Marek Twaróg: Odpowiedzialność za kształt wczorajszej debaty ponosi prezes Matyszkowicz, który nic nie może
"Redakcje są pełne koniunkturalistów dowodzonych przez koniunkturalistów, którym patronuje system promujący koniunkturalistów. Matyszkowicz nawet nie próbował tego zmienić" - pisze Marek Twaróg (fot. archiwum)
Matyszkowicz jest ważnym prezesem tylko na kilku korytarzach przy Woronicza, ale już niekoniecznie przy placu Powstańców, gdzie produkowana jest propaganda, a już na pewno nie przy Nowogrodzkiej. Tam jest obiektem kpin i żartów, popychadłem, kimś na podobieństwo Benny Hilla, którego wszyscy mogą poklepać po głowie, a potem odprawić za drzwi - pisze Marek Twaróg z "Presserwisu" o prezesie TVP, który ponosi odpowiedzialność za kształt wczorajszej debaty wyborczej.
Odpowiedzialność za kształt wczorajszej debaty przedwyborczej, konstruowanej pod dyktando władzy, ponosi Mateusz Matyszkowicz. Człowiek, który od roku jest prezesem TVP, a który już chyba przebił dno, jakie osiągnął jego idol Jacek Kurski.
Czytaj też: Pytanie długie na minutę i 13 sekund, pomylona plansza i dżingiel nie w porę. Debata TVP
Dziennikarze, prezenterzy - zwani dziś już wyłącznie "pracownikami" TVP - wszyscy ci moralnie zagubieni żołnierze propagandy wpisali sobie utratę twarzy w ryzyko zawodowe. Co prawda teraz cała Polska szydzi z ich miękkiego kręgosłupa, ale przecież mieszkania już kupione, dzieci na studiach, kredyty pospłacane. Ostatecznie więc za kilka lat, kiedy będą rzecznikować w jakiejś pisowskiej spółce miejskiej, ewentualnie stworzą nową wersję prawicowego bloga z wiecznymi pretensjami, ich będzie na wierzchu. Dziś oni są na tapecie - brylują w "Wiadomościach" czy TVP Info - ale przecież takich osobników jest bardzo dużo zarówno w TVP, jak i w Polskim Radiu czy Polska Press. Wszyscy tak samo racjonalizują sobie zło. Że szczucie jest moralnie uzasadnione, albo że "oni" też tak robią, albo że przetrwam jeszcze trochę, a potem uciekam, albo wręcz że niczego złego nie robię, tylko włączam kamerę, robię w sporcie, ogarniam internet, nie jestem jak ci od polityki.
Wszyscy tak samo liczą, że za parę lat nikt nie będzie im pamiętał, co wyrabiali - co najwyżej doradca inwestycyjny w banku przypomni, że trzeba założyć kolejną lokatę.
Redakcje są pełne koniunkturalistów dowodzonych przez koniunkturalistów, którym patronuje system promujący koniunkturalistów. Taki system zastał Mateusz Matyszkowicz. Nadzieja ludzi poczciwych, wszak w krakowskim intelektualiście - w przeciwieństwie do gdańskiego rozrabiaki politycznego - wielu widziało szansę na dobrą zmianę w TVP.
Lecz on nie tylko niczego nie poprawił, ale doprowadził system Kurskiego do perfekcji. Po części swoimi decyzjami, ale po części także brakiem decyzyjności, zerowym znaczeniem w PiS, brakiem jakiejkolwiek siły przebicia. Matyszkowicz jest ważnym prezesem tylko na kilku korytarzach przy Woronicza, ale już niekoniecznie przy placu Powstańców, gdzie produkowana jest propaganda, a już na pewno nie przy Nowogrodzkiej. Tam jest obiektem kpin i żartów, popychadłem, kimś na podobieństwo Benny Hilla, którego wszyscy mogą poklepać po głowie, a potem odprawić za drzwi.
To Matyszkowicz nie jest w stanie przeciwstawić się ściekowi propagandy w programach informacyjnych, to on pobłogosławił przekształcenie "Wiadomości" w audycję wyborczą PiS, on płaci za te szaleństwa, on wreszcie do ostatniej chwili dawał sobie kombinować przy debacie.
Matyszkowicz wie, że "publiczna radiofonia i telewizja realizuje misję publiczną, oferując (...) całemu społeczeństwu i poszczególnym jego częściom, zróżnicowane programy i inne usługi w zakresie informacji, publicystyki (...) cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i niezależnością” - jak zapisano w Ustawie o radiofonii i telewizji - ale nie zrobił ani kroku w kierunku realizacji tego postulatu. Sprzeniewierzył się ustawie, ale sprzeniewierzył się też Zasadom Etyki Dziennikarskiej w TVP, w których stoi, że "Zadaniem dziennikarza jest realizacja prawa dostępu każdego obywatela do informacji oraz tworzenie form debaty publicznej". Nic dziwnego zresztą, codziennie sprzeniewierza się również sobie. Mówił wszak kiedyś: "Nie chcę, by TVP 1 była stroną sporu. (...) Chciałbym, żeby była telewizją narodową, dla wszystkich".
O ile członkowie KRRiT, którzy aprobują szaleństwa TVP, mogliby zeznawać przed Trybunałem Stanu, o tyle Matyszkowicz mógłby stanąć przed swoimi dawnymi kumplami, intelektualistami, filozofami, społecznikami, działaczami, całą tą niegdysiejszą jego hipsterką - i wytłumaczyć, jak to jest porzucić ideały. To mogłaby być dolegliwa kara.
Marek Twaróg
Marek Twaróg