Różna miara żałoby
12.05.2004, 18:34
Rozmowa z Jackiem Żakowskim,
publicystą "Polityki"
Dziś też bym się podpisał. Nie jestem autorem tego listu, zaproponowano mi przyłączenie się doń. Zrobiłem to bez wahania, z dwóch powodów. Po pierwsze, uważam za skandaliczne narażanie rodziny na tego typu widoki w miejscach kompletnie przypadkowych. Okładki ”Super Expressu” są wywieszane na standach, wystawiane w sklepach. To jest wystarczający powód, żeby uznać tego typu publikacje za barbarzyństwo. Po drugie, od dłuższego czasu z dużym zaniepokojeniem obserwuję w mediach pewien rodzaj pogardy wobec ludzkiego cierpienia i śmierci, zwłaszcza w ostatnim roku, gdy zaczęła się wojna w Iraku. Oburzające było opublikowanie zdjęć zamordowanych synów Saddama Hussajna.
Ale wtedy nie zorganizowano takiej akcji protestacyjnej, nie potępiono publikacji tych zdjęć w ”Gazecie Wyborczej”.
Wtedy nie było inicjatywy napisania listu. Ale wiele osób to krytykowało, i ja również, choćby w radiu Tok FM.
Piotr Stasiński w wywiadzie dla ”Press”, pytany o te zdjęcia, powiedział, że do redakcji dotarło niewiele głosów oburzenia. Nie było tak zmasowanego ataku, jak teraz na ”Super Express”.
W środowisku, w którym się obracam, poruszenie było duże. I wśród dziennikarzy, i wśród osób niezwiązanych z zawodem. Uwagi dotyczyły zarówno zdjęć zamordowanych synów Saddama Husajna, jak i poniżających zdjęć z aresztowania samego Husajna, a potem zdjęć z zabójstwa szejka Jassina. Doszło do czegoś w rodzaju odhumanizowania przeciwnika. Przypominało to propagandę wojenną - w najgorszym tego słowa znaczeniu - z pierwszej połowy XX wieku. Wtedy najpierw trzeba było przeciwnika odhumanizować, odczłowieczyć, a później można go było mordować. Teraz następuje takie dziczenie mediów
i obyczajów w mediach. W przypadku zdjęć Waldemara Milewicza czara się przelała, stąd protest. Najpierw pojawiają się niepokojące symptomy, a potem mobilizacja do działania.
Tylko że owo długie milczenie i nagły protest przeciwko ”Super Expressowi” można odczytać w ten sposób, że martwych dyktatorów czy osoby anonimowe można pokazywać - ale dziennikarzy nie.
Taka interpretacja jest absurdalna. W przypadku ”Super Expressu” mieliśmy do czynienia z głębszym podejrzeniem: o żerowanie na tragedii. Milewicz był gwiazdą, a wszystko co gwiazdy dotyczy, staje się przedmiotem zainteresowania publicznego. Gdyby nie było tego tła, reakcja zapewne nie byłaby tak spontaniczna i silna.
Zresztą nie wiem, czy był to zabieg marketingowy, czy po prostu zabrakło smaku i wrażliwości. Problemem nie jest chyba marketing - tylko zdziczenie. Do tej pory dotyczyło określonych przestrzeni – głównie tych, gdzie toczyły się działania wojenne - teraz poprzez media ta przestrzeń się rozprzestrzeniania. Ostatnio jesteśmy też nadmiernie epatowani zdjęciami z poniżających tortur, którym poddawani byli iraccy więźniowie w amerykańskim więzieniu. Jestem za tym, żeby to pokazać i o tym opowiedzieć, ale nie za tym, żeby oglądać to codziennie w programach informacyjnych. Bo wtedy nie wierzę, że chodzi o informację.
Mariusz Ziomecki, naczelny ”Super Expressu” stwierdził, że oburzenie dziennikarzy niebezpiecznie graniczy z hipokryzją. Czuje się Pan hipokrytą?
To jest brednia i głupota. Oczywiście, Mariusz, jako oskarżony,
ma prawo się bronić. Jednak czasem, gdy się popełni błąd, może lepiej się przyznać niż w nim trwać. Nie wiem, czy Mariusz by chciał, aby jego dzieci oglądały zdjęcia jego zwłok w witrynach reklamowych. Mamy ostre przepisy dotyczące posługiwania się wizerunkiem: ”Viva!” niedawno przegrała proces z pewną gwiazdą dlatego, że jej zdjęcie, które ”Viva!” umieściła na okładce, znalazło się też w reklamach tego numeru, podczas gdy pismo nie wykupiło prawa do tego zdjęcia.
Gdy dzień po Milewiczu zginęło dwóch polskich żołnierzy, media nie poświęciły im już takich czołówek i tyle czasu antenowego. Czyli media stosują inną miarę i zasady wobec dziennikarzy, a inną wobec nieznanych osób.
Głębia żałoby zależy od stopnia znajomości i rodzaju więzi z ofiarą. Waldemara Milewicza znaliśmy wszyscy, dla każdego było to osobiste przeżycie. O tych żołnierzach wiedzieliśmy znacznie mniej – a w zasadzie większość z nas nic nie wiedziała. Dlatego ta żałoba była inaczej odczuwana, słabiej. Proszę zwrócić uwagę, że tego samego dnia zginęło kilkuset Irakijczyków i żadnemu z nich żadna polska redakcja nie poświęciła nawet słowa. Bo jest różna miara.
Czy Pana zdaniem zmieni się podejście redakcji do pokazywania drastycznych zdjęć, czy też po szoku związanym z Milewiczem wszystko wróci do normy – czyli wciąż będziemy oglądali martwe ciała?
Będziemy, ale myślę, że rzadziej niż do tej pory. Były redakcje,
w których odrzucono pomysł wykorzystania zdjęć martwego Waldemara Milewicza. Odbywało się wiele burzliwych dyskusji na ten temat. Sądzę, że teraz takich dyskusji nie będzie - bo ustaliła się norma, że tego się nie robi.
Rozmawiała Monika Polewska
(MP, 12.05.2004)
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter