Dziennikarstwo to zawód, który wymaga szczególnej wrażliwości
Piotr Wesołowski (Tomasz Stańczak/Agencja Gazeta)
Dziennikarstwo to zawód, który wymaga szczególnej wrażliwości. I czegoś, co może już jest lekko staroświeckie, ale chyba nadal niezbędne, żeby nazywać się reporterem, a nie dziennikarską hieną. Chodzi o przyzwoitość.
Radosław Kluska, rzecznik straży miejskiej, zginął. W środę późnym wieczorem został potrącony przez pociąg. Tragedia.
Jako pierwszy, co właściwie jest już regułą, poinformował o tym w internecie Jarosław Kosmatka z "Dziennika Łódzkiego". Na miejscu tragedii zrobił zdjęcia i nakręcił film. Zapewne nie był tam przypadkiem, musiał dostać informację od kogoś ze służb mundurowych. Tak się w tym zawodzie często zdobywa drastyczne wiadomości. Ważne jest jednak jak się potem je wykorzystuje.
Jarosław Kosmatka poza tekstem zamieścił jeszcze informację, że można obejrzeć "Zdjęcia" i film nakręcony po wypadku. Zgroza! Galeria zdjęć ze śmierci! Przecież nie chodziło o fotografie modelek na wybiegu, czy o wideo z bramkami strzelonymi przez naszych piłkarzy.
Śmierć na zdjęciach może być ostrzeżeniem przed brawurą lub okropnościami wojny. W tym wypadku tylko głupotą i obsesyjnym poszukiwaniem sensacji mogę wytłumaczyć, dlaczego pokazano, co ofiara miała w kieszeniach. Czemu to miało służyć? Dyktat internetowej klikalności. A gdzie miejsce na szacunek dla ofiary i jego rodziny?
Na filmie widać jak zwłoki Radosława Kluski wkładane są do pogrzebowego ambulansu. Po co to pokazano?
Tu chodziło tylko o wywołanie sensacji. Sensacji okrutnej. Tym bardziej, jeśli prawdą jest, że Jarosław Kosmatka podał informację o śmierci Radosława Kluski przed tym, nim policja zdążyła powiadomić o wypadku rodzinę. Powód do zawodowej dumy, że jest się tak sprawnym i szybkim? Nie, to powód do wstydu, że jest się tak bezwzględnym i zaślepionym, bo śmierć jest intymna. Szczególnie aż tak tragiczna. Trzeba traktować ją z szacunkiem, który Jarosław Kosmatka zastąpił paranoją. Tak, niestety, to już nie wygląda jak obsesja. To jest obsesja. On szuka tragedii całymi dniami i nocami na łódzkich ulicach i podwórkach. Znajduje ją i pokazuje. Od kilku lat.
Niczego Jarosław Kosmatka się nie nauczył. Kilka lat temu nakręcił mężczyznę, który powiesił się niedaleko Carrefoura przy ul. Milionowej w Łodzi. Film i zdjęcia samobójcy opublikowano w Internecie. Oburzenie było tak duże, że po kilku godzinach redakcja materiały usunęła a naczelny "Dziennika" przepraszał publicznie i obiecywał poprawę.
Dziennikarstwo to zawód, który wymaga szczególnej wrażliwości. I czegoś, co może już jest lekko staroświeckie, ale chyba nadal niezbędne, żeby nazywać się reporterem, a nie dziennikarską hieną. Chodzi o przyzwoitość. Przemawia przez ze mnie olbrzymie rozgoryczenie, bo znałem i bardzo szanowałem Radosława Kluskę. Jak większość dziennikarzy.
Na szczęście w pogoni za makabrycznymi newsami Jarosław Kosmatka ściga się w Łodzi głównie sam ze sobą.
Opinia pochodzi ze strony lodz.wyborcza.pl
(22.04.2016)