Casus Ernesta Skalskiego
22.03.2007, 07:00
Nieopublikowany nigdzie do tej pory artykuł Grzegorza Majchrzaka, historyka, pracownika Biura Edukacji Publicznej IPN
W sprawie kontaktów Ernesta Skalskiego z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa w latach 60. i 70. poznaliśmy suchy zapis ewidencyjny opublikowany w „Głosie” przez Antoniego Macierewicza oraz relację samego zainteresowanego w „Rzeczpospolitej” (z 13 lipca br.). Czy zatem znany dziennikarz był w latach 1966–1979 tajnym współpracownikiem Departamentu III MSW, rozpracowującego m.in. opozycję w PRL? Czy też, jak twierdzi sam zainteresowany, cała kwestia sprowadza się jedynie do kilku spotkań z funkcjonariuszami MSW pod koniec lat 60. i dwóch „quasi towarzyskich rozmów” dot. głównie Jana Olszewskiego oraz jego żony Marty Miklaszewskiej w latach 70.? Odpowiedzi na powyższe pytania udzielają akta o sygnaturze 15154/I.
Młodym, niespełna 32-letnim dziennikarzem „Głosu Pracy” zainteresowano się w lutym 1966 r. ze względu na jego kontakty z amerykańskim profesorem Edwardem Salomonem, związanym pośrednio z Instytutem Badań Komunizmu przy Columbia University (w aktach zachował się m.in. list od amerykańskiego uczonego). Służba Bezpieczeństwa zbierała informacje dot. osoby Ernesta Skalskiego i jego rodziny – zachowała się np. charakterystyka jego osoby autorstwa tajemniczego „A”, być może któregoś z jego przełożonych lub kolegów redakcyjnych. Na kilka tygodni założono mu podsłuch telefoniczny.
7 grudnia 1966 r. w warszawskiej kawiarni „Kaprys” z dziennikarzem „Głosu Pracy” spotkał się oficer operacyjny Wydziału VII Departamentu II MSW Ireneusz Sikora. Jego celem było „bliższe rozpoznanie E. Skalskiego pod kątem wykorzystania go jako ewentualne źródło inf[ormacji] na odcinku dziennikarzy zachodnich”. Dzień później oficer SB sporządził jednostronicową notatkę. Stwierdził w niej, iż jego rozmówca był „małomówny i ostrożny w wypowiedziach”. Nic zatem dziwnego, że plonem rozmowy było jedynie uzyskanie informacji, iż dziennikarz poznał Solomona kilka lat wcześniej. Przy czym jak stwierdzał oficer SB: „Bliżej tego kontaktu nie wyjaśniłem”. Ponieważ jednak według jego opinii Skalski „Co do udzielania nam informacji o cudzoziemcach zachodnich, z którymi będzie się stykał, nie miał zasadniczo obiekcji”, postanowił utrzymać z nim kontakt i przekazał mu swój numer telefonu. Tym bardziej, iż jego rozmówca miał wyjechać w ramach wymiany stypendialnej do Danii.
