Moim zdaniem
Waldemar Śliwczyński
WYDAWNICTWO KF JOLANTA ŚLIWCZYŃSKA
WRZEŚNIA 2022
„Linotyp był piękną maszyną. Zakochałem się w niej, jak tylko ją zobaczyłem. To jakby gigantyczna maszyna do pisania, do której wchodził człowiek” – wspomina Waldemar Śliwczyński, wieloletni wydawca „Wiadomości Wrzesińskich” i kwartalnika „Fotografia”. Niedawno tygodnik przekazał swoim dziennikarzom, „Fotografię” zaczął znów wydawać po przerwie, a jako młody emeryt usiadł do spisania wspomnień z czasów budowania wolnej prasy lokalnej w Polsce. Jeśli młodzi ludzie nie wiedzą, jak wyglądały początki kapitalizmu w Polsce po 1989 roku, powinni przede wszystkim przeczytać rozdziały o drukarni. Co to były za czasy, kiedy kupowało się jakiś drukarski złom z nadzieją, że już za tydzień wydrukowany na nim zostanie cały nakład gazety. To opowieść też o tym, jak „Wiadomości Wrzesińskie” doszły do najpiękniejszej siedziby redakcji lokalnej w Polsce i jak ją straciły. Śliwczyński pisze prosto z mostu, jakby kolegom przy wódce opowiadał o swoim życiu. Nie bacząc, że ktoś się obrazi. W czasach pozwów sądowych za byle co nikt już w pisaniu nie bywa tak brutalnie szczery. Wobec innych i samego siebie. Śliwczyński pisze o tych, którzy go zawiedli, ale nie waha się pisać o sobie, gdy sam zawodził. Choćby wtedy, gdy po zarobieniu pierwszych większych pieniędzy postanowił z ukochaną Jolą pojechać na wakacje na Bali. Po powrocie, zamiast opowiadać o urlopie, odbierali pisma od zwalniających się dziennikarzy. Ta książka nie zostanie Książką Reporterską Roku, ale gdyby każdy wydawca w Polsce tak opisał swoje życie, historycy mediów mieliby bezcenne źródło wiedzy o czasach, gdy prasa w Polsce była potęgą.
CP