Pytanie długie na minutę i 13 sekund, pomylona plansza i dżingiel nie w porę. Debata TVP
Media pojawiały się w odpowiedziach Tuska, kiedy kilkukrotnie zwracał on uwagę na fakt, że mówi o czymś, o czym nigdy wcześniej w telewizji rządowej widzowie nie mogli usłyszeć (afera wizowa)
Najdłuższe pytanie zadane przez prowadzącą Annę Bogusiewicz we wczorajsze debacie w TVP 1 trwało 1 minutę i 13 sekund i dotyczyło prywatyzacji. Niewiele krótsze pytanie zadał Michał Rachoń o imigrantów (minuta i 11 sekund). Tymczasem politycy mieli na odpowiedzi tylko po minucie na każde pytanie. Telewizja pomyliła też plansze, a na początku debaty Rachoniowi przerwał dżingiel. Jednak największe zamieszanie miało miejsce, zanim jeszcze transmisja się zaczęła. – Propagandziści PiS przygotowali materiał operetkowy, pełen agresji i błędów realizacyjnych – ocenia Wiesław Władyka, komentator „Polityki”.
Wczoraj od rana pojawiały się informacje, że wbrew pierwotnemu planowi, PiS chce jednak przenieść debatę z hal spółki ATM przy Wale Miedzeszyńskim na przedmieściach Warszawy do głównej siedziby TVP przy Woronicza. Odbieraliśmy informacje od pracowników TVP, którzy twierdzili, że zmiana miejsca debaty jest niemal pewna, bo budowane jest studio.
Czytaj też: Marek Twaróg: Odpowiedzialność za kształt wczorajszej debaty ponosi prezes Matyszkowicz, który nic nie może
Nie dało się jednak tych informacji potwierdzić. Zweryfikował je po południu Krzysztof Luft, członek rady programowej TVP. Pofatygował się na Woronicza i jako członek rady mógł tam wejść. Zrobił zdjęcie budowanego studia, które przypominało to, jakie wykorzystano do debaty. "Byłem, sprawdziłem osobiście. Studio 1 na Woronicza jest gotowe. Nie ma w nim jednak miejsca dla publiczności. (...) Prezes TVP zapewnił mnie, że nie planuje już zmiany miejsca debaty, ale ostatnie przygotowania w S1 nadal trwają" - napisał Luft i dołączył zdjęcie studia.
Ostatecznie debata odbyła się przy Wale Miedzeszyńskim. Wokół hali zebrało się po kilkudziesięciu-kilkuset zwolenników każdej opcji. Najlepiej przygotowana była Koalicja Obywatelska, która zbudowała scenę dla wychodzącego z debaty Donalda Tuska. Wydarzenia przed halą ATM relacjonował TVN 24. „Bardzo chciałbym wejść do środka, ale dziennikarze z mediów niezależnych nie dostali akredytacji” – mówił rozmawiający ze zgromadzonymi przed debatą reporter TVN 24 Radomir Wit.
Debatę i towarzyszące jej wydarzenia relacjonowały na żywo Wyborcza.pl, Wirtualna Polska, Gazeta.pl. Gdy debata się zaczęła i kanały publiczne zaczęły ją transmitować, stacja TVN 24, która nie miała sygnału, relacjonowała spotkanie Jarosława Kaczyńskiego w Przysusze.
Debatę prowadzili Michał Rachoń i Anna Bogusiewicz. Zaczęło się od realizacyjnej usterki, kiedy Michał Rachoń po krótkim wstępie miał dać wybrzmieć dżinglowi, ale o tym zapomniał i skończył na krótkim "To co...". Nie było pytań o inflację, aferę wizową, zarobki w spółkach skarbu państwa, propagandę i hejt w rządowych mediach. Większość pytań dotyczyła zagadnień, które pojawiają się w referendum.
- Pierwsze pytanie Michała Rachonia o imigrantów trwało minutę i 11 sekund.
- Drugie pytanie Anny Bogusiewicz o wiek emerytalny trwało 47 sekund.
- Kolejne pytanie o politykę społeczną trwało 40 sekund.
- Czwarte pytanie o prywatyzację trwało 1 minutę i 13 sekund.
- Piąte pytanie o bezpieczeństwo trwało 59 sekund.
- Szóste pytanie o bezrobocie trwało 45 sekund.
W 40. minucie debaty realizator pomylił się i przed pytaniem o bezpieczeństwo wypuścił planszę z napisem "bezrobocie". Ani prowadzący, ani politycy nie zwrócili jednak na to uwagi.
Media pojawiały się w odpowiedziach Tuska, kiedy kilkukrotnie zwracał on uwagę na fakt, że mówi o czymś, o czym nigdy wcześniej w telewizji rządowej widzowie nie mogli usłyszeć (afera wizowa). Tusk zaczął od stwierdzenia: "Jestem tu dziś dla państwa, dla których TVP jest jedynym źródłem informacji. Siedem minut, bo tyle minut dostałem od TVP po ośmiu latach kłamstw".
"Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze" - kpił z kolei z Rachonia i Bogusiewicz Szymon Hołownia tuż po wyjściu ze studia, po czym drwił z "parapytań" i "stanu polskiego dziennikarstwa".
Pod koniec debaty Michał Rachoń złamał ustalone zasady, kiedy Tusk uderzył w dziennikarzy TVP, nazywając ich działaczami. "Mnie się wydaje, że ta zadziorność byłaby na miejscu względem przywódców państw silniejszych od Polski, a nie względem dziennikarzy, ale cóż" – odparował Michał Rachoń.
W ocenie Wiesława Władyki, komentatora „Polityki”, pisowscy propagandyści przygotowali plan, zgodnie z którym faktycznym zwieńczeniem debaty było następujące zaraz po niej główne wydanie „Wiadomości” TVP. Wydanie dziennika opóźniono o trzy minuty. Na wstępie znalazło się wyrwane z kontekstu zdanie Tuska: „…słowo migracja oznacza największy skandal….”. W dalszej części wyemitowano materiał o tym, że Europejska Partia Ludowa, do której należy Tusk, opowiada się za paktem migracyjnym, przez który nasz kraj zaleją fale nielegalnych migrantów. Pojawiły się też materiały o tym, jak biednie żyło się pod rządami koalicji PO-PSL. W części pojawiły się te fragmenty wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, w których punktuje Donalda Tuska.
Na koniec pojawia się długa relacja z wystąpienia premiera na wiecu zorganizowanym pod halą ATM, którą zwieńczyło odśpiewanie hymnu przez działaczy PiS.
- Wszystko było wyreżyserowane od początku do końca. Jestem pewien, że sztab PiS znał pytania na długo przed debatą, może nawet brał udział w ich ułożeniu. Usterki, spóźnienia, agresja prowadzącego i premiera - strasznie to nieudolne i operetkowe - komentuje Wiesław Władyka.
Dr hab. Mirosława Wielopolska-Szymura, medioznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego: - Pytania były nacechowane tendencyjnie. Celowo zawierały zawiłe wprowadzenie, które nie były łatwe do zapamiętania, celowo też zawierały elementy wartościujące, narzucające interpretację i najczęściej wskazywały “winowajcę” określonych problemów czy sytuacji - rząd Donalda Tuska, koalicję PO-PSL, Unię Europejską. Nie dało się nie zauważyć, że wiele pytań powielało pytania z planowanego referendum.
(MAT, JF, PAR, 10.10.2023)