Leszek Kraskowski wystąpił przeciwko ministrowi, dla którego robił PR
Leszek Kraskowski poinformował na Facebooku, że nie ma już wstępu do resortu infrastruktury
Leszek Kraskowski, właściciel agencji Keja PR, publicznie wezwał do rezygnacji z funkcji ministra infrastruktury i budownictwa Andrzeja Adamczyka. To o tyle zaskakujące, że od grudnia ub.r. świadczył jego resortowi usługi public relations. - Jeżeli PR-owiec myśli o dobru instytucji, jeżeli rzeczywiście wie o rzeczach złych, to powinien się z tym zwrócić do przełożonych, a nie upubliczniać zarzuty - mówi Paweł Trochimiuk, prezes agencji Partner of Promotion.
Leszek Kraskowski (były dziennikarz śledczy) opublikował na Facebooku treść swojego SMS-a, w którym pisze do ministra Andrzeja Adamczyka: "Apeluję do Pana, aby nie robił z resortu infrastruktury pośmiewiska i niezwłocznie podał się do dymisji. To już moja ostatnia rada". Jednocześnie w mediach społecznościowych udostępnił tekst "Faktu", o tym, że minister dopiero niedawno został magistrem oraz materiały, które mają świadczyć o niekompetencji rzeczniczki prasowej ministerstwa Elżbiety Kisil.
Firma Kraskowskiego (Keja PR) zaczęła współpracować z ministerstwem w grudniu ub.r. Świadczyła resortowi usługi PR m.in. w związku z tematem zmian w prawie dotyczącym elektrowni wiatrowych czy elektronicznego poboru opłat za przejazd autostradą.
- Mam nadal czynną umowę z ministerstwem, ale nie mogę tam wejść, ochroniarze mają zakaz wpuszczania mnie - mówi "Presserwisowi" Kraskowski. To efekt publicznego krytykowania ministra, dla którego pracuje. Dlaczego się na to zdecydował? - Skłoniło mnie do tego fatalne funkcjonowanie resortu. Zastanawia mnie obecność pani rzecznik, która nie ma doświadczenia w pracy w mediach, odbyła tylko praktyki w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Doprowadzała co jakiś czas do poważnych kryzysów. Np. ogłosiła, że od 1 stycznia 2017 roku znikają ulgi na przejazdy kolejowe i autobusowe, co jest nieprawdą. Okazało się, że ta pani jest nie do ruszenia. Ustaliłem, że jest żoną kierowcy Jarosława Kaczyńskiego - argumentuje Kraskowski. Nie podoba mu się też, że minister Adamczyk ukrywał przed mediami swoje wykształcenie i okoliczności, w jakich je zdobył. - W momencie gdy przychodził do resortu, miał tylko licencjat, potem okazało się, że ma już wyższe. W lipcu zapytał o to Robert Zieliński z Tvn24.pl. Zaniepokoiło mnie, że minister nie chce o tym rozmawiać - tłumaczy Kraskowski. Zapewnia, że to nie są jedyne powody jego decyzji o upublicznieniu krytyki, ale o innych nie może mówić, bo są tajemnicą firmy.
Czy jednak biorąc pieniądze za PR instytucji, nie miał dylematu, dołączając do krytyków jej szefa? - Mam umowę z ministerstwem, a nie ministrem. Moim zdaniem to ministerstwo zasługuje na lepszego ministra. Ja do niego straciłem wszelkie zaufanie - odpowiada Kraskowski.
Jednak to jego zachowanie oburza branżę PR. - To złamanie zasad współpracy z klientem. Wykorzystywanie wiedzy niepublicznej do publicznego negowania lub mówienia źle o, jak rozumiem wciąż swoim kliencie, jest czymś odwrotnym, za co bierze pieniądze PR-owiec - mówi Paweł Trochimiuk, prezes agencji Partner of Promotion. - Jeżeli PR-owiec myśli o dobru instytucji, jeżeli rzeczywiście wie o rzeczach złych, to powinien się z tym zwrócić do przełożonych - dodaje Trochimiuk.
- Przez ostatnie osiem lat byłem w opozycji do rządów PO, doradzałem ministrowi Adamczykowi społecznie w Sejmie. Moim zdaniem był wyróżniającym się posłem, ale ktoś może być znakomitym posłem i złym ministrem. Tak jest w tym przypadku. Zawsze byłem ideowym ryzykantem. Jeżeli ma być faktycznie dobra zmiana, to nie róbmy z niej groteskowej zmiany - kończy Leszek Kraskowski.
”Każdy z nas popełnia błędy, nie każdy jednak się do nich przyznaje. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa ma odwagę przyznać się do błędu, jakim było nawiązanie współpracy z Leszkiem Kraskowskim, byłym dziennikarzem, prowadzącym obecnie działalność doradczą” - czytamy w stanowisku Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa przesłanym w piątek ”Presserwisowi”.
”Sformułowanie współpraca jest może zbyt daleko idące, ponieważ powierzone mu obowiązki od pewnego czasu nie były realizowane w sposób satysfakcjonujący i profesjonalny. Co gorsza, dochodziło do licznych sytuacji, w których przekraczane były kompetencje wynikające z zawartej umowy. Samowolnie podejmowane działania, bez wiedzy i konsultacji ze zleceniodawcą, były niejednokrotnie sprzeczne z interesem Ministerstwa i doprowadzały do sytuacji kryzysowych” - poinformował resort infrastruktury i budownictwa.
(JM, 09.09.2016)