Powinniśmy mówić nie tylko o problemach wrogów, ale także kolegów
Uwielbiam w naszym zawodzie to, że patrzymy sobie sami na ręce. Jak tylko wyjdzie na jaw, że radio Krzysztofa Skowrońskiego wzięło pieniądze od PiS, od razu odzywa się Tomasz Lis, że to koniec dziennikarskiej niezależności. A jak przelew na swoją fundację dostaną Witold Bereś i Krzysztof Burnetko, to wypomni im to prawicowe wPolityce.pl. I tak ma być, mamy się kontrolować nawzajem.
Z jednym zastrzeżeniem: powinniśmy mówić nie tylko o problemach wrogów, ale także kolegów. A to w Warszawie zajęcie mało popularne. Dlatego nie dziwiłem się zbytnio, gdy prezes Towarzystwa Dziennikarskiego większą belkę widział w oczach tych, co brali od PiS, niż tych, co byli na liście płac PO.
Jednak dziennikarstwo wymyślono nie po to, by kontrolować dziennikarzy, tylko by patrzeć na ręce rządzącym. A to idzie nam znacznie gorzej. Wkrótce minie rok, gdy szefowie największych mediów zgodnie zapewniali, że będą trąbić o sprawie skandalicznego procesu karnego, który Januszowi Ansionowi, naczelnemu „Kuriera Słupeckiego”, i dziennikarzowi Zbigniewowi Walczakowi wytoczył Eugeniusz Grzeszczak, wicemarszałek Sejmu. Grzeszczakowi nie spodobało się, że lokalni dziennikarze piszą o jego sposobach na finansowanie kampanii wyborczej, że śledzą słupeckie układy i nepotyzm. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że marszałek jest z PSL, którego politycy występowali przeciwko par. 212 kk pozwalającemu karać więzieniem za słowa. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć ogólnopolskie media, które wtedy poinformowały o sprawie.
Potem przyjmowałem tłumaczenia: „dopiero rozpoczął się proces – nie ma o czym pisać”. Później: „proces trwa, ale jest niejawny, więc nie ma go jak opisać”. A kiedy się w czerwcu skończył, nie było już o czym pisać. Wyrok? Winni, bo „celowo, wspólnie i w porozumieniu znieważyli”. W dodatku uzasadnienie utajniono. Polacy nie dowiedzą się zatem z mediów, jakim hipokrytą jest ich wicemarszałek.
Jesteśmy niczym żaby, którym politycy systematycznie podnoszą temperaturę wody w garnku. Z ukropu byśmy wyskoczyli, ale po co skakać, kiedy robi się tak przyjemnie ciepło... Aż w końcu nas ugotują.
Jeśli Janusz Ansion zostanie sam w walce z wicemarszałkiem, nie mówmy o sobie „niezależni dziennikarze”. Do tego nie wystarczy nie brać kasy od partii.
Tekst ukazał się w miesięczniku "Press" Nr7/8
(03.07.2013)