Wara wydawcy od bezpośrednich kontaktów z dziennikarzami
Gorzej być nie mogło. Katastrofą jest publikacja jako czołówki tak szokującej informacji, o takiej wadze politycznej, którą sama redakcja zakwestionowała kilka godzin później. To cios dla wiarygodności "Rzeczpospolitej" niewyobrażalny.
Zwolnienia są naturalną konsekwencją tej sytuacji. Pewnych rzeczy nie mogę jednak zaakceptować. Nie rozumiem jak zarząd czy rada nadzorcza mogą bezpośrednio przesłuchiwać lub odpytywać dziennikarza albo nawet zwracać się do niego o wyjaśnienia. Dlaczego dziennikarz się na to zgodził? I redaktor naczelny?
Jedynym partnerem wydawcy jest redaktor naczelny. Jedynym pośrednikiem pomiędzy redakcją i dziennikarzami a wydawcą jest naczelny. On ma pełną władzę w redakcji i bierze na siebie całą odpowiedzialność wobec wydawcy. Wara wydawcy od bezpośrednich kontaktów z dziennikarzami nawet w takich sytuacjach. Naczelny może złożyć wniosek o zwolnienie dziennikarza, który zawiódł jego zaufanie. Wystarczy nawet, że nie ma zaufania. Ale to zawsze jego wyłączne prawo.
"Rzeczpospolita" od długiego czasu ma problem z wizerunkiem. Wplątała się bardzo w politykę, stała się doktrynerska i czasami agresywna. Teraz będzie musiała ciężko pracować, aby przywrócić dawną wiarygodność, kiedy zarzucano jej, że bywa zbyt wyważona i rzeczowa, a przez to nudnawa. Bardzo potrzeba w Polsce takiej "nudnej" gazety.
Grzegorz Gauden, były redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" i wieloletni prezes Presspubliki, obecnie dyrektor Instytutu Książki
(fot. Instytutksiazki.pl, 06.11.2012)