Podkomisja smoleńska nie odpowiadała na pytania dziennikarzy - zorganizowała wideoczat
(fot. niezalezna.pl)
Podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej działająca przy Ministerstwie Obrony Narodowej zorganizowała w Wojskowej Akademii Technicznej konferencję prasową, na której prezentowała wyniki swojej pracy. Dziennikarze nie mogli jednak zadawać pytań. Zaproszono ich za to na wideoczat w serwisie Niezależna.pl, który zaczął się po godz. 22.30. Dziennikarze są tym oburzeni.
Podczas konferencji komisja zaprezentowała film, z którego wynikało, że prawdopodobną przyczyną katastrofy prezydenckiego samolotu w 2010 roku była eksplozja ładunku termobarycznego. Po zakończeniu konferencji dziennikarze nie mogli zadawać pytań. - Po tym filmie nastąpiło zamieszanie. Powiedziano nam, że będziemy mogli przejść na spotkanie z rodzinami ofiar katastrofy, które miało odbyć się w innej części budynku. Kiedy członkowie komisji zaczęli wychodzić na to spotkanie, pojawiła się informacja, że będzie wideoczat o 22.30 w serwisie Niezależna.pl. Na spotkanie z rodzinami nas nie wpuszczono – relacjonuje Wojciech Czuchnowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Dziennikarzy na wideoczat zapraszał też e-mailem redaktor naczelny portalu Niezależna.pl Grzegorz Wierzchołowski. "Eksperci będą odpowiadać na pytania, zadane przez czytelników naszej strony" - napisał Wierzchołowski w zaproszeniu, które dostał m.in. Roman Imielski, szef projektów międzynarodowych w Agorze. - To jest absurd i paniczne unikanie niewygodnych pytań. Nie będę brał udziału w tym bezsensownym czacie, w medium, które jest bardzo blisko władzy. Poza tym sama forma wideoczatu odbiera możliwość polemiki – mówił w rozmowie z "Presserwisem" Roman Imielski.
Propozycją wideoczatu zdziwiony był też z Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny "Dziennika Gazety Prawnej". - Nie mam nic przeciwko wideoczatom, to przecież jedna ze znanych od dawna form kontaktu z internautami. Ale osoby publiczne, szczególnie politycy, mają także prawo i obowiązek bezpośrednio rozmawiać z przedstawicielami mediów, a za ich pośrednictwem z opinią publiczną. Temu służą konferencje prasowe, briefingi, wywiady. Mógłbym zrozumieć, że z pewnych ważnych powodów w danym momencie szef podkomisji nie mógł rozmawiać z dziennikarzami, ale po pierwsze powinien je wymienić, a po drugie wskazać inny, jak najszybszy termin, w którym się spotka z mediami i odpowie na ich pytania. To kwestia zupełnie oczywistych standardów - podkreśla Krzysztof Jedlak.
Działaniom komisji dziwi się nawet Paweł Lisicki: - Jeżeli komisja utrzymywana jest z pieniędzy publicznych, powinna dbać o to, aby nie być posądzona o stronniczość. A odsyłanie do serwisu Niezalezna.pl sugeruje, że jest tylko jeden właściwy pogląd na tę sprawę. Poza tym co to za konferencja, podczas której podaje się informacje, a dziennikarze nie mają możliwości rozmowy - dziwi się Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Tygodnika do Rzeczy".
(JOK, IKO, 11.04.2017)