Temat: telewizja

Dział: PERSONALIA

Dodano: Maj 09, 2016

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Kamil Durczok: "Nie wiem, czy muszę odbudowywać swoje imię"

Kamil Durczok: - To jest absolutnie pierwszy przypadek w Polsce, kiedy w takim wymiarze dziennikarze i wydawca będą przepraszali za to, co zrobili.

Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał AWR Wprost i pozwanym byłym dziennikarzom "Wprost" (Sylwestrowi Latkowskiemu, Michałowi Majewskiemu, Oldze Wasilewskiej) przeprosić Kamila Durczoka i zapłacić mu 500 tys. zł zadośćuczynienia. Durczok, mimo że żądał 7 mln zł, jest zadowolony z wyroku sądu. Wyrok nie jest prawomocny, dziennikarze i wydawca zapowiadają apelację.

Sprawa dotyczyła tekstu "Kamil Durczok. Fakty po faktach" autorstwa Latkowskiego, Majewskiego i Wasilewskiej z "Wprost" (AWR Wprost), datowanego na 16 lutego ub.r. Napisano w nim m.in., że Kamil Durczok, wtedy szef "Faktów" TVN, "został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania, w którym znaleziono biały proszek". W ocenie sądu publikacja naruszyła prawo do wizerunku, prywatności i intymności. W uzasadnieniu wyroku sędzia Magdalena Kubczak mówiła, że "artykuł w ogóle nie odnosi się do działalności publicznej powoda".

Sąd zobowiązał Latkowskiego, Majewskiego i Wasilewską do opublikowania na własny koszt na 10. stronie tygodnika całostronicowego oświadczenia z przeprosinami. Mają pojawić się tam też zdjęcia autorów tekstu. Poza tym Sylwester Latkowski, jako ówczesny redaktor naczelny "Wprost", ma na 11. stronie tygodnika opublikować kolejne całostronicowe przeprosiny, a AWR Wprost jako wydawca ma opublikować oświadczenie z przeprosinami na całej 12. stronie tygodnika. Na okładce "Wprost" ma się pojawić się zdjęcie Durczoka (to samo, które opublikowano 16 lutego ub.r.) z podpisem "Wydawca »Wprost« przeprasza Durczoka". Wydawca i dziennikarze mają też solidarnie zapłacić 500 tys. zł zadośćuczynienia.

Po ogłoszeniu wyroku Kamil Durczok nie ukrywał zadowolenia. - O ile się nie mylę, jest to chyba najwyższe w tego typu sprawie odszkodowanie. Po drugie jestem zadowolony, że w całości zostało uwzględnione to, o co wnosiliśmy w związku z przeprosinami. To jest absolutnie pierwszy przypadek w Polsce, kiedy w takim wymiarze dziennikarze i wydawca będą przepraszali za to, co zrobili. Trzeci wreszcie powód, dla którego jestem niesamowicie usatysfakcjonowany, to jest fakt, że sąd zmiażdżył ten artykuł i metody pracy dziennikarzy - mówił Durczok.

Zarówno Sylwester Latkowski, jak i wydawca "Wprost" zapowiadają apelację. PMPG Polskie Media (AWR Wprost jest jego spółką zależną) w komunikacie nazywa wyrok "skandalicznym". "Godzi w wolność prasy urzeczywistniającej się jako prawo do informowania społeczeństwa o sprawach ważnych" - napisano w komunikacie. - Takie odszkodowanie to knebel na media. Żaden dziennikarz i wydawca nie uniesie takich kar - komentuje Sylwester Latkowski. Dodaje, że jako pozwani wnosili o zmianę sędzi, która jego zdaniem była "tendencyjna do bólu i nie rozumiała, czym są media". Jak mówi, odrzucono wszystkie wnioski dowodowe zgłoszone przez jego stronę. - Nie przesłuchano biznesmena, jego małżonki, najemczyni mieszkania, policjantów. Sąd nie zgodził się nawet, by do akt sprawy dołączyć rozmowę, którą odbyliśmy z Durczokiem, zbierając materiał do tekstu. Przesłuchano za to wszystkich świadków zgłoszonych przez Kamila Durczoka - tłumaczy Latkowski. Zeznania świadków nie były dostępne dla mediów.

Tekst "Kamil Durczok. Fakty po faktach" był krytykowany przez dziennikarzy zaraz po jego publikacji i teraz dziennikarze nie są zaskoczeni obrotem sprawy. - To nie było dobre działanie dziennikarskie. Nie uważam, żeby wchodzenie do mieszkania i rewidowanie komuś życia było prawidłowe, nie widzę tu misji społecznej. Dlatego wyrok mnie nie zaskoczył - mówi Jacek Czarnecki, dziennikarz Radia Zet.
- Tekst we "Wprost" był słaby i dość obrzydliwie żerował na ludzkich pasjach grzebania w cudzej bieliźnie. Byłem pewien, że wydawca "Wprost" przegra. Przegra również w apelacji, a cała sprawa pokazuje, gdzie są granice prześwietlania ludzkiej prywatności. Absolutnie nie żałuję wydawcy, który musi zapłacić wysokie odszkodowanie. Dziwię się, że jest takie małe, bo z Durczoka zostały w opinii publicznej tylko strzępy - komentuje Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej".

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie wciąż toczy się inne postępowanie z powództwa Kamila Durczoka przeciwko wydawcy i dziennikarzom "Wprost", dotyczące artykułów "Ukryta prawda" z 9 lutego ub.r. i "Nietykalny" z 23 lutego ub.r. Jest ona prowadzona przez innego sędziego. - Ze spokojem czekamy na zakończenie drugiego, toczącego się za zamkniętymi drzwiami procesu, którego przedmiotem są sprawy związane z molestowaniem seksualnym w stacji TVN - wyjaśnia Sylwester Latkowski.

Po tych dwóch tekstach we "Wprost" TVN powołał wewnętrzną komisję, która ustaliła, że w redakcji "Faktów" dochodziło do przypadków molestowania i mobbingu. Kamil Durczok odszedł wtedy ze stacji. (JM, MAK)

Jakub Mejer, Mariusz Kowalczyk

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.