Dzieci gorszego boga
Justyna Kopińska (fot. Jakub Pleśniarski)
Rozmowa z Justyną Kopińską („Gazeta Wyborcza”) - laureatką Grand Press 2015 w kategorii Reportaż prasowy
W nagrodzonym reportażu „Oddział chorych ze strachu” wróciła Pani do tematu ordynator Anny M., która znęcała się nad pacjentami szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim. Dlaczego sięgnęła Pani do sprawy sprzed pięciu lat?
To zupełny przypadek. Po publikacji książki „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” (o 30 latach znęcania nad dziećmi w Ośrodku Sióstr Boromeuszek w Zabrzu – przyp. red.) właściwie codziennie dostawałam maile. Ludzie pisali o podobnych historiach mających miejsce głównie w instytucjach zamkniętych: ośrodkach wychowawczych, szpitalach psychiatrycznych, więzieniach, domach dziecka i spokojnej starości. Jako dziennikarz chcę pokazywać uniwersalny problem na przykładzie jednego miejsca. Tak było w przypadku siostry Bernadetty i ordynator Anny M. Znalazłam na forum internetowym wątek poświęcony Annie M. i oddziałowi XXIII.
Czy w mailach, które Pani otrzymywała były też skargi konkretnie na szpital w Starogardzie Gdańskim?
Tak. Opisywano przypadki przemocy, wielokrotne umarzanie prokuratorskich śledztw. Internauci pytali jak to możliwe, że Anna M. nadal leczy jako psychiatra i jednocześnie jest biegłą sądową w tym samym okręgu, gdzie stawiane są jej zarzuty o znęcanie się nad dziećmi. Zadzwoniłam więc do prokuratury i spytałam, który sąd ją uniewinnił. Byłam pewna, że jest już po sprawie sądowej. Okazało się, że śledztwo w sprawie znęcania nad dziećmi przez salowych i ordynator toczy się już od pięciu lat!
Co było dla Pani najtrudniejsze podczas pracy nad tym reportażem?
Najtrudniejsze dla mnie zawsze są rozmowy z ofiarami. W tym przypadku ofiary były dziećmi. Rozmowy były wstrząsające, takie, które powodują koszmary senne, bo nie potrafisz przestać o nich myśleć. Reportaż pisałam trzy miesiące.
Co w nim jest najważniejsze?
Chciałam pokazać, jak zachowują się jednostki psychopatyczne w instytucjach totalnych i jak społeczeństwo na to nie reaguje, jeżeli sprawca ma znajomości. W Polsce znajomości z miejscowymi notablami budzą respekt. Takich ludzi wymiar sprawiedliwości traktuje inaczej. Moim zdaniem Polska współcześnie nie jest Polską podzieloną na Polskę Tuska i Kaczyńskiego, ale na Polskę ludzi, których nie stać na prawników i tych, którzy mogą sobie pozwolić, by walczyć o sprawiedliwość. Dzieci, które opisuję są często traktowane jako dzieci gorszego boga. One już nie wierzą, że sprawiedliwość istnieje.
Spotkała się Pani z ordynator Anną M. w jej prywatnej klinice, wcielając się w rolę pacjentki. Później poprosiła ją Pani oficjalnie o komentarz. Przyznała się Pani, że była u niej w gabinecie?
Ordynator dzień przed rozmową otrzymała z przychodni moje imię, nazwisko oraz adres strony internetowej. Jeśli na nią wchodziła lub sprawdzała kim jestem, to musiała wiedzieć, że tydzień wcześniej się widziałyśmy. Dzwoniłam też z tego samego numeru telefonu, z którego wcześniej rozmawiałam z nią jako pacjent. Ale zupełnie nie poruszyła tego w rozmowie. Nie chciała też, abym przytaczała jej wypowiedzi pacjentów oddziału.
Czemu służyła ta mistyfikacja?
Chciałam zobaczyć, jak traktuje pacjentów. Bo w Internecie były też mocne wypowiedzi odnośnie jej aktualnej pracy w przychodni. Ale przede wszystkim musiałam sprawdzić, czy pracuje. Chciałam pokazać prokuraturze, że ordynator czuła się zbyt chora, by zaznajomić się z aktami sprawy, a w dalszym ciągu przyjmuje pacjentów.
Jaki był efekt reportażu?
Dostałam około 6 tys. maili. Część z nich była dla mnie bardzo ważna. Pisali pacjenci, lekarze, salowi, którzy twierdzili, że już nigdy nie będą bierni wobec zła.
Będzie Pani dalej zajmować się tym tematem?
Prokuratura Generalna zaraz po moim reportażu skontrolowała śledztwo. Zastępca prokuratora generalnego przyznał, że śledztwo powinno być prowadzone krócej i że były w nim zaniedbania. Śledztwo nabrało tempa. Wniesiono akt oskarżenia wobec Anny M. Teraz sprawa jest w rękach sędziego, a jako dziennikarz nie mogę ingerować w sprawę na tym etapie. Oczywiście dziennikarze wrócą do tematu, jeśli wyrok będzie nieadekwatny do zgromadzonego przez prokuraturę materiału dowodowego. Sprawy o znęcanie nad dziećmi i pacjentami instytucji zamkniętych są wyjątkowo ważne, bo to jak traktujemy ludzi bezbronnych świadczy o naszym społeczeństwie i kondycji wymiaru sprawiedliwości. Mam nadzieję, że akta sprawy będą odtajnione.
Daria Różańska