Nowe kwieciste zdania
Rozmowa z Marcinem Dańcem,
satyrykiem
w piłce nożnej w Portugalii?
Nie mam jednego faworyta. Liczyłem, że będę mógł kibicować Polakom. Pół roku temu - kiedy jeszcze była szansa, że zakwalifikują się do mistrzostw – zapowiedziałem mojej menedżerce, która zupełnie nie orientuje się w sporcie, żeby od 12 czerwca nic mi nie planowała. O tym, że Polacy nie weszli nie powiedziałem jej do dziś, i mam wolne od 12 czerwca do 4 lipca. W kalendarzu zamiast terminów koncertów, mam wpisane terminy meczów.
Nie zapomnę Szwedom meczu z Łotwą do końca życia!
Kto Pana zdaniem należy do grona faworytów?
Jest ich czterech. Hiszpania, bo ma znakomitych piłkarzy, grających w najlepszych klubach, Portugalia, ponieważ ściany pomagają gospodarzowi, Holandia, gdyż gra znakomitą piłkę, no
i oczywiście cudownie uzdrowiona Francja. Czarnym koniem imprezy może być... Szwecja.
A nie chciałby Pan, by ktoś utarł nosa Szwedom za to, że nam łoją skórę?
Oni nas leją, bo są bardzo dobrzy. Życzę Szwedom szczęścia, mimo że zrobili nam trzy potopy w ciągu pół roku.
Jako zapalony kibic, na pewno kupił Pan, dodatki gazetowe przygotowane w związku z Mistrzostwami Europy. Jak Pan je ocenia?
Media osiągnęły już taki poziom, że aż miło się na nie patrzy
i czyta. Bardzo podoba mi się zabawa, zaproponowana przez ”Gazetę Wyborczą”, gdzie każdy może być trenerem własnej drużyny. Wiadomo, że w Polsce wszyscy są lekarzami, politykami
i trenerami piłki nożnej. Więc, proszę bardzo, każdy może się popisać i stworzyć własną drużynę, która będzie zbierała punkty lub nie. Wtedy okaże się, kto się na tym naprawdę zna, a kto miał szczęście.
Zauważam poprawę w jakości transmisji telewizyjnych. Nie ma już mowy o takich kiksach, jak łączenie ze stadionem w połowie hymnu, czy strzelona bramka, która zaskakuje nie tylko przeciwną drużynę, ale też realizatora i komentatora.
Czego oczekuje Pan od komentatorów?
Wszystkiego: znajomości rzeczy, dobrego głosu, umiejętnego wprowadzenia w klimat. Gdyby mnie Pan zapytał, czego oczekuję od człowieka, który robi ławkę w parku, odpowiem: chcę żeby zrobił dobrą ławkę, która nie podziurawi mi spodni, nie będzie się bujała i będzie ładnie pomalowana. Gdy zaczynam się stresować, czy facet potrafi zrobić to dobrze, znaczy że trzeba go zmienić.
Którego zmieniać absolutnie nie należy?
Janusza Basałaja.
Naprawdę? Ma przecież tylu przeciwników. Maciej Szczęsny w ”Playboy’u” powiedział, że dobry z niego organizator i szef, ale komentator kiepski.
A ja lubię, gdy on komentuje. Podrzuca dużo ciekawostek, a ocenę poziomu gry i rozwiązań taktycznych zostawia zaproszonym do studia piłkarzom. Oczywiście, cieszę się z powrotu Darka Szpakowskiego i trzymam kciuki, by był to udany powrót. Lubię też słuchać Mateusza Borka, który ładnie mówi i zna się na futbolu, ale on pracuje w Polsacie, a mistrzostwa transmituje TVP.
Należał Pan do tych, którzy chcieli powrotu Darka Szpakowskiego na antenę?
Przyznam, że - choć znam go i lubię - nie miałem czasu śledzić tego całego zamieszania. Cieszę się jednak, że wrócił. Usłyszymy nowe kwieciste zdania.
Co Pana denerwuje w tzw. studiach telewizyjnych. Czego wolałby Pan w tym roku nie widzieć?
Gadających głów. W transmisjach sportowych powinien dominować i przemawiać obraz. Kiedy, zamiast najciekawszych fragmentów meczu, statystyk, informacji o drużynie, jej drodze do finału, oglądam galerię ludzi w garniturach i krawatach, wkurza mnie to. Denerwuje mnie też potworna ilość reklam.
A co Pan sądzi o gościach, którzy nie są fachowcami? Ciągle przewijają się te same twarze: Janusz Zaorski, Stefan Friedmann, Tomasz Wołek. Oni coś wnoszą do programu?
Goście-kibice są uroczym dodatkiem. Dobrze, jeśli znają się na piłce, ale nawet, jeśli nie – dobrze, gdy kochają ten sport. Zaorski i Wołek to pierwsza klasa wśród gości-kibiców. Friedmann zawsze rozładowuje napięcie, jest super.
Będzie Pan oglądał mistrzostwa w TVP, czy przełączy się na zagraniczną stację?
W zagranicznych stacjach paplają jeszcze więcej.
Rozmawiał Mateusz Sosnowski
(MS, 10.06.2004)