„Tu byłem. Tony Halik”
Mirosław Wlekły
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2016
O takim temacie, a właściwie bohaterze, marzy każdy reporter. Postać legendarna, znany podróżnik mający swoich fanów, autor programów telewizyjnych i książek, który przez lata udzielił wielu wywiadów, a jak się okazuje, całej prawdy o nim nie znali nawet mu najbliżsi. Mirosław Wlekły śladami Tony’ego Halika wyruszył w 2014 roku, przez dwa lata zjechał pół Polski i kilka krajów na trzech kontynentach. Chciał napisać książkę o popularnym dziennikarzu-podróżniku, a wpakował się w historię, w której za kolejnymi otwartymi drzwiami były następne, kryjące nową zagadkę. Z niedowierzaniem czytamy, jak bardzo Tony Halik potrafił stworzyć swoją własną historię i sprzedać ją światu w przeróżnych wersjach (dziś, w czasach internetu, byłoby to chyba niemożliwe). Trudno go nie podziwiać, był postacią nietuzinkową, dzięki ogromnej pracy i pasji doszedł do wszystkiego sam. Czytamy prawdziwy życiorys Mietka Halika z Żabin, który nawet matury nie zrobił, a przez lata był cenionym dziennikarzem amerykańskiej stacji NBC, wpływowym dziennikarzem w Meksyku, publikował w legendarnym magazynie „Life”, w polskiej telewizji prowadził najpopularniejszy program podróżniczy. Ryzykowna jest nieco konstrukcja książki, bo przy tak bogatym życiorysie mieszanie okresów spowodowało, że czytelnik nieco się gubi, są powtórzenia.
Jednak mimo że autor odkrywa kolejne wcielenia Halika – te jaśniejsze i te ciemniejsze – nie jest to książka demaskatorska, nie czuć tu chęci zrzucenia Tony’ego Halika z cokołu. Widzimy złożoność tej postaci, tragiczne uwikłanie w historię własną i Polski. Być może dzięki takiemu podejściu dziennikarza do bohatera Elżbieta Dzikowska nie protestowała przeciwko publikacji biografii mężczyzny, którego kochała.
RG