Dział: OPINIE

Dodano: Marzec 28, 2012

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Precz z prasą

Senat RP rozpoczął właśnie oficjalne konsultacje (mają potrwać tylko do końca kwietnia) nad własnym projektem nowelizacji prawa prasowego. Gdyby ten projekt prze­szedł, może oznaczać faktyczny koniec polskiej prasy, zwłaszcza nagłą śmierć jej funkcji krytycznych i opiniotwórczych. To kuriozum we współczesnej Europie, nawet w porównaniu z ograniczającymi wolność mediów wyczynami premiera Orbana, ewidentna próba odwetu poli­tyków na bezczelnej i dokuczliwej prasie.
(...)
Kluczowy nowy art. 31.1. prawa prasowego miałby uzyskać brzmienie: „Na wniosek osoby fizycznej, osoby praw­nej lub jednostki organizacyjnej niebędącej osobą prawną, której bezpośrednio dotyczy opublikowany materiał prasowy, redaktor naczelny właściwego dziennika lub czasopisma lub innej właściwej redak­cji jest obowiązany do bezpłatnego opu­blikowania rzeczowej odpowiedzi od­noszącej się do faktów podanych w tym materiale prasowym lub zawartych w nim ocen". Pod groźbą kary taka odpowiedź o objętości nieprzekraczającej„dwu-krotnej objętości fragmentu materiału prasowego, którego dotyczy", nie może być skracana, zmieniana, komentowana, a na żądanie zainteresowanego, zgłoszo­ne nawet po kilku miesiącach, musi być opublikowana w tym samym dziale gaze­ty, audycji lub programu. Prawnicy, poproszeni o opinię przez Izbę Wydawców Prasy, nie mają wąt­pliwości: „przyjęty model »odpowiedzi« pozwala de facto na dowolną polemikę (replikę) osoby zainteresowanej w od­niesieniu do każdego materiału praso­wego, który jej »bezpośrednio« dotyczy. Odpowiedź staje się typowym »listem do redakcji*, który redaktor naczelny będzie musiał każdorazowo publikować, pod groźbą odpowiedzialności karnej. Odpowiedź może dotyczyć wszelkich ocen, zarówno pozytywnych, negatyw­nych, a nawet obojętnych". Proszę sobie wyobrazić, co oznacza obowiązek publi­kacji, w dwukrotnej objętości, wszelkich polemik odnoszących się do jakichkol­wiek ocen (bo nie chodzi tu o prostowa­nie faktów) zawartych w gazecie... Każdy przytoczony fakt może być za­wsze uzupełniany,„uściślany", każda opinia „rozwinięta" lub skomentowana. Negatywny artykuł o polityku i jego partii, o rządzie i ministrach, jakakolwiek wypo­wiedź o firmie, przedsięwzięciu gospodar­czym czy urzędzie daje prawo drukowa­nia całych stron polemik przygotowanych przez rzeczników, firmy piarowskie czy samych zainteresowanych. Nie muszą nawet polemizować, mogą się pochwalić, zrobić sobie autoreklamę, wskazać na niewymienione okoliczności, dołożyć inne elementy oferty. Dla przykładu: nasz jeden artykuł o SKOK (wygraliśmy liczne procesy sądowe ze SKOK, w tym taki, gdzie Kasy domagały się 5 min zł odszko­dowania) mógłby oznaczać obowiązek publikowania dziesiątków stron polemik nadsyłanych przez każdą z kilkunastu wy­mienionych osób czy kilkunastu instytucji składających się na system SKOK. A czy któraś z partii politycznych czuła się kiedy­kolwiek w pełni usatysfakcjonowana jakąś publikacją? A poseł czy senator? Prezes firmy? A celebryta obśmiany przez Woje­wódzkiego (na ogół mają swoich mene­dżerów, więc miałby kto pisać), a twórca urażony negatywną,„niepełną" recenzją?
Senatorowie, w uzasadnieniu ustawy, nie ukrywają, że o to właśnie im chodzi, o prawo każdej (cytuję) „osoby »zaczepionej« publikacją"do możliwie szerokiego ustosunkowania się do wypowiedzi prasowej i zawartych w niej ocen. Także telewizje i rozgłośnie radiowe musiałyby przeznaczyć na każdą polemikę dwukrot­ny (jak to liczyć?) czas antenowy (czy wy­obrażają sobie Państwo te„Wiadomości", wypełnione polemikami każdej z „zaczepionych" w tygodniu osób?). Kto by takie gazety kupował i czytał, kto będzie oglądał takie„Fakty"? Czy zostaje miejsce na coś innego? l ile mediów odważy się na bardziej zadziorną, krytyczną, ostrą, prześmiewczą czy choćby „obojętną", ale dotyczącą wielu osób lub instytucji publi­kację, jeśli mogą się po niej spodziewać lawiny obowiązkowych uzupełnień?
Dlatego uważam, że gdyby ta noweliza­cja przeszła (a Senat jest bardzo z tej inicjatywy dumny), oznacza ona szybki koniec zamulonej w ten sposób prasy, która i tak ma kłopoty z utrzymaniem się na chudnącym rynku czytelniczym i reklamowym. Polskim dziennikarzom i wydawcom nie pozostaje nic innego, jak wezwać na pomoc instytucje europejskie, próbować mobilizować opinię publiczną w Polsce i za granicą, bo za parę tygodni może być„po ptakach". Politycy, bez względu na opcję partyjną, nie cierpią mediów, uważają, że są przez nie krzyw­dzeni, pomawiani, atakowani (faktycznie, bywają), więc co to za problem podnieść rękę za ustawą, która wreszcie„przywróci równowagę". Nie można mediami stero­wać czy zamknąć im paszczy, to można, za pomocą prawa, zadusić, zasypać, za­gadać drewnianą mową rzeczników i wy­najętych agencji. Zostanie trochę gazetek o niczym i dla rozrywki... Już wkrótce, teoretycznie, każdy ze stu senatorów mógłby mi przysłać polemikę w dwukrot­nej objętości tego komentarza. Dwieście stron do druku natychmiast. O to chodzi, taka jest intencja?

Fragment komentarza Jerzego Baczyńskiego pochodzi z "Polityki" (13/2012)
fot. Michał Kołyga

(28.03.2012)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.