Co czytam, słucham, oglądam - ujawnia Marcin Żyła, wicenaczelny "Tygodnika Powszechnego"
Marcin Żyła z "Tygodnika Powszechnego": Czytam „Politykę” oraz weekendowe wydania „Dziennika Gazety Prawnej” i „Rzeczpospolitej” (fot. mat. pras.)
Pracuję w prasie, lecz nie wyobrażam sobie życia bez radia. Kupiony kilka lat temu mały tranzystor, wciąż działający na tej samej płaskiej baterii, zabieram w każdą podróż. Czy w Oksfordzie, czy w Ugandzie, słuchanie lokalnych stacji pomaga zrozumieć, gdzie się jest i czym żyje najbliższa okolica. Nieco ułomnie, ale to samo umożliwia aplikacja RadioGarden - pisze Marcin Żyła, zastępca redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego".
Dobrze wstać i zorientować się w tym, co się dzieje w świecie, pomagają mi w dni robocze poranne programy BBC Radio 2. Z kolei Elizabeth Alker, co sobotę prowadząca na antenie BBC Radio 3 audycję śniadaniową, jak nikt inny komentuje cały tydzień muzyką (dźwięki fortepianu przyspieszają zaś pisanie tekstów, których deadline minął poprzedniego wieczoru). Brytyjskie publiczne stacje radiowe dostępne są w aplikacji BBC Sounds.
Po „Newsweeka” już nie sięgam
Chciałbym, aby główny odcinek podcastu „Raport o stanie świata” Dariusza Rosiaka trwał dłużej niż dwie godziny i cieszę się na jego nową odsłonę – „Raport z przyszłości” ze świetnymi reportażami Agaty Kasprolewicz. W radiu Tok FM słucham „Światopodglądu” Agnieszki Lichnerowicz i audycji Tomasza Stawiszyńskiego. Przypadkowe włączenie RMF FM przypomina, jak do odbioru dziennikarstwa potrafi zniechęcić muzyczna sieczka.
Czytaj też: Marek Kęskrawiec szefem działu krajowego "Tygodnika Powszechnego"
Święto czytania to głównie czwartek wieczór, kiedy w wydaniu cyfrowym pojawia się nowy numer „The Economist”, dla mnie wciąż najlepszego tygodnika na świecie. Lubię jego analizy i dbałość o styl („nie zadzieraj nosa, nie bądź arogancki, zbyt z siebie zadowolony ani rozgadany, nie pouczaj, pisz przejrzyście” – chciałbym tak, jak każe jego stylebook); piszącym po angielsku zazdroszczę precyzji, zwięzłości i lekkości, którą daje ten język. W „The Guardian” czytam komentarze znawcy współczesnej Rosji Luke’a Hardinga; śledzę też relacje byłego korespondenta migracyjnego tej gazety Patricka Kingsleya, dziś szefa jerozolimskiego biura „New York Timesa”. Obywatelski portal śledczy Bellingcat.com pokazuje, jak wielki dziennikarski potencjał tkwi w masowości internetu. Cenię też portal TheConversation.com, efekt współpracy wielu brytyjskich uczelni, na którym badacze, pod okiem redaktorów, przedstawiają swoje odkrycia w języku zrozumiałym nie tylko dla nich samych – marzy mi się podobny projekt w Polsce.
Czytam „Politykę” oraz weekendowe wydania „Dziennika Gazety Prawnej” i „Rzeczpospolitej”. Po „Newsweeka” już nie sięgam – nieznośna bywa jego gra na antypisowskich emocjach, której lustrzanym odbiciem bywa kompulsywne oglądanie propagandowych „Wiadomości” w TVP. Cenię wiele materiałów OKO.press (ostatnio np. z pogranicza białoruskiego), choć serwis ryzykownie balansuje na granicy dziennikarstwa i aktywizmu; liczę na to, że gdy zmieni się władza, będzie jej równie uważnie patrzył na ręce. Upadek biskupów Kościoła katolickiego, jedno z najciekawszych obecnie zjawisk w Polsce, śledzę w insiderskich tekstach Zbigniewa Nosowskiego i innych autorów „Laboratorium Więzi”.
Bywa, że świat najlepiej widać z jego peryferiów
Życie dzielę między Kraków i góry, gdzie kupuję „Tygodnik Podhalański”, od lat niewygodny dla każdego samorządu pod Tatrami. Uprawianie dziennikarstwa w trudnych warunkach i wbrew okolicznościom jest normą również dla redaktorów bośniackiego dziennika „Oslobođenje” i wyrosłego z dysydenckiego radia z Belgradu serbskiego portalu B92 – podczytuję oba, choć teraz już głównie z sentymentu. Timothy Snyder zadedykował jedną ze swoich książek korespondentom; uważa, że to oni ocalą źródła dla przyszłych historyków. Staram się pamiętać, ile zawdzięczamy nieznanym nam z nazwiska dziennikarzom i pracownikom mediów lokalnych z całego świata.
Czytaj też: Nowy „Press”: Wolność Poczobuta bez ceny, Durczoka obraz prawdziwy, Trzódka się zgadza
Od wielu lat nie oglądam telewizji, ale jeśli płonie Notre Dame lub trwają zamieszki w Kongresie, włączam France 24 – to pomaga przyswoić sobie inny niż anglosaski punkt widzenia. I jeszcze jedno: bywa, że świat najlepiej widać z jego peryferiów. Pewnie dlatego regularnie czytam wydawany na Wyspie św. Heleny (południowy Atlantyk, ok. 5 tys. mieszkańców) „The Sentinel” oraz „Nunatsiaq News”, tygodnik z Iqaluit (arktyczna Kanada, ok. 8 tys. mieszkańców). Wiadomości o przybiciu do portu ostatniego na świecie statku pocztowego lub o tym, jak kryzys klimatyczny już teraz rujnuje życie na Północy, potrafią pokazać więcej kontekstów niż niejedna agencyjna depesza.
Marcin Żyła, "Tygodnik Powszechny"