„Wszystkie dzieci Louisa”
Kamil Bałuk
Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Warszawa 2017
„Pani Redaktor, jesteśmy pewni – to reporterski debiut roku. Trzeba przeczytać” – widniało na firmowym liściku dołączonym do tej książki. Zwykle po takiej zapowiedzi człowiek wie, że rzecz musi być niezbyt ciekawa, skoro wydawca w ten sposób próbuje ją wypromować. Wzięłam się więc do czytania z pewnym dystansem, który po kilku kartkach przerodził się w zaciekawienie, a potem szacunek dla pracy reportera i zazdrość, że taki temat wpadł mu do ręki. Książka jest dobrze napisana, skomponowana i zredagowana, a wszystkie te elementy przy tak skomplikowanej opowieści są niezmierne ważne. Kamil Bałuk na historię dzieci urodzonych dzięki spermie pobranej z kliniki leczenia niepłodności, czyli banku spermy, natrafił w holenderskim tabloidzie. Dzieci same zaczęły dochodzić prawdy o swoim pochodzeniu, zaniepokojone, że nie tylko nic nie mogą się o swoim ojcu dowiedzieć, ale w dodatku klinika oszukała ich matki, podając nieprawdziwe informacje o dawcy spermy. Szukają ojca-dawcy m.in. przez program w telewizji, a reporter – z ich pomocą – prowadzi własne dochodzenie, próbując odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że jeden mężczyzna w Holandii stał się ojcem ok. 200 dzieci. Bałuk nie wiedział, że historia zaprowadzi go aż do Surinamu, że będzie musiał się cofnąć do lat 50., odkrywać kolejne warstwy opowieści, która wciąż pozostaje niedokończona. Powstała książka reporterska napisana z dużym wyczuciem drażliwości tematu, nieoskarżająca, dająca do myślenia wszystkim, którzy bezgranicznie wierzą w etykę właścicieli banków spermy. Przez ostatnie tygodnie Bałuk gościł ze swoją książką w wielu mediach, wszędzie był komplementowany – i słusznie. Po takim debiucie apetyty czytelników jednak wzrastają.
(RG, 30.06.2017)