Na początku stycznia kontrwywiad przekazał dalsze prowadzenie sprawy wywiadowi.16 stycznia 1967 r. rozmowę z dziennikarzem przeprowadził inspektor Wydziału V Departamentu I MSW T. Jankowski (występujący pod nazwiskiem Warecki). Miała ona charakter „wstępny” i odbyła się w kawiarni hotelu „Metropol”. Jej celem było głównie „ustalenie jak maksymalnie wykorzystać okres wyjazdu do Danii na wprowadzenie „A[lskiego]” [taki pseudonim nadano Skalskiemu – GM] w sprawy dot. pracy po naszej linii”. W jej trakcie esbek poinformował swego rozmówcę, iż „jego pomoc dla nas widzielibyśmy na odcinku rozeznania środowiska dziennikarsko-publicystycznego na terenie Danii [...] i z tej pozycji wyjście na sprawy niemieckie, powiązań duńsko-enerefowskich, informacji o charakterze politycznym”. Według niego Skalski „wyraził zgodę na moją propozycję, prosząc aby nasze zadania były dostosowane do jego możliwości”. Dodawał jednak, iż dziennikarz „podchodzi do współpracy z nami ostrożnie, mimo pozytywnej postawy i deklaracji” oraz „Z jednej strony zdaje sobie sprawę, że tak musi być (mogą bowiem jeszcze spowodować cofnięcie decyzji na wyjazd), ale stara się jednocześnie zachować ostrożność”. Jak pisał Jankowski: „należy raczej założyć, że jego aktualny wyjazd będzie swego rodzaju szkołą w pracy po naszej linii. Jeżeli oczywiście sam wykaże dużo dobrej woli”. Nic zatem dziwnego, że we wnioskach stwierdzał: „Rok czasu może przynieść jakieś korzyści operacyjne, jeżeli będzie odpowiednio prowadzony”.
Na luty funkcjonariusz SB zaplanował kilka kolejnych spotkań z dziennikarzem – planował w ich trakcie omówić zainteresowania peerelowskiego wywiadu. Do kolejnego spotkania doszło w dniu 9 lutego. W jego trakcie „Alski” krótko poinformował o przebiegu towarzyskiego spotkania z duńskim dziennikarzem Jansenem, który w ramach wymiany przyjechał do Polski. O kontaktach z Jansenem „Alski” informował również 8 marca, tym razem w lokalu kontaktowym SB. Z przekazanych przez niego informacji dla SB interesujący okazał się jedynie (o czym świadczą odręczne dopiski na notatce) adresat listu polecającego dla Skalskiego – Anders Tandrup, dziennikarz „Aktuelt”. W trakcie spotkania została również omówiona instrukcja wyjazdowa. Jak relacjonował esbek „Alski” „co do postawionych zadań po naszej linii nie miał zastrzeżeń”. Ponieważ w jego opinii dziennikarz był „przesadnie wyczulony na punkcie konspiracji” oraz obawiał się „podpaść u Duńczyków” ustalono, że będzie się kontaktował jedynie z osobą, która poda mu ustalone hasło. Brzmiało one: „Przesyłam pozdrowienia od t[ow]. Wareckiego z Krakowa”. Prawdopodobnie dopiero w tym dniu dziennikarz dowiedział się, że nadano mu pseudonim – w podpisanej przez niego instrukcji wyjazdowej znalazła się bowiem informacja, iż ma nim podpisywać swoje „opracowania”. Skalskiemu zlecano w niej zbieranie informacji o charakterze politycznym, głównie dot. stosunków niemiecko-duńskich (np. stosunku duńskich partii politycznych i członków rządu do mniejszości niemieckiej). Ponadto miał pozyskiwać dane na temat EWG, NATO oraz problematyki skandynawskiej. Trzecim obszarem jego zainteresowania miała być działalność antypolska czyli „wszelkie możliwe wystąpienia i publikacje skierowane przeciwko Polsce”. W tym aspekcie wymieniano działalność zarówno wywiadu, jak i kontrwywiadu duńskiego „przeciwko obywatelom PRL i oficjalnym przedstawicielstwom polskim” oraz działalność innych ośrodków wywiadowczych (zwłaszcza niemieckiego). Jednocześnie zalecono mu, aby w przypadku próby zwerbowania go przez wywiad zachodnioniemiecki (według danych peerelowskiego wywiad zachodnioniemiecki wykorzystywał w tym celu terytorium Danii) „stwarzał pozory zainteresowania tego typu propozycjami dla ustalenia danych mogących interesować wywiad niemiecki oraz ustalenia osób i adresów kontaktowych w Danii”. „Alskiemu” zlecano też informowanie o wszelkich niepublikowanych dokumentach, do których jako dziennikarzowi udało mu się uzyskać dostęp. Miał nawiązywać kontakty z dziennikarzami i studentami dziennikarstwa (zalecano mu zwrócenie szczególnej uwagi korespondentów zachodnioniemieckich), w celu zbierania informacji dotyczących m.in. ich zainteresowań politycznych, stosunku do spraw polskich, planów na przyszłość, sytuacji materialnej, cech, wad i skłonności. Jednocześnie SB zobowiązywała się do pokrycia wszelkich kosztów poniesionych w czasie realizacji tych zadań.
