Narodowa tragedia zmobilizowała dziennikarzy wszystkich mediów

Choć sobota dla większości dziennikarzy jest dniem wolnym od pracy, z powodu tragedii w Smoleńsku redakcje zapełniły się błyskawicznie. Wracali nawet z urlopów w Egipcie.
– Wszyscy nagle przyszli do pracy, była pełna mobilizacja – mówi Grzegorz Kozak, szef wydawców ”Wydarzeń” Polsatu. – Nikogo nie trzeba było wydzwaniać, ludzie sami przyszli. I nikt nie liczył przepracowanych godzin – opowiada Monika Sieradzka, kierująca serwisami informacyjnymi TVP Info. Sama w sobotę z powodu tragedii przerwała urlop. Natychmiastowa mobilizacja załogi była też w TVN 24: przyszli niewpisani na ten dzień do grafików reporterzy, wydawcy, pracownicy techniczni. Konkurujące na co dzień ze sobą telewizje w obliczu tragedii zgodnie współpracowały. Wszystkie stacje informacyjne nieodpłatnie wymieniały się materiałami. – Jakoś tak naturalnie zapanowało porozumienie, że wszyscy biorą wszystko od wszystkich – mówi Grzegorz Kozak. – Nasz człowiek (Sławomir Wiśniewski – przyp. red.) pierwszy nagrał materiał z miejsca tragedii. Udostępnialiśmy go wszystkim, także stacjom zagranicznym. Sami też korzystaliśmy z materiałów TVN i Polsatu. W tej wyjątkowej sytuacji wszyscy wykazali wielką solidarność – podkreśla Monika Sieradzka. W Radiu Zet zawrócono dziennikarzy nawet z rejsu po Nilu, musieli wrócić do kraju najbliższym lotem. – W redakcji ogłoszono czerwony alarm. W sobotę, kiedy w newsroomie centralnym pracuje zazwyczaj kilka osób, nagle pracowało kilkadziesiąt. Stawili się nie tylko dziennikarze, ale też dział administracji. Na miejscu była prezes Monika Bednarek – mówi Daniel Adamski, dyrektor informacji Radia Zet. Z kolei dziennikarz RMF FM Marek Balawajder opowiada, że w jego redakcji cofnięto urlopy. - Kolegę z Lublina zawrócono z rodzinnej imprezy. Dotarł tylko na mszę, bo miał być chrzestnym, a potem wrócił do pracy – opowiada Balawajder. – Ale prawie wszyscy sami stawiali się w sobotę w redakcji na Kopcu, bo nie było wiadomo, co się stało – dodaje. Podobnie był w redakcjach prasowych. - Dziennikarze, gdy dowiedzieli o tragedii, sami dzwonili z pytaniem, czy są potrzebni w pracy – mówi Dariusz Kotlarz, redaktor naczelny ”Polski Kuriera Lubelskiego” (Polskapresse). Redakcje dzienników ogólnopolskich już ok. godziny 11 w sobotę działy w pełnych składach. Dziennikarze i redaktorzy przychodzili do pracy, zanim jeszcze zapadły decyzje o wydawaniu popołudniówek. – Dla wszystkich pojawienie się w redakcji było oczywiste – mówi Karol Manys z ”Rzeczpospolitej”. Podobnie było w ”Dzienniku Gazecie Prawnej”. – Już o 11 w reakcji był cały zespół, pojawiły się nawet osoby, którym dopiero w poniedziałek kończyły się urlopy – opowiada Robert Zieliński, dziennikarz ”DGP”. W dziennikach już około południa rozpoczęły się kolegia redakcyjne, na których planowano wydania specjalne gazet.(CP, 12.04.2010)
