Armia w ruinie
Edyta Żemła
CZERWONE I CZARNE
WARSZAWA 2024
Tytuł mówi wszystko. To, co Prawo i Sprawiedliwość zrobiło z polskim wojskiem, świetnie podsumowuje trawestacja słów Beaty Szydło „Polska w ruinie”. Jej słowa służyły temu, by wygrać wybory. Edyta Żemła pokazuje, jak wielka jest ta prawdziwa ruina w wojsku.
Przez lata słyszeliśmy o inwestycjach w armię, gigantycznych zakupach sprzętu, który nam zapewni bezpieczeństwo, zwłaszcza teraz, gdy za wschodnią granicą toczy się wojna.
Ale tu także obowiązywało pisowskie chciejstwo. Na polecenie Mariusza Błaszczaka inspektor wojsk lądowych zdecydował o zakupie od ręki czołgów Abrams, choć słabo się nadają na polskie drogi, maja inny system miar i zapotrzebowanie na inne paliwo. W skrócie – trzeba do nich praktycznie od zera zbudować całą logistykę.
Jeden z generałów, który zdecydował się odejść z wojska, opowiada wprost: „Najważniejsza stała się pokazucha, a nie faktyczne ćwiczenia wojska. Liczyły się słupki na papierze. Komunikaty, że mamy dwustu-, trzystutysięczną armię. Pytam, kto da więcej?”.
I jeszcze – co opowiadają Żemle doświadczeni wojskowi, wyraźnie rozgoryczeni – przestały obowiązywać kryteria merytoryczne, doświadczenie w dowodzeniu albo udział w zagranicznych misjach, nie mówiąc już o znajomości języków czy nauce na zachodnich uczelniach wojskowych. Obowiązuje – tak jak w PRL – malowanie trawy na zielono, gdy przyjeżdżali dygnitarze, a awanse są dla miernych, biernych, ale wiernych.
O tym, czy ktoś zostawał, czy wylatywał, awansował czy nie, świadczy opowieść oficera sił powietrznych. Antoni Macierewicz zadawał przychodzącym do niego jedno pytanie: „Wypadek czy zamach?”. Odpowiedź decydowała, czy dostawał szarą kopertę z wypowiedzeniem, czy awans. To naprawdę ujmujące.
WK