W zapiskach funkcjonariusza wywiadu pojawia się kwestia miejscowości, w której ma odbyć praktyki Skalski. Miało to być Åarhus. Jednak strona polska (Ministerstwo Spraw Zagranicznych) podjęła starania, aby dziennikarz pojechał na staż do stolicy Danii. Nie jest jasne czy i jaki wpływ miała na to SB i sam zainteresowany – podczas pierwszego spotkania według zapisków inspektora Jankowskiego dziennikarz miał stwierdzić, iż „jeżeli go rzucą w jakąś małą miejscowość niewiele zdziała, tak po linii zawodowej, jak i pomocy dla nas”. W każdym razie ostatecznie na początku marca 1967 r. Skalski wyjechał do Kopenhagi.
Co ciekawe rezydenta polskiego wywiadu („Erwina”) o jego wyjeździe poinformowano najprawdopodobniej dopiero 20 dni później. W przesłanej mu instrukcji stwierdzano, że ma do czynienia z niedawno pozyskanym i niedostatecznie przygotowanym do współpracy agentem. Jednocześnie stwierdzano, iż jest to „młody dziennikarz mający ambicje wybicia się w swoim zawodzie, a więc w przyszłości może być cenną jednostką informacyjną”. Nic zatem dziwnego, że „Erwina” napominano: „Od waszego stosunku do niego, sposobu egzekwowania wykonywanych zadań zależeć będzie w przyszłości praca <>”. Co nie okazało się jednak łatwe, ponieważ przez następne trzy miesiące ze Skalskim nie udało mu się nawiązać kontaktu. Doszło do niego dopiero, gdy dziennikarz zgłosił się do polskiej ambasady po odbiór zgubionej walizki z rzeczami osobistymi. Wówczas to „Erwin” przeprowadził z nim „krótką rozmowę, charakteru ogólnego”. Dłuższa rozmowa miała się odbyć po powrocie „Alskiego” z kraju – wyjeżdżał na urlop.
Do kolejnego spotkania doszło w połowie września 1967 r. W jego trakcie dziennikarz obiecał, iż „w niedługim czasie będzie miał coś dla nas”. Ponieważ odbyło się ono przypadkowo (Skalski wbrew swoim obietnicom nie skontaktował się z nim po powrocie z urlopu) i nie było warunków do swobodnej rozmowy, więc „Erwin” nie dopytywał się o szczegóły.
