PAP krytykowana za depeszę o próbie wdarcia się Stefana W. do Pałacu Prezydenckiego
Wielu dziennikarzy krytykowało PAP za podanie niezweryfikowanej informacji na podstawie zeznań Stefana W. (fot. Marek Mazurkiewicz/CC BY-SA 3.0)
PAP opublikowała w piątek depeszę o próbie wdarcia się Stefana W. na teren Pałacu Prezydenckiego, opartą na jego zeznaniach. Dziennikarze krytykowali agencję za podanie niezweryfikowanej i szybko zdementowanej informacji. Prezes PAP Wojciech Surmacz twierdzi, że media, które powoływały się na tę depeszę, nie podważały wiarygodności agencji.
W nadanej w piątek po godz. 8 depeszy pt. "Stefan W. planował zamach w Warszawie. Chciał dostać się do Pałacu Prezydenckiego" powołano się na źródła zbliżone do śledztwa dotyczącego zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Napisano, że W. po opuszczeniu więzienia miał przylecieć do Warszawy i przegrać w kasynie pieniądze, które odebrał z więziennego depozytu. „Jak zeznał, około trzeciej w nocy przyszedł przed Pałac Prezydencki. Chciał się dostać na jego teren. Nie zdołał sforsować ogrodzenia i ostatecznie zrezygnował. Rano wrócił na gapę pociągiem do Gdańska” – napisano.
Depesza nie została podpisana imieniem i nazwiskiem autora. Pod informacją widnieje, jako pierwsza, sygnatura „bii/”, którą posługuje się zastępca redaktora naczelnego PAP Cezary Bielakowski. Drugi podpis, „eaw/”, to szefowa działu politycznego Elwira Krzyżanowska. Proszona o komentarz odesłała nas do Bielakowskiego, z którym nie udało nam się skontaktować.
Po godz. 10 PAP przytoczyła słowa rzecznika prasowego Służby Ochrony Państwa, który powiedział, że nie było próby wtargnięcia na teren Pałacu Prezydenckiego. Z kolei rzecznik prezydenta Błażej Spychalski poinformował media, że w grudniu były trzy próby wdarcia się na teren należący do Kancelarii Prezydenta, ale żadna z nich nie miała miejsca tego dnia, o którym mówił Stefan W. - Wygląda więc na to, że to, co mówi podejrzany, nie ma pokrycia w rzeczywistości - podkreślił rzecznik.
Przed południem PAP zacytowała komunikat Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Jak podano, z ustaleń prokuratury wynika, że po opuszczeniu zakładu karnego W. był w Warszawie - w tym przy Pałacu Prezydenckim - i „mógł planować popełnienie przestępstwa”. Prokuratura poinformowała, że zwróciła się o zapis monitoringu.
Wielu dziennikarzy krytykowało PAP na Twitterze za podanie niezweryfikowanych zeznań Stefana W. "Nasi dziennikarze ustalili już wszystko - taka sytuacja nie miała miejsca" - napisał w piątek rano Mikołaj Wójcik, szef działu politycznego „Faktu”. "Kilka minut po 9 rano rozmawiałem z prokurator Wawryniuk. Mówiła, że dopiero wystąpili o zabezpieczenie monitoringu sprzed Pałacu. Jedna ważna rzecz, na którą zwracają uwagę śledczy - Stefan W. opowiada przeróżne historie, wzajemnie sprzeczne. Nie ma co podawać bez weryfikacji" – napisał z kolei Wojciech Wybranowski z „Tygodnika Do Rzeczy”. "Widzę, że nie wszyscy rozumieją różnicę pomiędzy »próbował dostać się na teren Pałacu« a »zeznał, że próbował dostać się na teren Pałacu«. Jedno słowo a jednak wiele zmienia. Tym bardziej gdy chodzi o podejrzanego o przestępstwo" - napisał Adam Ozga z Tok FM.
Konrad Piasecki z TVN 24 zwrócił uwagę, że PAP nie powinna używać w depeszy sformułowania „próbował się wedrzeć”, jeśli takiej próby nie było, oraz że powinna skontaktować się z SOP. "Ot takie fundamenty dziennikarstwa, o których państwowej agencji informacyjnej nie uchodzi zapominać" – napisał.
Natomiast
— Konrad_Piasecki (@KonradPiasecki) 18 stycznia 2019
-PAP nie powinien używać sformułowania „próbował się wedrzeć” - jeśli nie było próby
-powinien przed wypuszczeniem depeszy skontaktować się z rzecznikiem SOP
ot takie fundamenty dziennikarstwa, o których państwowej agencji informacyjnej nie uchodzi zapominać https://t.co/P79u7bmiVN
Wojciech Cieśla w komentarzu zamieszczonym w serwisie Newsweek.pl napisał, że w taki sposób powstają fake newsy. "Dla rządowych i prorządowych mediów to dziś swoiste modus operandi – przecież to samo działo się, gdy jeden z prawicowych portali cytował bez mrugnięcia powieką zeznania faszysty, który twierdził, że za hitlerowską imprezę w lesie dostał pieniądze w reklamówce od ludzi z TVN. I tu, i tu, mamy do czynienia z zeznaniami ludzi, którzy stoją pod poważnym oskarżeniem (a jeden z nich ma być może psychiczną dysfunkcję). Ale ich wizje – czy linie obrony – przedstawiane są jako fakty” - napisał.
Zapytaliśmy prezesa PAP Wojciecha Surmacza, dlaczego agencja podała niezweryfikowaną informację, bez zachowania zasad, którymi kierują się agencje informacyjne na całym świecie, a także o ewentualne konsekwencje wobec autora depeszy. W odpowiedzi Surmacz napisał, że PAP podała w piątek łącznie 10 depesz związanych bezpośrednio z zeznaniami W., na które powoływały się największe redakcje w Polsce. "Dla TVN zeznania te były kuriozalne, dla TVP - sensacyjne. Jednak żadna z tych stacji nie podważała wiarygodności PAP. Tymczasem dziennikarze, krytykujący w tym kontekście PAP, ograniczyli się do opisu zaledwie jednej, maksymalnie trzech, przedpołudniowych depesz. Nie jest to wystarczająca podstawa do oceny pracy dziennikarzy Polskiej Agencji Prasowej w tym dniu" – podkreślił.
(PD, 21.01.2019)