Najmocniejszym argumentem Ewa Milewicz
Rozmowa z Justyną Pochanke, dziennikarką TVN, jedną z sygnatariuszek apelu dziennikarzy w sprawie lustracji
Czy sprawa autolustracji dziennikarzy jest aż tak poważna, że warto do niej stosować akt obywatelskiego nieposłuszeństwa?
Odpowiem pytaniem na to pytanie. A czym akt obywatelskiego nieposłuszeństwa w tym wypadku grozi? Dziennikarze, którzy oświadczenia lustracyjnego nie złożą, podejmują ryzyko utraty prawa do wykonywania zawodu. Niech więc zwolennicy obecnej ustawy zamiast zaciskać pięści zacierają ręce, przecież to wyeliminuje konkurencję. Drugą konsekwencją „aktu nieposłuszeństwa” jest decyzja Rzecznika Praw Obywatelskich o zaskarżeniu ustawy do trybunału konstytucyjnego. Też bym się tego nie bała. To grozi najwyżej poprawieniem złego prawa.
Jaki jest najmocniejszy argument, który Panią przekonał do podpisania wezwania wydawców i nadawców, by nie karali swoich dziennikarzy za brak lustracji?
Ewa Milewicz. I wolność słowa. Zbyt mało przeżyłam w PRLu, by w tej sytuacji zdawać się wyłącznie na intuicję. Znam Ewę i wiem jaka jest dobra, w swoim zawodzie i swoim życiu. Mój podpis to dowód na to, że Ją rozumiem. Ma pełne prawo do decydowania o tym kiedy i przeciw czemu można się w demokracji zbuntować, ponosząc tego buntu pełne konsekwencje. Mój podpis to również wielka prośba o to by nie traktować oświadczeń lustracyjnych jako gwarancji dziennikarskiej wiarygodności. Gdyby tak było osoby urodzone po 72 roku, których lustracja nie obejmuje – powinny czuć się poszkodowane – bo bez dyplomu wiarygodności.
Wypełni Pani swoje oświadczenie lustracyjne?
Bez problemu. I nie wpadnę przy tym ani w euforię ani w histerię. Nie poczuję, że zrobiłam coś ważnego, wielkiego , przełomowego – ani cokolwiek upokarzającego. Ale gdybym jechała przez PRL maluchem, wożąc w bagażniku ulotki, grożące w każdej chwili znacznie poważniejszymi konsekwencjami niż akt obywatelskiego nieposłuszeństwa, tak jak to robiła Ewa Milewicz, też bym zawyła mając się dziś tłumaczyć. Gdybym była Ewą Milewicz – a nie Justyną Pochanke (mającą w PRL kilka i kilkanaście lat) powiedziałabym wszystkim chętnym do poznania mojego życiorysu spisanego przez SB – droga wolna, archiwa IPNu otwarte, proszę sobie sprawdzić, kim byłam.
Czy to nie zatem pusty gest, niezgody na państwo PiS-u?
Dla mnie nie. Poza tym nie apelowałam o nie powoływanie CBA, nie buntowałam się (ani nikogo) przeciwko likwidacji WSI, nie kładłam się Rejtanem na drodze ministra Ziobro. A to przecież filary programu PiSu – bo państwa PiS-u wciąż chyba nie ma na mapach.
Pewnie niebawem wypłyną dokumenty na jakiś nieetycznych kolegów po fachu. Czy Polacy nie pomyślą, że bronimy się przed lustracją, bo boimy się otwartości?
Ja się nie boję. I wierzę, że Ci, którzy nie złożą oświadczeń, też nie robią tego ze strachu. Bronisław Wildstein wytropił Leszka Maleszkę bez pomocy autolustracji, co jest dowodem, że dziennikarze potrafią wytropić drani wśród siebie. I nikomu nie chodzi o to, by ich kryć. Ani też o to, by się stawiać ponad prawem, nawet jeśli jest bublowate.
Czy materiał do „Faktów” na ten temat powinna robić sygnatariuszka Państwa apelu? Grozi to brakiem obiektywizmu.
Proszę samemu ocenić. W materiale wypowiadali się za lustracją - Paweł Lisicki (dwa razy), Piotr Semka i Arkadiusz Mularczyk. Przeciw Ewa Milewicz, Wojciech Mazowiecki (dwa razy) i Jacek Żakowski. Cztery do czterech. Szala nie przechyliła się na żadną stronę. Trudno o większą równowagę. A Katarzyna Kolenda – Zaleska nie zrobiła w tym materiale stand-up’a, który jest tradycyjnym słowem komentarza od autora.
Rozmawiał: Błażej Wandtke
Błażej Wandtke