„Cynkowi chłopcy”
Swietłana Aleksijewicz
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2015
Odkładam na chwilę książkę Swietłany Aleksijewicz, bo rosyjska telewizja informacyjna Rossija 24 nadaje wiadomości z Syrii. Mówią, że rosyjskie lotnictwo przeprowadziło kilkanaście nalotów, pełny sukces. Rosyjska telewizja zapewnia jednak, że drugiego Afganistanu nie będzie. Widzowie mogą spokojnie iść spać. „Cynkowi chłopcy” spokojny sen zaburzają.
Jak pokazać banał, że wojna jest straszna? Po reportersku. Aleksijewicz pojechała do Afganistanu, gdy w 1979 roku weszła tam armia radziecka. Potem uczestników tej wojny skłoniła do szczerości. Szeregowy piechoty po tym, co przeżył w Afganistanie, mówi jej wprost: „Kiedy słyszę słowa »heroizm«, »duchowość«, to mnie mdli”. Radzieckie gazety pisały wtedy o wysłaniu do Afganistanu „ograniczonego kontyngentu”, który wypełnia internacjonalistyczny obowiązek, buduje tam szkoły i drogi. Żołnierze pamiętają co innego. „Tak, zabijałem, jestem cały we krwi… Ale on leżał… Mój kolega, był dla mnie jak brat. Osobno głowa, osobno ręce”. „Po walce na drzewie wisi czyjeś ucho… Po ludzkiej twarzy spływa oko…”.
Tych, którzy z tej wojny nie wrócili, opłakiwały matki nad cynkowymi trumnami, które im dostarczano z Afganistanu. „Pytam tego, kto przywiózł trumnę: »Czy tam jest coś w środku?«. (...) »No, coś tam jest...«” – opowiada jedna z matek.
Po rosyjsku ta książka ukazała się już w 1990 roku. W upadającym ZSRR wywołała szok. Reporterka dostała w tym roku literackiego Nobla – jest szansa, że kolejne pokolenie sięgnie po tę książkę. To doskonała odtrutka na wojenną propagandę.
MAK