiek w okresie dojrzewania kształtuje swoją tożsamość, obraz samego siebie. Ważny jest dla niego wygląd, atrakcyjność fizyczna, sprawność oraz akceptacja rówieśników. W tym okresie reakcje nastolatka są na ogół impulsywne i skrajne, występuje ogromna ambiwalencja uczuć. W różnych sytuacjach pojawia się krótka droga od miłości do nienawiści, od euforii do smutku – dodaje psycholożka.
I dalej: - Kształtowanie się tożsamości młodego człowieka to efekt wcześniejszych i teraźniejszych doświadczeń. Jeśli były one tak dramatyczne, postawiły to dziecko w grupie wysokiego ryzyka zachowań suicydalnych. Pamiętajmy, że Mikołaj musiał się codziennie konfrontować z informacjami na temat swojej rodziny i środowiska, w którym się wychowywał. Nawet jeżeli najbliższe otoczenie próbowało go chronić przed wszechobecną nagonką, to sytuacja, w której został odarty z tajemnicy dotyczącej jego sfery intymnej, mogła powodować cierpienie nie do zniesienia dla nastolatka. Ponadto mógł czuć się odpowiedzialny za to co inni mówią o jego rodzinie. Śmierć jest więc nie tylko wyrazem bezsilności i desperacji, ale również aktem złożenia ofiary życia w walce o dobre imię własnego systemu rodzinnego.
- Chcę dodać, że ciągle zadziwia mnie, ale i oburza okrucieństwo, bezmyślność i brak odpowiedzialności za słowo ludzi „wchodzących z butami” w czyjeś życie, oceniających i komentujących sprawy osobiste innych w imię wątpliwych idei i wartości, bez względu na światopogląd jaki reprezentują – kończy bydgoska psycholożka.
***
Epilog
Autor informacji, którą przed rokiem opublikowało Radio Szczecin, w listopadzie podał się do dymisji. Nigdy nie przyznał się do winy czy choćby odpowiedzialności za ułatwienie identyfikacji tożsamości Mikołaja Filiksa. Jak podały Wirtualne Media, wyjechał do Afryki i nie ma z nim kontaktu.
***
Cezary Wojtczak – z mediami związany od 1991 roku, pracował w TVP Poznań, TVP Bydgoszcz. W latach 2015-2016 był prezesem i naczelnym Polskiego Radia PiK. W latach 2016-2020 członek Rady Programowej TVP w Bydgoszczy. Obecnie prowadzi szkolenia biznesowe, jest dziennikarzem portalu Kujawy-pomorze.info
Cezary Wojtczak