Kittel i Marszałek zapowiadają kasację po wyroku w sprawie Szeremietiewa
(fot. pixabay.com)
Sąd Apelacyjny w Warszawie częściowo uwzględnił apelację Romualda Szeremietiewa, byłego wiceministra obrony narodowej, w sprawie dwóch artykułów autorstwa Bertolda Kittela i Anny Marszałek, opublikowanych w "Rzeczpospolitej". Kittel i Marszałek zapowiadają kasację.
Sąd apelacyjny uznał, że Anna Marszałek i Bertold Kittel mają przeprosić Romualda Szeremietiewa w "Rz" - ale tylko za to, że napisali, iż Szeremietiew nie "potrafił wyjaśnić pochodzenia swego majątku". Zgodnie z decyzją sądu byli dziennikarze "Rz" nie muszą natomiast przepraszać za zwrot, że ówczesny asystent Szeremietiewa Zbigniew F. miał żądać od firm zbrojeniowych łapówek w imieniu szefa. Sąd podkreślił, że "nie dotykało to" samego Szeremietiewa, bo w "Rz" nie zarzucono mu przyjmowania łapówek. Przeprosiny dziennikarzy mają się ukazywać na pierwszej stronie "Rz" w czterech wydaniach dziennika i w serwisie Rp.pl przez 10 dni. Wydawca ma zaś opublikować je przy umieszczonych w internetowym archiwum gazety obu kwestionowanych artykułach.
W lipcu 2001 roku Anna Marszałek i Bertold Kittel w artykule pt. "Kasjer z Ministerstwa Obrony" napisali, że Zbigniew F., asystent Romualda Szeremietiewa, miał żądać od firm zbrojeniowych łapówek. Dziennikarze zauważyli też, że Szeremietiew miał więcej wydawać niż zarabiał, kupił m.in. dom pod Warszawą.
Szeremietiew zaprzeczył zarzutom. Po publikacji został odwołany ze stanowiska wiceszefa MON. Zbigniew F. trafił do aresztu w lipcu 2001 roku. W kwietniu 2004 roku Marszałek i Kittel w tekście "Szeremietiew oskarżony o korupcję" napisali natomiast, że został on oskarżony przez prokuraturę m.in. o to, że za łapówkę miał zmienić kryteria przetargu na kupno aut dla MON. W 2008 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uniewinnił Szeremietiewa z zarzutów korupcji. Jednak sąd skazał go na 3 tys. zł grzywny za bezprawne dopuszczenie Zbigniewa F. do czterech tajnych akt. Po apelacji, w 2010 roku został on jednak ostateczne uniewinniony także i z tego zarzutu.
W 2012 roku Romuald Szeremietiew pozwał autorów artykułów i wydawcę "Rz", żądając przeprosin i 100 tys. zł na cele społeczne. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew Szeremietiewa w 2014 roku, uznając że w artykułach nie było zarzutów przyjęcia łapówek, a dziennikarze mieli prawo przytaczać treść zarzutów stawianych mu w akcie oskarżenia. Sąd ocenił też, że podczas rozmowy z pozwanymi Szeremietiew "faktycznie nie mógł wyjaśnić jednoznacznie kwestii majątkowych".
Romuald Szeremietiew w 2014 roku złożył apelację. Wyrok zapadł 9 grudnia br. Sędzia Maciej Dobrzyński mówił, że pozwani działali w uzasadnionym społecznie interesie, ale nie dochowali "szczególnej dbałości" przy przedstawianiu zebranych materiałów co do źródeł pochodzenia majątku powoda. Sąd apelacyjny podzielił zaś opinię sądu okręgowego, że artykuły nie stawiały powodowi wprost zarzutu przyjmowania łapówek. Według sądu apelacyjnego pozwani mieli też prawo pisać o akcie oskarżenia wobec Szeremietiewa i oceniać krytycznie dostęp Zbigniewa F. do tajnych akt MON.
"Mam mieszane uczucia – powiedział Polskiej Agencji Prasowej po wyroku Szeremietiew. - Ciągle mnie porusza, że sądy zawężająco interpretują teksty prasowe, bo istotne jest nie tylko to, co zawierają, ale także to, jak odbiera je opinia publiczna" – dodał.
Z wyrokiem nie zgadzają się Bertold Kittel i Anna Marszałek i zapowiadają złożenie skargi kasacyjnej po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku. - Sądy obu instancji uznały, że działaliśmy w interesie społecznym. W tekście "Kasjer z MON" ujawniliśmy korupcję, a oba sądy uznały, że napisaliśmy prawdę. Mielibyśmy przeprosić tylko za to, że napisaliśmy, iż Szeremietiew nie "potrafił wyjaśnić pochodzenia swego majątku" - mówi Marszałek. Jej zdaniem Szeremietiew przed publikacją tekstu w "Rz" nie zrobił tego, a o fakcie pożyczenia pieniędzy od swojego asystenta poinformował opinię publiczną dopiero kilka dni później, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". - Przed publikacją Szeremietiew nie pokazał nam żadnych dokumentów dotyczących kupna działki czy samochodu ani budowy domu. Będąc ważnym funkcjonariuszem publicznym odpowiedzialnym za milionowe przetargi wojskowe, mówił niejasno o prywatnej pożyczce, ale nie powiedział od kogo ani nie pokazał umowy tej pożyczki - mówi Anna Marszałek.
Do dziś trwa proces przeciwko Zbigniewowi F., który miał żądać łapówek i przyjąć je w łącznej kwocie 170 tys. dol. oraz ujawnić kontrahentom resortu obrony tajne informacje dotyczące przetargów.
(JM, PAP, 12.12.2016)