Rotfeld: Bez uwolnienia Poczobuta dialog reżimu Łukaszenki z Zachodem niemożliwy
Adam Daniel Rotfeld: Stosunek Rosji do Białorusi jest świadectwem jej słabości, nie siły. fot. Paweł Wodzyński/East News
Nie wiem, kiedy więźniowie polityczni odzyskają wolność. Może to się stać wtedy, gdy dojdzie do poważnego dialogu politycznego z Zachodem, albo gdy dojdzie do integracji Rosji z Białorusią - mówi w press.pl prof. Adam Daniel Rotfeld, były minister spraw zagranicznych, badacz stosunków międzynarodowych. Rozmawia Marek Strzelecki.
Czy Andrzej Poczobut jest zakładnikiem Łukaszenki?
Bezsprzecznie tak jest. Nie tylko Poczobut, ale również Maryja Kalesnikawa, Andżelika Borys i wielu innych więźniów, którzy mają rozpoznawalność polityczną zarówno w Białorusi, jak i poza nią. Nie ulega wątpliwości, że Poczobut jest takim zakładnikiem tak w relacjach z Polską, jak i z Unią Europejską.
Najpierw mieliśmy eskalację ze strony Rosji wobec Ukrainy, od roku, po wyborach na Białorusi, nastąpiła podobna eskalacja w Mińsku. Co sytuacja na Białorusi mówi o sile dzisiejszej Rosji Putina?
Stosunek Rosji zarówno do Ukrainy, jak i Białorusi - według mnie - jest raczej świadectwem jej słabości, nie siły. Rosja oczywiście ma strategię utrzymania obecnego systemu i politycznej władzy na tym ogromnym, poradzieckim obszarze. Jest to dla niej zadanie najważniejsze. Po drugie, strategicznym celem jest zapobieżenie temu, by Rosja nie podzieliła losu Związku Radzieckiego i nie rozpadła się według linii narodowych czy etnicznych. Po trzecie, dla Rosji istotna jest jej globalna pozycja i misja w świecie, która sprowadza się do podważania uniwersalnego systemu wartości. Są one prezentowane jako zachodnie i obce rosyjskiej tradycji, kulturze i mentalności. Putin i jego otoczenie mają świadomość swoich słabości. We współczesnym świecie wyznacznikiem pozycji nie jest siła militarna, którą Rosja utrzymuje, ale zdolność modernizacji i reformy państwa, a to się w ostatnich 30 latach nie powiodło. Etatyzm i gospodarka rynkowa w wielu dziedzinach nie są kompatybilne i nie funkcjonują. Publicznie sformułowaną intencją Putina – w momencie obejmowania władzy – była, jak pisał: dyktatura prawa. Powiodła się tylko pierwsza część tej formuły, czyli autorytarna dyktatura. Intencją Rosji - nie od dziś - jest niedopuszczenie do demokratycznej transformacji zarówno u siebie, jak też na Ukrainie, Białorusi, czy w jakiejkolwiek innej byłej radzieckiej republice, choćby w Gruzji, Armenii czy Azerbejdżanie. Majdan na Ukrainie był dzwonkiem alarmowym, bo jeśli demokratyczne przemiany powiodłyby się tam, to byłaby to zachęta i model do podobnych zmian również w Rosji. Łukaszenka, kiedy został wybrany prezydentem, optował na rzecz Rosji z wielu powodów. Po pierwsze, skłaniały go do tego mentalność i doświadczenie dyrektora sowchozu (odpowiednika polskich PGR-ów). Po drugie, zły stan zdrowia Jelcyna przed rosyjskimi wyborami w 1996 roku, zarysował w wyobraźni Łukaszenki perspektywę, że jeśli doprowadzi do powstania Związku Białorusi i Rosji, to po odejściu Jelcyna może zostać głową państwa całej nowej federacji. Dziś Putin przypomina Łukaszence, że to był jego pomysł, by doprowadzić do takiej federacji. Łukaszenka znalazł się w potrzasku. Gdyby jego pomysł sprzed 25 lat się powiódł, byłby to pierwszy krok do przywracania do życia tego, co - zdawałoby się - minęło bezpowrotnie, czyli mocarstwa w granicach, jakie miał kiedyś Związek Radziecki.
Wrześniowe porozumienia między Łukaszenką i Putinem oznaczają, że dogadano mapę drogową integracji gospodarczej. Za nią ma pójść polityczna. Czy w przewidywalnej perspektywie nasza granica z Białorusią może się stać granicą z Rosją?
Nie wykluczałbym takiej opcji. Łukaszenko rządzi od 27 lat, wymieniał w tym czasie wielokrotnie swoje otoczenie. Zaświtał mu w tym czasie również inny pomysł: założenie dynastii Łukaszenków. Przygotowywał do objęcia władzy obu synów. Zdecydował, że następcą „tronu” będzie młodszy syn, Kola. Zeszłoroczne wybory go zaskoczyły. Jak każdy autokrata otoczony przez grupę dyspozycyjnych ludzi uwierzył, że w istocie rzeczy Białoruś to Łukaszenka. Gdyby fałszerstwo wyborcze z sierpnia 2020 roku nie było tak drastyczne, to być może nie doszłoby do tak masowej reakcji białoruskich wyborców. Jednak kłamstwo było tym razem zbyt wyzywające, pojawił się radykalny sprzeciw. Co więcej, w masowym ruchu przeważały młode kobiety. To one stały się ikoną spontanicznego, pokojowego protestu i zyskały sympatię całego świata. Białoruś wynurzyła się z niebytu, w ciągu kilku tygodni narodziło się społeczeństwo obywatelskie. Dla Łukaszenki i jego najbliższego otoczenia było to zaskoczenie. Jako człowiek o usposobieniu narcyza, przy tym dosyć nieokrzesany, dla którego główną wartością we wszechświecie jest on sam, a jego miłość własna nie ma granic, posunął się do niezwykłej brutalności. Użył bez jakichkolwiek zahamowań służb specjalnych, pokazując twarz człowieka, który, jak się wydaje, powinien być przedmiotem zainteresowania psychiatrów. Z tej pozycji urażonego narcyza rozmawia z Putinem. Pamięta jednak, że jeśli Rosja wchłonie Białoruś, to nie będzie tam już miejsca dla prezydenta Łukaszenki. Z kolei w putinowskiej Rosji przeważa świadomość, że jeśli – choćby powolne, ale demokratyczne - przemiany powiodą się na Białorusi, to utorują wcześniej czy później drogę do podobnej transformacji w Rosji. A to oznaczałoby początek końca putinizmu.
Czy w sprawie Poczobuta i innych uwięzionych dziennikarzy i aktywistów Europa i polski rząd zdały egzamin?
Oczekiwania społeczne są inne. Ludzie w swoich ocenach kierują się biblijną maksymą: po czynach ich poznacie. Oczekują nie tyle kolejnych rezolucji, co skuteczności. Skuteczny nacisk może dotyczyć gospodarki. Wiedzą o tym politycy w Unii Europejskiej, ale wiedzą też w Rosji. Białoruś jest państwem mało zasobnym. Nie ma tam takich złóż ropy i gazu, jakimi dysponuje Norwegia. Rosja, udostępniając Białorusi ropę i gaz po cenach wewnętrznych, umożliwiała jej reeksport, który pozwalał Białorusi zasilać swój budżet. Według miarodajnych szacunków, reżim Łukaszenki w czasie swego trwania zyskał w ten sposób ok. 100 mld dolarów, co zapewniało względną stabilizację i dynamiczny wzrost PKB, który w najlepszych latach był rzędu 10% rocznie. Kiedy Rosja podnosiła ceny nośników energii, a strona białoruska postulowała powrót do poprzedniego poziomu, reakcja rosyjskiego premiera sprowadzała się do tego, że jest to możliwe, jeśli Białoruś stanie się częścią wspólnego państwa.
Jest szansa na jakiś przełom w sprawie więźniów politycznych?
Nie wiem, kiedy więźniowie polityczni odzyskają wolność. Może to się stać wtedy, gdy dojdzie do poważnego dialogu politycznego z Zachodem, albo gdy dojdzie do integracji Rosji z Białorusią. Bez uwolnienia takich ludzi, jak Andrzej Poczobut, Maryja Kalesnikawa, Andżelika Borys i wielu, wielu innych, dialog reżimu białoruskiego z Zachodem nie będzie możliwy. Zarówno Unia Europejska, jak i Polska powinny jednoznacznie i publicznie powiedzieć, że bez uwolnienia więźniów politycznych Białoruś nie będzie partnerem do żadnych politycznych rozmów. Więźniowie traktowani jak zakładnicy są dowodem na to, że państwem białoruskim rządzą dziś ludzie, którzy kierują się logiką organizacji terrorystycznych domagających się okupu za osoby porwane. Nie ma potrzeby grać z Łukaszenką w jakąś grę. Należy mu stawiać twardy warunek zwolnienia wszystkich uwięzionych. Dotyczy to osób, które są ikoną walki o prawdę i wolność mediów oraz innych swobód politycznych.
Mamy też kryzys na naszej granicy.
Dziś reżim Łukaszenki traktuje więźniów jak zakładników, czy też walutę wymienną. Dotyczy to też uchodźców na naszej wschodniej granicy. Łukaszenka ściąga samolotami uchodźców z Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu po to, by odegrali rolę swoistej „przynęty” zarówno w zaognianiu sytuacji na granicy, jak i w destabilizacji politycznej w naszym kraju. Byłoby wskazane, aby osoby sprawujące władzę i podejmujące decyzje, odróżniały politykę wobec Białorusi i granicy od tego, co z moralno-etycznego punktu widzenia jest o niebo ważniejsze: ludzie cierpiący i umierający na granicy mają prawo oczekiwać z naszej strony po ludzku wyciągniętej dłoni i natychmiastowej pomocy. Nie tylko słów, ale czynów.
Tam, gdzie jest problem z demokracją lub autorytaryzmem, kłopot mają również media. Z Warszawy do Mińska dziś blisko nie tylko geograficznie, ale też ze względu na problemy z wolnością słowa. Czy to jest nasz wspólny problem?
Wolne media odgrywają dziś w świecie nieporównywalnie większą rolę niż kiedykolwiek wcześniej. Społeczeństwa są bardziej wykształcone, a cyfrowe technologie umożliwiają swobodne i niezakłócone rozpowszechnianie informacji. Niestety, umożliwiają też propagandę fałszu i fake newsów, co jest wspierane przez tych, którzy boją się wolnej prasy. Wolne media to dziś fundamentalny instrument, by korzystać z prawa do informacji i podejmowania swobodnych decyzji. Dotyczy to nie tylko Białorusi czy Rosji, ale też Polski i wszystkich innych państw, w których prawa te na różne sposoby są ograniczane. Próba odebrania wolności prasy zwykle jest podejmowana w interesie tych, co sprawują władzę.
Jak to się stało, że po 27 latach rządów Łukaszenki Białorusini się obudzili?
Pouczającą ilustracją są rządy Łukaszenki: przecież nie jest on dyktatorem od sierpnia 2020 roku. Zaczynał jako dyrektor sowchozu i został przywódcą, który przekształcił Białoruś w jeden wielki sowchoz. I nagle ludzie w tym sowchozie się zbuntowali. A przecież uwierzył on we własną propagandę, był przekonany, że zapewnił im lepsze życie. Efektem drastycznego fałszerstwa wyborczego było to, że na Białorusi obudziło się społeczeństwo obywatelskie. Ludzie się zmienili, ale Łukaszenka się nie zmienił, pozostał sobą. Nie zrozumiał prostej prawdy: po prostu kropla przelała czarę. Jak mówi nasze przysłowie: „Póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie”. Na Białorusi to ucho się urwało.
Prof. Adam Daniel Rotfeld, minister spraw zagranicznych w rządzie Marka Belki; były dyrektor Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem w Sztoholmie; współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych (2008-2015). Pracuje na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Autor wielu monografii i redaktor prac zbiorowych. Ostatnia książka: "W poszukiwaniu strategii" (2018)
Dowiedz się więcej o sprawie Andrzeja Poczobuta. Wejdź na http://press.pl/uwolnicpoczobuta
fot. Paweł Wodzyński/East News
Prof. Adam Daniel Rotfeld
Marek Strzelecki