Swoimi zdjęciami zadawał fundamentalne pytania
Andrzej Zygmuntowicz (fot. archiwum Press)
Swoimi zdjęciami zadawał fundamentalne pytania - o fotografii Krzysztofa Millera i jej roli w mediach pisze Andrzej Zygmuntowicz.
Krzysztof Miller nie żyje. Trudno w pierwszej chwili uporządkować myśli i spróbować opisać, kim był i co nam zostawił. Wszyscy wspominają wspólną pracę, przygody jej towarzyszące, napięcia oraz strach w czasie zbierania materiałów o kolejnym konflikcie, wojnie, głodzie, walce o przetrwanie w odległych i niespokojnych miejscach świata.
Odszedł niepospolity fotograf i bardzo ciekawy człowiek. Zostało jego dzieło stworzone z pasji opowiadania: o świecie naszych czasów, o trudzie istnienia, o złu, które w nas siedzi i często steruje naszymi poczynaniami, ale i o walce tegoż zła z dobrem, które szczęśliwie też w nas jest.
Jako główny temat swoich fotograficznych opowieści Krzysztof Miller wybrał odnajdowanie się człowieka w stanach ekstremalnych - a takim stanem jest najczęściej wojna, kataklizm wywołany siłami natury lub błędami człowieka, nagłe zdarzenie. W takich krańcowych warunkach najdokładniej widać spotykanie się dobra i zła oraz jak człowiek szuka swojego miejsca w tym zwarciu, by jego człowieczeństwo obroniło się przed zwierzęcymi instynktami.
Krzysztof Miller miał świadomość, jaka jest rola współczesnych mediów, jak oddziałują na odbiorcę i jakie miejsce w systemie przekazu pełni dziś fotografia prasowa. Nie wpisywał się w dominujący nurt tworzenia jednoobrazowych ilustracji dopełniających tekst. Jego zdjęcia i fotoreportaże to dziennikarstwo wizualne na najwyższym poziomie. W wypadku jego prac to tekst powinien być dopełnieniem informującym odbiorcę gdzie, kiedy i kto uczestniczył w zobrazowanym zdarzeniu.
Nie ulegał chwilowym modom, tworzył według własnego pomysłu, od wyboru tematu, sposobu jego ujęcia, po zastosowane środki warsztatowe i estetyczne. Jego kadry to bardzo autorska wizja o wielkiej sile oddziaływania. Wielokrotnie udowadniał, że nie musi być to wojna, by kadry były mocne, mądre, przyciągające oko, komentujące wielowątkowo współczesność i pozostające w pamięci odbiorców. O jego wszechstronności mówią nagrody na konkursach fotografii prasowej, zdobywał je we wszystkich kategoriach: Wydarzeniach, Życiu codziennym, Kulturze, Sporcie, Ludziach.
Przylgnęła do niego łatka fotografa wojennego, bo rzeczywiście jak żaden inny polski fotograf niemal od początku pojawiał się w miejscach tragicznych konfliktów. Ale warto pamiętać, że ukształtowały go czasy przemian, wielkich nadziei Polaków i mieszkańców sąsiednich krajów, że społeczny zryw jest w stanie zmienić system polityczny, który wydawał się trwały i niezmienny.
Wędrując po świecie, Miller opowiadał o tych samych nadziejach, nie wszędzie mogły one zostać zrealizowane, nie wszystkim dane było szczęście przeprowadzenia pokojowych przemian.
Wojny toczą się od zawsze i zapewne to się nie zmieni, ale powinnością dziennikarza jest informowanie o tym ludzkim szaleństwie, którego nie udaje się wyplenić. Krzysztof Miller informował - ale bardziej starał się ukazać los jednostki wrzuconej w wydarzenia dziejowe wbrew jej woli, jak ona sobie poradzi w ekstremalnych warunkach, czy uda się jej wyjść z godnością, gdy świat wali się w gruzy, a zło rozlewa się niczym powódź.
Jego kadry już przeszły do historii – fotografowie pochyleni nad ciałem zabitego uczestnika zamieszek w czasie wyborów w RPA to opowieść o powinności dziennikarza, ale jednocześnie pytanie o jego moralność. Pijany rowerzysta na drodze między Siedlcami a Warszawą to pokazanie słabości ludzkiej, ale również pytanie, gdzie byli ci, którzy pozwolili wyjść mu na drogę. Trójka dzieci Hutu siedzących na brzegach kartonu po pomocy humanitarnej i wypróżniających się do niego - są tak chudzi, że brzegi, na których siedzą, nie uginają się - gdzie my jesteśmy z naszymi tonami wyrzucanego jedzenia?
Krzysztof Miller nieustannie stawiał pytania swoimi zdjęciami: dokąd doszliśmy jako rodzaj ludzki? Często opowiadał o młodym pokoleniu, o ich poszukiwaniu swojej drogi. Był w Jarocinie, gdzie atakowany brutalnie cały czas robił zdjęcia, bo i tu toczył się spór dobra ze złem. Daleki od wojny jest też reportaż z Przystanku Woodstock, piękny i ciepły obraz młodego pokolenia, pełnego nadziei, żyjącego swobodnie, nieświadomego jeszcze, że czas dorosłości to czas odpowiedzialności i obowiązków.
Takich historii Krzysztof Miller zrealizował setki; wiele publikował w prasie, wiele przekazał organizacjom wspierającym ludzi będących ofiarami konfliktów. Znał siłę fotografii, choć wiedział też, że współczesny odbiorca odwraca się tyłem do takich zdjęć, by nie zakłócać swojego dobrego samopoczucia.
Wierzył, że gazeta z jego zdjęciami pozostawiona na stole, biurku, siedzeniu w pociągu będzie atakować oczy, niezależnie od tego, czy się tego chce czy nie, a przekaz zostanie zapisany w pamięci mimo woli i będzie przypominał, że na świecie ciągle i wszędzie toczy się spór dobra ze złem - i że ten spór jest także naszą sprawą.
Andrzej Zygmuntowicz
fotograf, członek Związku Polskich Artystów Fotografików, wykładowca na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz w Collegium Civitas
(11.09.2016)