Najbardziej owocne okazało się spotkanie w dniu 7 października 1967 r. Wówczas to, według „Erwina”, jego rozmówca miał „scharakteryzować swoje kontakty”. Nie dał się jednak namówić na pisemne przekazanie swych spostrzeżeń, stwierdzając, iż „na razie nie ma co pisać, a tylko chciałby się podzielić swymi informacjami ustnie”. „Alski” poinformował o znajomości z dziennikarką z NRD (w aktach brak jej nazwiska), z dziennikarzem niemieckim (zapewne zachodnioniemieckim) Hansem Ruettingiem oraz o nawiązaniu kontaktu z duńskim stowarzyszeniem dziennikarzy. Wspomniał również o „formach oddziaływania NRF na dziennikarzy duńskich, przez organizowanie stałych spotkań, wzajemną wymianę wizyt, coroczne zapraszanie dziennikarzy duńskich na <> w NRF”. Funkcjonariusza peerelowskiego wywiadu zainteresowała szczególnie osoba Ruettinga. Zalecił Skalskiemu utrzymanie z nim kontaktu i jego bliższe poznanie.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie było jednak zadowolone z dotychczasowych efektów współpracy. 25 października „Erwinowi” nakazywano aby zażądał podczas najbliższego spotkania szczegółowego opracowania „Alskiego” na temat jego dotychczasowego pobytu w Danii. Monit jednak nie przyniósł oczekiwanego efektu, bowiem 21 lutego 1968 r. wypominano „Erwinowi”, iż nie wykonał poprzedniej instrukcji. Stwierdzano: „W sprawozdaniu za 1967 r. piszecie, że <> jest cenną jednostką, ale jego ustawienie jako dziennikarza nie daje mu możliwości. Trudno zgodzić się z tego typu stwierdzeniami, tym bardziej, że w krajowej prasie dość często ukazują się artykuły ww. Między innymi był także obszerny reportaż ww. o pobycie na Grenlandii, a Wy nie żądaliście od niego sprawozdania na ten temat, mimo iż wiecie jak trudno jest obcokrajowcowi, a szczególnie obywatelowi krajów naszego obozu dostać się na tę wyspę”. I nic dziwnego na Grenlandii znajdowały się amerykańskie bazy wojskowe.
Niespełna tydzień później „Erwin” tłumaczył się: „Z <> odbyłem wiele spotkań i rozmów, przy różnych okazjach – polskich imprez, przyjęć itp. Kontakty były naturalne, wynikające zarówno z jego ustawienia jako stypendysty, jak i też z mojej jako sekretarza ambasady”. Informował też, iż rozmawiał ze Skalskim po jego powrocie z Grenlandii „spodziewając się rewelacyjnych informacji”. Jednak relacja dziennikarza „sprowadziła się tylko do refleksji reporterskiej i turystycznej”. Jedyne co w niej mogło zainteresować SB to fakt nieprzestrzegania przez Duńczyków przepisów regulujących podróży na tę wyspę (wiza wjazdowa do Danii nie upoważniała do wstępu na Grenlandię). Mimo, iż według „Erwina” wielokrotne rozmowy z „Alskim” nie okazały się nazbyt owocne („nie naprowadziły mnie na jakąś konkretną sprawę, na którą należałoby zwrócić szczególną uwagę”, to esbek proponował aby po zakończeniu stażu przez dziennikarza na przełomie marca i kwietnia 1968 r. „pomyśleć o odpowiednim jego uplasowaniu, czy też stworzeniu mu możliwości utrzymywania dalszego kontaktu z tutejszym terenem”. Wyrażał bowiem nadzieję, iż gdy jego podopieczny zostanie „prawowitym” dziennikarzem jego możliwości jako współpracownika bezpieki znacznie wzrosną.
W dzień kobiet „Erwin” przeprowadził swą ostatnią rozmowę ze Skalskim. Według jego sprawozdania w jej trakcie podsumowany został pobyt dziennikarza w Danii, a także omówiona perspektywa dalszych kontaktów. Jak informował esbek jego rozmówca miał widzieć w tym względzie dwie możliwości. Po pierwsze kilkudniowe wyjazdy do Skandynawii, podczas których przy pomocy polskiej ambasady spotykałby się dziennikarzami. A po drugie zapraszanie do Polski dziennikarzy skandynawskich i podczas spotkań, rozmów z nimi sugerowanie im „umieszczenia określonych materiałów” w prasie krajowej. „Erwin” poprosił też „Alskiego” o przedstawienie jego refleksji z pobytu w Danii oraz „sugestii na przyszłość”.
Skalski obiecał opracowanie na piśmie swoich spostrzeżeń i wniosków. I rzeczywiście w aktach znajduje się sprawozdanie dziennikarza z rocznego pobytu w Danii, tyle że napisane dla... jego macierzystej redakcji – „Głosu Pracy”. Nie wiadomo jak trafiło ono do MSW. Na dokumencie skreślono bowiem nazwisko dziennikarza i poniżej wpisano odręcznie jego pseudonim. Z pewnością zmiany tej nie dokonał sam zainteresowany (charakter pisma z instrukcji wyjazdowej jest inny).
