Andrzej Niziołek: Krzyś Miller znalazł swoją przystań
Okładka książki "13 wojen i jedna" Krzysztofa Millera i Andrzeja Niziołka
Krzyś znalazł swoją przystań - wspomina Andrzej Niziołek, który pracował z Krzysztofem Millerem nad książką „13 wojen i jedna”
Krzysia Millera poznałem po chorobie, gdy wydawało się, że w miarę ustabilizowała się jego sytuacja życiowa. Choć, oczywiście, nie była stabilna. Przez wydawnictwo Znak zostałem zatrudniony, by pomóc Krzysiowi - uznali, że jest świetnym fotografem, ale może w pisaniu już nie jest taki dobry. Tymczasem on był niezależny. Nie dał sobie w żaden sposób narzucić pomysłu. To on narzucił pewien styl książki, który odpowiadał jego emocjom, jego myśleniu. On - gdy jego emocje i stan ducha pozwalały - pisał, wywalał wszystko z siebie. Jednak nie robił tego w sposób chaotyczny, lecz bardzo literacki. Okazało się, że oprócz tego, iż był bardzo dobrym fotografem, miał też talent literacki. Świetnie przy tym obrazował i opisywał wydarzenia - tam, gdzie trzeba, było z nerwem; tam, gdzie trzeba, było to z zabawą.
Kiedy go poznałem, był człowiekiem o niezwykłym autentyźmie. Nie miał żadnej maski, nie stosował żadnej gry, nie było żadnego udawania, że jest się kimś innym. Jak była radość, była radość. Jak był ból, ten ból wychodził.
Pamiętam nasze spotkanie autorskie w Poznaniu - miałem je prowadzić, ale to on je zdominował i zebrał ogromny aplauz właśnie dzięki temu, że nie owijał prawdy w ładne słówka. Mówił na emocjach, wyrzucał je z siebie. Nie były to zresztą tylko emocje, ale też bardzo inteligentne uwagi i spostrzeżenia.
W ostatnim czasie wydawało się, że Krzyś - po różnych perturbacjach osobistych - znalazł swoją przystań. Miał dziewczynę Pysię, kupili razem dom. Jeszcze miesiąc temu rozmawialiśmy. Mówił, że koniecznie muszę do nich, do Brwinowa przyjechać. Już się umówiliśmy, gdy zadzwonił, że „Gazeta” wysyła go do Krakowa, w którym zostanie na kilka dni - więc przełożyliśmy spotkanie. Okazuje się, że już do niego nie dojdzie. Strasznie smutno.
Dotarł w życiu do momentu, w którym nie musiał już nigdzie jeździć. I że miał oparcie w kimś, miał spokój. Nie wiem, co się stało. Może ten niepokój nadal nim targał.
Pysiu, jestem i myślę też o Tobie.
Andrzej Niziołek
PRZECZYTAJ TEŻ: fotoreporter Krzysztof Miller zmarł tragicznie w wieku 54 lat
(10.09.2016)