Węgierscy dziennikarze: u nas były takie same metody nacisku na media
Orban podporządkował sobie większość mediów na Węgrzech (fot. European Peoples Party/Flickr/CC BY 2.0)
Węgierscy dziennikarze, obserwując strajk mediów w Polsce, przypominają podobne akcje przeciwko planom rządu Viktora Orbána. - Pomiędzy rządowymi mediami propagandowymi a niezależnymi redakcjami jest obecnie niemożliwy do zakopania rów - komentuje dla "Press" Szabolcs Voros, dziennikarz magazynu internetowego Valasz Online.
O proteście polskich nadawców i wydawców w środę informowały tylko niektóre węgierskie media, wśród nich tygodnik "HVG" i portal Index.hu.
Według niezależnych badaczy blisko 80 proc. rynku medialnego na Węgrzech jest kontrolowane przez rządzącą partię Fidesz lub biznesmenów powiązanych z premierem Viktorem Orbánem. W 2018 roku powstała Środkowoeuropejska Fundacja Prasy i Mediów, która skupia kilkaset portali, gazet, stacji radiowych i telewizyjnych sprzyjających rządowi. Większość niezależnych mediów działa tylko w internecie, a w ubiegłym roku przywrócono zlikwidowaną po okresie komunizmu węgierską redakcję Radia Wolna Europa (Szabad Europa).
Welcome to the wonderful world of #Hungarian #journalists . #Hungary reached 89th place out of 180 on the World Press Freedom Index. Ranks second worst in European Union member states. https://t.co/ceB3udu0Qo
— Viktória Serdült (@viktoriaserdult) April 21, 2020
Szabolcs Panyi, dziennikarz portalu śledczego direkt36, przypomina, że 2 grudnia 2010 roku (ponad pół roku po objęciu władzy przez Orbána) najważniejsze węgierskie dzienniki opublikowały puste pierwsze strony - na jeden dzień wyłączono również portale. W ten sposób protestowano przeciwko planom nakładania wysokich kar na nadawców i wydawców za naruszenie przepisów dotyczących przeciwdziałania przemocy czy nadużywaniu alkoholu. - Solidarność szybko wygasła i choć doszło do kolejnych wspólnych protestów, na przykład kiedy Fidesz regularnie zakazywał dziennikarzom wstępu do ich centrali podczas wieczorów wyborów, nie były one aż tak znaczące - komentuje Panyi w rozmowie z "Press".
Zsofia Fulop z gazety "Magyar Narancs" przypomina, że w 2014 roku węgierskie media protestowały przeciwko wprowadzeniu podatku od reklam - podobnego do pomysłu PiS. - Wtedy było oczywiste, że celem była duża komercyjna stacja telewizyjna RTL Klub, która musiała płacić najwięcej. To był główny cel tego zapisu. Protestowano przeciwko temu prawu w różnych redakcjach i było to dość podobnie do ostatnich działań w polskich mediach - mówi Fulop w rozmowie z "Press".
Przez ostatnią dekadę rząd Orbána krok po kroku wyciszał krytyczne wobec niego media. Najnowszym przykładem jest budapeszteńska rozgłośnia Klubrádió, która w eterze może nadawać tylko do końca tego tygodnia. Miejscowa Rada Mediów nie przedłużyła koncesji istniejącej od 21 lat rozgłośni, a decyzję podtrzymał sąd. - Klubrádió było dostępne tylko w Budapeszcie, największym bastionie opozycji. Po jego wyciszeniu nie będzie na Węgrzech lewicowo-liberalnego radia. Czas pokaże, czy rozgłośnia przetrwa w sieci i czy przyciągnie wystarczającą liczbę słuchaczy, by funkcjonować z zyskiem - mówi Szabolcs Voros.
Following the recent very worrying developments in #Poland and #Hungary, it is of utmost importance to recall that free and independent media are at the heart of any democratic system.
— Didier Reynders (@dreynders) February 10, 2021
We cannot and will not tolerate threats against press freedom. #RuleOfLaw #PressFreedom pic.twitter.com/1Tlqaxvcg5
Dziennikarz przypomina, że w 2011 roku, po uchwaleniu nowej ustawy medialnej, dwa główne lewicowo-liberalne dzienniki "Nepszabadsag" (od 2016 roku nie ukazuje się, po przejęciu przez oligarchę powiązanego z Fideszem) i "Nepszava" opublikowały takie same okładki z napisem "Kończy się wolność prasy na Węgrzech". Ostatnie duże protesty społeczne związane z wolnością prasy miały miejsce w lipcu ubiegłego roku, gdy stanowisko redaktora naczelnego portalu Index.hu stracił Szabolcs Dull, który popadł w konflikt z nowym prezesem właściciela serwisu. Wzburzenie wywołało również prawo pozwalające na karanie za kolportowanie "fałszywych informacji" podczas pandemii. - Jednak zainteresowanie sprawą było większe wśród międzynarodowych mediów niż w samych Węgrzech - dodaje Szabolcs Panyi.
?This was the cover of my newspaper @nepszava when the Fidesz government submitted the draft media law. That was the first step indeed.
— Katalin Halmai (@eublogo) February 10, 2021
Full solidarity with our Polish colleagues! https://t.co/CKmcrvhMtv pic.twitter.com/n6YSXn4Vnm
Rozmówcy "Press" wskazują, że polityka Orbána wobec mediów pogłębiła polaryzację dziennikarzy do niespotykanych rozmiarów. - Pomiędzy rządowymi mediami propagandowymi a niezależnymi redakcjami jest niemożliwy do zakopania rów. Niezależne media są jednak dalekie od mówienia jednym głosem, ponieważ składają się z lewicowych liberałów, konserwatystów, centrystów i tak dalej. Są to raczej niezależne wyspy, które oczywiście wyrażają solidarność, ale nie są zjednoczone - komentuje Szabolcs Voros.
- Jeśli jesteś medium przyjaznym rządowi, to możesz otrzymywać państwowe reklamy czy przeprowadzać wywiady z rządzącymi. Jeśli jednak jesteś z niezależnych redakcji, to możesz przetrwać tylko dzięki czytelnikom lub darczyńcom, nie dostajesz informacji od instytucji państwowych ani zaproszenia na konferencje prasowe Fideszu - dodaje Zsofia Fulop.
Według Rankingu Wolności Prasy, opracowanego przez Reporterów Bez Granic, Węgry znajdują się na 89. miejscu - w ciągu siedmiu lat spadły o 33 pozycje.
(PTD, 11.02.2021)