3 czerwca 1969 r. kapitan M. Duda wnioskował o złożenie materiałów dot. „Alskiego” do archiwum. Podsumowując kontakty ze Skalskim stwierdzał, iż ten podczas pobytu na terenie Danii „nie nawiązał kontaktów i nie przekazał nam informacji, które mogłyby nas zainteresować”. Nic zatem dziwnego, ze jego przełożeni jeszcze tego samego dnia wyrazili zgodę.
O ile okres 1966–1969 jest stosunkowo dobrze udokumentowany, to w materiałach dot. okresu późniejszego występują wyraźne luki – przykładowo sam zainteresowany pamięta dwie „quasi towarzyskie” z funkcjonariuszem Departamentu III o nazwisku Woźnica. Tymczasem nie zachowała się z nich żadna notatka.
Dziennikarzem ponownie zainteresowano na początku lat 70. 28 września 1970 r. spotkał się nim „na rozmowę przy obiedzie” inspektor A. Szypulski z Wydziału I Departamentu II MSW . Esbek poinformował swego rozmówcę, że jego pomoc jest potrzebna „przy rozpoznaniu pozostających w naszym zainteresowaniu dyplomatów amerykańskich, z którymi ostatnio zetknął się”. Według niego dziennikarz stwierdził, iż „Służy nam wszelkimi wyjaśnieniami, z tym że uprzedza, iż są to kontakty sporadyczne". Po czym wyraził swą opinię o dwóch amerykańskich dyplomatach. Natomiast poinformował, że nie pamięta dokładnego przebiegu rozmów z jednym z nich. Na to funkcjonariusz kontrwywiadu stwierdził, iż „chodzi nam o to aby po każdym takim przyjęciu u dyplomatów, na którym będzie obecny, spotkać się szybko z nim dla odtworzenia na gorąco zainteresowań i wypowiedzi dyplomatów”. Pisał też, iż poinformował Skalskiego, że „z pewnych fragmentów dotyczących dyplomatów, o których nam powie my – w połączeniu z innymi danymi – tworzymy całościowy obraz i dlatego jego współpraca jest nam potrzebna”. Miało to według niego służyć rozwianiu wątpliwości dziennikarza co do ewentualnych korzyści z jego relacji. Według esbeka przyniosło to oczekiwany efekt i jego rozmówca zadeklarował, że „służy nam zawsze pomocą” oraz zgodził się na odbywanie spotkań w mieszkaniu gwarantującym warunki konspiracji. Obaj rozmówcy wymienili się telefonami. Jak podsumowywał Szypulski „Skalski współpracę z nami traktuje jako obywatelski i zawodowy obowiązek”. I dalej: „mimo, iż nie przejawia wielkiego entuzjazmu do współpracy z nami, to jego cechy mogą być dla nas korzystne, przy <> go z jego kontaktów z dyplomatami”. Zaproponował więc, aby „utrzymać rejestrację jego osoby jako kandydata na t[ajnego] wsp[ółpracownika]”, na co wyrazili zgodę jego przełożeni.
