Bieliaszyn z "GW": Owsiannikowa z plakatem "No war" miała czyste intencje
Marina Owsiannikowa została ukarana grzywną nie za happening na wizji, a za antywojenne wideo, które zostało zamieszczone w internecie (screen Twitter/@franakviacorka)
Marina Owsiannikowa, dziennikarka, która w czasie programu na żywo w rosyjskiej państwowej telewizji wybiegła z plakatem krytykującym wojnę, została ukarana, ale nie za wtargnięcie na wizję - jak powszechnie się uważa. – Niestety komentatorzy nie zadali sobie trudu, aby sprawdzić, o co dokładnie chodzi w tej sprawie, tylko wydali opinie, że brała udział w ustawce, co jest czystą spekulacją – mówi Wiktoria Bieliaszyn, dziennikarka "Gazety Wyborczej" specjalizująca się w tematyce Rosji.
O Marinie Owsiannikowej głośno zrobiło się 14 marca, kiedy w trakcie emisji programu informacyjnego "Wriemia" w kremlowskiej telewizji Pierwyj Kanał wtargnęła na wizję z plakatem: "No war. Oni cię okłamują, nie wierzcie propagandzie. Rosjanie przeciwko wojnie".
Niemal wszystkie światowe serwisy odnotowały ten akt odwagi - jak początkowo oceniano tę sytuację. Zwłaszcza że niedługo po incydencie w internecie opublikowano nagranie, w którym Owsiannikowa mówi, że Rosja jest agresorem, a jedynym odpowiedzialnym za konflikt jest Władimir Putin. Dodała też, że wstydzi się pracy w aparacie propagandy.
Następnego dnia, 15 marca, w czyste intencje Mariny Owsiannikowej powątpiewać zaczął Roman Hryszczuk, członek ukraińskiego parlamentu, poseł z partii Wołodomyra Zełenskiego. A za nim opinia publiczna, szeroko komentująca sprawę na Twitterze. Hryszczuk zwracał uwagę, że słowa Owsiannikowej sprytnie wpisują się w prorosyjską propagandę. Po pierwsze dlatego, że dziennikarka oskarża tylko Putina, a nie całe rosyjskie społeczeństwo. Po drugie, że mówi o "bratnich narodach" rosyjskim i ukraińskim. A to - według Hryszczuka - jest "rdzeń rosyjskiej propagandy", który służy jako wyjaśnienie okupacji Ukrainy, bo skoro "jesteśmy braćmi" to "powinniśmy żyć w jednym kraju".
Wątpliwości wzmogła wysokość kary, jaką nałożono na Owsiannikową. Następnego dnia po incydencie dziennikarka w asyście prawnika stawiła się w moskiewskim sądzie, który zdecydował, że ma zapłacić 30 tys. rubli (ok. 280 dolarów albo 1,2 tys. zł) grzywny. Powszechnie spodziewano się, że może trafić za kratki na mocy nowych przepisów, w myśl których autorom i redakcjom rozpowszechniającym informacje o wojnie w Ukrainie sprzeczne z oficjalną linią grożą drakońskie kary. Poprawki w Kodeksie karnym przewidują do 15 lat pobytu w kolonii karnej, jeśli publikacja spowoduje "ciężkie następstwa".
Wątpliwości snuł Witold Szabłowski w poście na Facebooku, który ma prawie 800 udostępnień: "Mówimy o kraju, gdzie przedwczoraj aresztowano (i wciąż nie wypuszczono) kobietę, która protestowała z czystą kartką. Nie w telewizji, nie w głównym programie, ale na ulicy jednego z miast. (...) Tymczasem Owsiannikowa nie dość, że uporała się wymiarem sprawiedliwości bardzo szybko (już jest wolna), to jeszcze udzielała dziś wywiadów i ona, i jej adwokat" - podkreślał pisarz i dziennikarz.
Okazuje się jednak, że 30 tysięcy rubli nie jest wcale karą za wtargnięcie na wizję, a za filmik, który trafił do internetu. – Wszystko więc jest zgodne z rosyjskimi przepisami. Ta pani została ukarana nie za protest przeciwko wojnie na wizji, tylko za umieszczenie w sieci filmiku, w którym wypowiada się na temat wojny – tłumaczy Wiktoria Bieliaszyn, dziennikarka "Gazety Wyborczej" specjalizująca się w tematyce Rosji. – Ten filmik został przekazany organizacji zajmującej się ochroną praw człowieka OWD Info.
Bieliaszyn dodaje: – Niestety wypowiadający się w tej sprawie komentatorzy nie zadali sobie trudu, aby sprawdzić, o co dokładnie chodzi z karą. Wydali opinie, które są czystą spekulacją.
Brak aresztu dla Owsiannikowej też nie może dziwić. Według rosyjskiego prawa matki, które posiadają dzieci poniżej 14 roku życia, są w sprawach administracyjnych karane grzywnami, a nie aresztem.
Śledztwo w sprawie happeningu na wizji nie zostało jeszcze wszczęte. Na razie prowadzona jest wewnętrzna kontrola w telewizji, która ma wykazać, czy za taki występek można wszcząć postępowanie karne. Nie ma też oficjalnej informacji, czy Owsiannikowa została zawieszona w pracy. Sprawa oczywiście będzie miała ciąg dalszy.
- Prawnicy zajmujący się tą sprawą przekazali mi, że według ich źródeł została podjęta decyzja, aby wszcząć przeciwko Owsiannikowej postępowanie karne, a nie tylko administracyjne – zaznacza Bieliaszyn. - Moim zdaniem Owsiannikowa zdobyła się na dużą odwagę i jej protest był szczery.
(BAE, 18.03.2022)