Do wyboru był prestiż albo wyniki
Decyzja Polsat News o zdjęciu codziennego programu ”To był dzień na świecie” nie budzi we mnie radości.
Trudno się spodziewać, żebym wybuchnął entuzjazmem na taką wieść, która zresztą wisiała w powietrzu od dłuższego czasu. Pozostaje przyjąć to do wiadomości. Wszelkie bunty czy rozdzieranie szat niczego nie zmienią. To byłaby walka z wiatrakami, które dzisiaj mają postać słupków oglądalności. Doskonale rozumiem przełożonych. Do wyboru był prestiż albo wyniki. Ponieważ to jest stacja komercyjna, mamy świadomość, że bez odpowiednich wyników się nie utrzyma.
Względy prestiżu, jakkolwiek byłyby ważne, nie wezmą góry nad prawami rynku. My ich nie zmienimy. Możemy się na nie oburzyć tak jak oburzeni Hiszpanie na placu Puerta del Sol w Madrycie. Oburzenie w nas jest, tylko to jest oburzenie na rzeczywistość czy na edukację Polaków, którzy sprawy zagraniczne zaczynają traktować w kategorii hobby tak jak uprawianie ogródka działkowego czy oklejanie modeli samolotów. Czy dla modelarzy albo działkowców ma być codzienny program w stacji informacyjnej? Nie, chociażby miał pewnie większą publiczność.
Dla tych kilku procent społeczeństwa, które się interesują sprawami zagranicznymi, jest to przerażające, ale taka jest prawda. Program codzienny nie może się utrzymać, bo na siebie nie zarobi. Mówię to z bólem serca, ale my tego nie zmienimy. To byłoby bicie głową w mur.
Nie zostajemy rozpędzeni na cztery wiatry. Będzie się ukazywał program raz w tygodniu. To nie to samo. Cała siła rażenia i jego wyjątkowość brała się stąd, że był codziennie. Takiego drugiego nie było. To był wyjątek nie tylko na polską skalę według mojej wiedzy. W stacji informacyjnych, które nie mają charakteru globalnego, takich codziennych programów nie było: codziennie, prawie pół godziny, tylko o sprawach zagranicznych, w poważnym tonie.
Zabawnie się składa, że zostałem w tym roku nominowany do Wiktora w kategorii Najlepszy publicysta lub komentator. 6 kwietnia ma się odbyć gala. Pierwszy program w wydaniu tygodniowym ukaże się 7 kwietnia. W efekcie będę reprezentować nie tylko ginący gatunek, jakim są publicyści międzynarodowi, ale też nieistniejący program oraz program, którego jeszcze nie ma.
Grzegorz Dobiecki
(22.03.2013)