"Szkoła falenicka"
Stefan Szczepłek
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2018
Myślał, że będzie piłkarzem. „Podczas gdy chłopaki grały, ja przez kilka lat żonglowałem piłką, aż doszedłem do perfekcji brazylijskiego cyrkowca z Copacabany. Odbijałem piłkę głową, stopami, piętami, udami, ramionami, rzęsami. Mogłem to robić godzinami, tak żeby nie spadła na ziemię. Dopóki chciało mi się liczyć rekordy, doszedłem do około czterech tysięcy podbić”.
Nic dziwnego, że gdy został dziennikarzem sportowym, za tytuł swojej rubryki z felietonem w „Rzeczpospolitej” wybrał słowo „Żonglerka”. Wcześniej dzięki żonglerce zasłużył na komplement od samego Kazimierza Górskiego: „Stefanek to jest biały Pelé...” – nawet jeśli zaraz po tym trener dodawał: „...ale na rozgrzewce”.
Jeśli ktoś w szkolnym kabarecie miał za partnera Jacka Santorskiego; przeczytał książki, które znają tylko studenci polonistyki; kocha muzykę poważną i potrafi o niej opowiadać, a do tego ma talent literacki – zrozumiałe, że nie mógł wyrosnąć na tuzinkowego dziennikarza.
W tej książce jest wszystko, co najlepsze w jego tekstach. Umiejętność żonglowania wspomnieniami, szybkie zmiany tempa, precyzja w podawaniu szczegółów i zaskakiwanie czytelnika, a także szczerość, która nie przeradza się w ekshibicjonizm.
Nic dziwnego, że Stefan Szczepłek wszedł do drużyny autorów Wydawnictwa Literackiego. Na promocji tej książki w warszawskiej Big Book Cafe wielu gości musiało stać na zewnątrz. Przez szybę można było dostrzec prezesa PZPN, dziennikarzy, ludzi sportu, muzyki, sztuki, lekarzy...
Dlatego jeśli kiedykolwiek pomyślisz o kimś lekceważąco, że „przecież to tylko dziennikarz sportowy”, ugryź się w język. Jeśli zaś marzysz o dziennikarstwie sportowym, przeczytaj „Szkołę falenicką”, by wiedzieć, ile nauki przed tobą.
(CP, 11.01.2019)