Krytykujcie, ale głosujcie
Odpowiedź redaktora naczelnego „Press” na list otwarty „Super Expressu”
Autor „Listu otwartego” redaktor Jastrzębowski napisał dzień wcześniej w „Super Expressie” tekst pt. „Jak >>Restauratorzy<< wybrali Tomasza Lisa na Dziennikarza Roku”. Najpierw udowadniał, że Lis jest marnym dziennikarzem, nie potrafi nawet pisać tekstów i łamie dziennikarskie standardy, a następnie z szyderstwem odniósł się do redakcji, które na Lisa głosowały. Bo gdyby jakaś „warszawska >>Polska<<” albo „Rzeczpospolita” oddały głosy na Lisa, to by jeszcze – zdaniem naczelnego warszawskiego „Super Expressu” – uszło. Ale żeby jacyś dziennikarze z prowincji? W dodatku z pisma specjalistycznego? Toż nie godzi się stawiać ich w jednym rzędzie z cenionymi przez redaktora Jastrzębowskiego elitarnymi mediami! Godna pożałowania buta.
Oczywiście, ma prawo redaktor naczelny „Super Expressu” nie lubić Lisa i nie cenić małych, fachowych redakcji. Lecz proponowanie nam, byśmy odebrali nagrodę Tomaszowi Lisowi i wręczyli ją Ewie Ewart jest niezręczną uzurpacją. Wątpię, by obdarowana ucieszyła się z takiego wyróżnienia. Bardziej mi jednak szkoda, że ta znakomita dokumentalistka BBC nie była – zdaniem „Super Expressu” – warta nawet głosu tej redakcji, zanim zwycięzcą został Lis.
„Super Express” nie wziął udziału w głosowaniu, nie dał Ewie Ewart choćby jednego punktu (co natychmiast zmieniłoby wyniki), a teraz wylewa pomyje na zwycięzcę i sugeruje istnienie jakiegoś nowego rodzaju korupcji. Korumpowany jest wynagradzany podwójnie (zaproszenie na konferencje i nominowanie do Dziennikarza Roku), a korumpujący nie ma z tego nic. To absurd.
Absurdem jest też przywoływanie punktu regulaminu o zmowie redakcji. Przy 59 redakcjach nominujących i 41 uzyskanych przez Lisa punktach problem nie leży w jakiejkolwiek zmowie, tylko w rozstrzeleniu się pozostałych kilkuset głosów na ponad setkę nominowanych osób.
Przypominam: Tomasz Lis sam powiedział, że nie czuje, by na tę nagrodę w zeszłym roku jakoś specjalnie zasłużył i poprosił o przekazanie jej na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Lecz dla „Super Expressu” to jeszcze za mało.
Wiem, co by się stało, gdybyśmy zgodzili się na rozwiązanie zaproponowane przez naczelnego tej gazety: dzień później ci dziennikarze, którzy z kolei nie lubią TVN, domagaliby się odebrania nagrody Ewie Ewart, analizując, czyje głosy otrzymała.
To żałosne, ale mamy z tym do czynienia co roku. Takie jest teraz środowisko dziennikarskie.
O nim mówi Tomasz Lis w najnowszym „Press”, krytykując m.in. dziennikarzy „Super Expressu”. I tu leży prawdziwe, drugie dno tej ekspresowej, choć tak spóźnionej troski „SE” o nagrodę Dziennikarza Roku.
Ja sam w styczniowym „Press” zachęcam do dyskusji nad regulaminem konkursu. Bo doprowadzenie do tego, by redakcje brały rzeczywistą odpowiedzialność za swoje nominacje, tylko tej nagrodzie pomoże. I tak naprawdę cieszy mnie, że w miesiąc po jej wręczeniu wzbudza ona jeszcze takie emocje.
Ale przypominam: pamiętajcie o Dziennikarzu Roku raczej w listopadzie i grudniu – gdy możecie o czymś zdecydować, zgłaszając nominacje redakcji.
Krytykowanie po fakcie wyborów, w których samemu nie wzięło się udziału, to brak zrozumienia demokracji.
Andrzej Skworz
(05.01.2010)