W 1976 r. dziennikarzem zainteresowała się kolejna jednostka SB, tym razem „trójka”. W raporcie (z 12 kwietnia 1976 r.) o zezwolenie na przeprowadzenie z nim rozmowy operacyjnej starszy inspektor Wydziału II Departamentu III Hieronim Woźnica tak podsumowywał jego dotychczasową współpracę z resortem: „W okresie współpracy E. Skalski nie przekazał żadnych informacji na piśmie, a relacje ustne były raczej charakteru naprowadzającego. Rozmowy prowadzone z nim były w tonie rzeczowym, zakładano uzyskanie wielu obiecujących materiałów. Współpracę z MSW traktował jako obowiązek służbowy i nie wydaje się aby wkładał w nią inwencję osobistą, ograniczał się do deklarowania dobrych chęci”. Stwierdzał również, iż od lutego 1972 r. funkcjonariusze SB nie spotykali się już z dziennikarzem. I konkludował: „Z analizy teczki personalnej i roboczej wynika konieczność faktycznego pozyskania i wdrożenia do współpracy z MSW”. Skalski miał zostać pozyskany do rozpracowania adwokata Jana Olszewskiego i „jego bliskich kontaktów”. Zakładano nawet, iż może się również przyczynić do rozpracowania niektórych grup opozycyjnych. Dziennikarza zamierzano zwerbować pod legendą, bez dekonspiracji rzeczywistych zainteresowań SB. Ową legendą miały być dane o rzekomym zainteresowaniu jego osobą ze strony „ośrodków dywersji politycznej”. Woźnica planował: „Jeżeli Skalski wykaże minimum chęci współpracy z MSW w kolejnych rozmowach operacyjnych będę pogłębiał zainteresowanie jego kontaktami pod pozorem ustalenia osoby, która poinformowała ośrodek [dywersji politycznej]”.
Jednak po raz kolejny nadzieje wiązane przez SB z jego osobą okazały się płonne. 14 lutego 1980 r. kapitan Zygmunt Wytrwał we wniosku o rozwiązanie współpracy stwierdzał bowiem: „W wyniku analizy materiałów operacyjnych znajdujących się w teczkach oraz dodatkowym rozpoznaniu nie stwierdzono by TW <> [prawdopodobnie taki pseudonim nadał mu Departament III MSW – GM] mógł realizować zadania wynikające z naszych potrzeb”.
Nie był to koniec zainteresowania Skalskim ze strony SB. Akta dot. jego kontaktów z bezpieką od grudnia 1980 r. przez następnych dziewięć lat były wypożyczane przez kolejne jednostki MSW (Departament II i III MSW oraz Stołeczny Urząd Spraw Wewnętrznych). W jakim celu i z jakim efektem nie wiadomo.
W zachowanych materiałach brak jest informacji o tym, iż Ernest Skalski o swych kontaktach z SB informował w latach 60. swego kierownika w „Głosie Pracy” – Eugeniusza Lasotę, a w latach 70. znajomą – Irenę Lewandowską. Być może po prostu zainteresowani nim funkcjonariusze taką wiedzą nie dysponowali. Potwierdza się natomiast to co pisał sam zainteresowany – nie składałem pisemnych, ani ustnych raportów, nie wziąłem ani jednej korony ni złotówki. Co ważniejsze nie ma w nich śladu aby donosił na kolegów z pracy czy swych znajomych związanych z opozycją. Notabene esbecka dokumentacja wskazuje, iż od dziennikarza zarejestrowanego jako tajny współpracownik uzyskano w trakcie spotkań z nim znacznie mniej informacji, niż w przypadku wielu osób, z którymi Służba Bezpieczeństwa przeprowadzała jedynie rozmowy operacyjne. I gdyby nie podpisana przez niego instrukcja wyjazdowa (przez wywiad traktowana jako deklaracja współpracy) nie byłoby żadnych podstaw, aby tak był przez SB traktowany. Z drugiej strony z punktu widzenia wewnętrznych regulacji SB, zostały spełnione przesłanki do formalnego zarejestrowania i traktowania go jako tajnego współpracownika.
Casus Ernesta Skalskiego jest też kolejnym przykładem jak trudną i delikatną materią jest rozliczanie naszej najnowszej historii. Jest też kolejnym argumentem na rzecz tezy, iż wszelkiego rodzaju listy agentów są rozwiązaniem gorszym, niż ujawnienie materiałów dotyczących konkretnych przypadków.Grzegorz Majchrzak
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter