Szefowa komunikacji NBP zarabiała 49,5 tys. zł. Eksperci: to skandal
Przez kilka miesięcy NBP odmawiał udzielenia dziennikarzom odpowiedzi na temat zarobków pracowników banku (screen: Tvn24.pl)
Narodowy Bank Polski opublikował listę zarobków kadry kierowniczej. Wynika z niej, że dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyna Wojciechowska zarabiała w ub.r. średnio 49,5 tys. zł miesięcznie brutto. Zdaniem ekspertów z branży ekonomicznej takie zarobki są nieadekwatne do jej kompetencji i doświadczenia.
Publikacja wynagrodzeń to efekt podpisanej w tym tygodniu przez prezydenta RP nowelizacji ustaw o NBP i ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne. Zgodnie z przepisami NBP musiał w ciągu miesiąca ujawnić zarobki osób na stanowiskach dyrektorów i ich zastępców. Przez kilka miesięcy NBP odmawiał udzielenia dziennikarzom odpowiedzi na ten temat.
Największe kontrowersje wzbudzały pensje dyrektor departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej oraz szefowej gabinetu prezesa Kamili Sukiennik. Jak wynika z opublikowanego dokumentu, przeciętna pensja Wojciechowskiej w ub.r. wynosiła 49 563 zł brutto. Dwóch jej zastępców otrzymywało odpowiednio 26 754 i 30 833 zł. Z kolei Sukiennik zarabiała 42 760 zł.
Powyżej 40 tys. zł zarabiali również: dyrektor departamentu prawnego 47 331 zł, innowacji finansowych - 44 971 zł, analiz ekonomicznych – 43 176 zł, kadr – 42 890 zł, stabilności finansowej – 41 104 zł, badań ekonomicznych – 40 838 zł, statystyki - 40 366 zł. Pozostali dyrektorzy departamentów mieli pensje na poziomie 20-40 tys. zł.
Grzegorz Siemionczyk, dziennikarz ekonomiczny „Rzeczpospolitej” i „Parkietu”, zwraca uwagę, że wysokie zarobki Wojciechowskiej były uzasadniane tym, iż w NBP płace muszą być wysokie, ponieważ bank walczy o pracowników z prywatnymi instytucjami finansowymi. - Gdyby ta argumentacja była prawdziwa, to dyrektorzy tzw. departamentów merytorycznych, np. stabilności finansowej czy innowacji finansowych, powinni zarabiać więcej, niż dyrektor do spraw promocji i komunikacji. To, że dyr. Wojciechowska jest najlepiej opłacaną dyrektor w NBP, jest skandaliczne – ocenia Siemionczyk.
- To, że w NBP zarabia się dużo, to nawet dobrze. Zgadzam się z prezesem Glapińskim, że zarobki w NBP muszą odpowiadać rynkowi, a w tym sektorze zarabia się dużo. Natomiast niepokojące jest to, że kiedy zestawimy zarobki pani Wojciechowskiej z zarobkami dyrektorów departamentów merytorycznych, okazuje się, że w NBP najważniejsza jest komunikacja – uważa z kolei Patryk Słowik z „Dziennika Gazety Prawnej”.
Zdaniem Siemionczyka kryzys wizerunkowy NBP jest wynikiem tego, że Wojciechowska nie potrafiła w jednoznaczny sposób uciąć spekulacji na temat swoich zarobków. Jednocześnie podkreślił, że komunikacja w przypadku NBP jest bardzo ważna – chodzi o to, jak prezes i członkowie Rady Polityki Pieniężnej porozumiewają się z rynkami finansowymi. - Niezależnie od tego, jak ważne zadania są w rękach dyrektor ds. promocji i komunikacji, trudno uznać, aby płaca na tym stanowisku była zbliżona do pensji członków zarządu NBP – uważa dziennikarz.
- Nie razi mnie, że dyrektorowie departamentów w NBP zarabiają kilkadziesiąt tysięcy złotych, o ile są dobrymi specjalistami. Ubolewam nad tym, że nie dane było nam przekonać się, jakie są realne kwalifikacje pani Wojciechowskiej. Być może ona zasługuje na te pieniądze, natomiast tego nie widzieliśmy - mówi Słowik.
Szymon Sikorski, CEO agencji Publicon, mówi z kolei, że w banku panuje bardzo duża odpowiedzialność, przez to jest w stanie wyobrazić sobie tak duże zarobki na stanowisku dyrektora komunikacji. Jednak, jak podkreśla, w przypadku Wojciechowskiej nieznane są jej kompetencje i doświadczenie. - Oczywiście, dyrektor tak dużej organizacji jak NBP może tyle zarabiać. Ale ta osoba musi być tego godna – powinien być to ktoś, kto dźwignąłby tę komunikację. Ona jest nieznana, nie radzi sobie w sytuacji kryzysowej, nigdy nie pracowała w branży. Skandalem jest to, że ktoś za synekurę polityczną przyjął takie pieniądze – stwierdził Sikorski. - Jeżeli rzeczywiście np. daje sobie radę z PR, opracowuje raporty i dba o komunikację międzynarodową, to być może jest to warte swojej ceny. Natomiast pracuję w branży od lat i o niej wcześniej nie słyszałem. Tego typu wynagrodzenie ze względu na synekurę polityczną jest skandalem – dodaje.
(PD, 28.02.2019)