„Armenia. Karawany śmierci”
Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2016
Wiosną br. znów nadeszły informacje o walkach w Górskim Karabachu. Konflikt w tej ormiańskiej enklawie w Azerbejdżanie trwa od lat 80. ubiegłego wieku, gdy oba kraje należały jeszcze do Związku Radzieckiego. Żadna ze stron nie chce odpuścić. Lecz ten zamrożony konflikt, który od czasu do czasu daje o sobie znać, to tylko jedno z nieszczęść Armenii, o których jest ta książka. Podczas jej lektury pojawia się refleksja, jak w ogóle Ormianom chce się jeszcze walczyć z takim poświęceniem. Zwłaszcza że zabija ich własne wojsko. W czwartki w stolicy Armenii, Erywaniu, pod siedzibę rządu przychodzą ubrane na czarno kobiety. Trzymają zdjęcia swoich synów, którzy nie wrócili z ormiańskiej armii. I to nie z powodu wojny. Kobiety opowiedziały autorom, że ich synowie ginęli, bo na przykład nie przywieźli przełożonym pieniędzy. Winni unikają kary, bo kraj jest przeżarty korupcją i układami. Polityka też tam może zabić. Autorzy opisują historię wdowy po wiceprzewodniczącym parlamentu: zginął w 1999 roku, gdy do parlamentu wdarło się pięciu uzbrojonych mężczyzn. Zastrzelili męża tej kobiety, premiera, przewodniczącego parlamentu i pięciu innych polityków. W Armenii wciąż żywa jest też trauma po ludobójstwie dokonanym przez Turków w 1915 roku. To jeden z najbiedniejszych krajów na ubogim Kaukazie. Więcej Ormian mieszka za granicą niż w kraju. „Dziś w Armenii tak samo blisko jest do nieba i świętości, jak do piekła i nikczemności” – zauważają w swojej książce autorzy.
MAK