"Nasz Dziennik": Mroziewicz to agent "Sengi"
Według "Naszego Dziennika" Krzysztof Mroziewicz, dziennikarz "Polityki" i TVP, komentator polityczny programu w publicznej telewizji "Siedem dni - świat", był agentem peerelowskiego wywiadu wojskowego – napisał PAP.
Jak podaje gazeta, Mroziewicz podlegał Zarządowi II Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego, później Zarządowi II Inspektoratu Wojskowych Służb Informacyjnych. Używał pseudonimu "Sengi". Jak wynika z wojskowych akt przekazanych niedawno do Instytutu Pamięci Narodowej, Mroziewicz podjął współpracę, która trwała od początku lat 80. do końca 1992 roku, w zamian za pomoc w "dziennikarskiej karierze". Urodzony w 1945 roku Mroziewicz od początku lat 80. należy do grona najbardziej znanych dziennikarzy komentatorów politycznych. Specjalizuje się w polityce zagranicznej, współpracuje z tygodnikiem "Polityka" i Telewizją Polską - m.in. jako komentator programu "Siedem dni - świat" ocenia i analizuje wydarzenia na arenie międzynarodowej, również te, w których w sposób aktywny uczestniczy Polska. Trzykrotnie został nagrodzony telewizyjnym Wiktorem - nagrodą dla wybijających się, wyjątkowo uzdolnionych dziennikarzy. Sęk w tym - pisze gazeta - że dziennikarska kariera Krzysztofa Mroziewicza, co jednoznacznie wynika z akt IPN, uzależniona była od pomocy wojskowych służb specjalnych PRL, a później Wojskowych Służb Informacyjnych. "Przez co najmniej dziesięć lat Mroziewicz współpracował z wojskowymi służbami specjalnymi" - twierdzi informator dziennika. - Nie udzielam żadnych informacji na ten temat. Proszę zrozumieć: do czasu, kiedy pan prezydent Lech Kaczyński nie odtajni raportu z likwidacji WSI, nie mogę mówić o żadnych nazwiskach - powiedział "Naszemu Dziennikowi" szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego i przewodniczący komisji weryfikacyjnej WSI Antoni Macierewicz. Mroziewicz powiedział w piątek PAP: - Po pierwsze, jeżeli byłem współpracownikiem wywiadu wojskowego, to wywiad wojskowy mnie zdradził. Po drugie, gdybym rzeczywiście był współpracownikiem wywiadu, to bym tego nie powiedział. Obracamy się więc w kręgu jakichś niepotwierdzonych hipotez. Podkreślił jednocześnie, że jako korespondent PAP-u utrzymywał rutynowe kontakty z pracownikami polskich ambasad, co "jest sprawą normalną", zwłaszcza, że - jak powiedział Mroziewicz - będąc korespondentem zagranicznym był on "zawsze atrakcyjnym rozmówcą". Dodał, że jeśli informacje z tych rozmów były potem wykorzystywane w jakikolwiek sposób przez wywiad, to "obciąża to sumienie tych którzy to robili".(PAP, ROM, 27.10.2006)
