Dział: PRASA

Dodano: Marzec 08, 2016

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Po doniesieniach o inwigilacji dziennikarze nie wykluczają kroków prawnych (opinie)

Dziennikarze, którzy znaleźli się na liście inwigilowanych opublikowanej przez "Tygodnik do Rzeczy", chcą wyjaśnień i nie wykluczają kroków prawnych. Jednak nie mają złudzeń, że ta sprawa zjednoczy środowisko do wspólnego działania.

Wczoraj w artykule „Rząd PO-PSL śledził dziennikarzy” Cezary Gmyz podał nazwiska 27 dziennikarzy, którzy według jego informacji byli inwigilowani. Wcześniej koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński mówił, że inwigilowano 48 dziennikarzy.
Ci, którzy znaleźli się na liście, nie ukrywają zdziwienia, wielu z nich rozważa kroki prawne. - Do głowy by mi nie przyszło, że ABW może się mną interesować. Liczę na to, że ktoś nam wytłumaczy, czy dziennikarze byli inwigilowani. Muszę to przemyśleć, skonsultować się z prawnikiem. Być może się zgłoszę na pokrzywdzonego. Byłem inwigilowany w Moskwie przez FSB, teraz się okazuje, że byłem inwigilowany też w Polsce przez ABW - mówi Bartosz Węglarczyk, zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" (od kwietnia br. ma być dyrektorem programowym Grupy Onet.pl).
- Wcześniej nie miałem sygnałów, że jestem inwigilowany - mówi Piotr Gursztyn, szef TVP Historia. - Zgłoszenie się do prokuratury jest do rozważenia. Nie czuję się komfortowo z tego powodu, że ktoś brał moje billingi. Ja nie zajmowałem się dziennikarstwem śledczym, relacjonowałem jawną pracę komisji hazardowej, nie szperałem w nielegalnych dokumentach - dodaje Gursztyn. 
Mniej zaskoczony jest Łukasz Warzecha, publicysta tygodnika "W Sieci". - Mogłem się tego spodziewać, ale nie dochodziły do mnie wcześniej konkretne informacje, że byłem inwigilowany. Nie wykluczam zgłoszenia się do prokuratury jako poszkodowany, ale najpierw muszę poznać więcej szczegółów. Chciałbym wiedzieć, jakiego typu to była inwigilacja. Czy to polegało tylko na uzyskiwaniu logowań mojego telefonu, czy też na kontroli rozmów. Liczę na to, że kierownictwo MSW nas w taką wiedzę wkrótce zaopatrzy albo dziennikarze ujawnią więcej informacji. W każdym razie jestem zdecydowanie za tym, żeby podjąć kroki prawne - mówi Warzecha.
Piotr Pytlakowski, dziennikarz śledczy tygodnika "Polityka", ma uwagi do tekstu Cezarego Gmyza. - Tytuł tej publikacji w "Tygodniku do Rzeczy" jest trochę zabawny z mojego punktu widzenia. Sugeruje, że to rząd PO-PSL inwigilował dziennikarzy, a z tekstu wynika, że były to służby. Jeżeli pobierano billingi i interesowano się kontaktami dziennikarzy, to tylko w związku z operacjami, jakie prowadzono. Z tekstu Cezarego Gmyza nie wynika, że były to nielegalne działania. Za mało mamy danych, żeby snuć jakieś dywagacje z tym związane. Rozumiem, że Mariusz Kamiński użył liczby 48 dziennikarzy, którzy mieli być inwigilowani, ale też nie określił, czy były to nielegalne działania. Jeżeli coś złego się działo, to jacyś funkcjonariusze muszą usłyszeć zarzuty. A na to potrzebne są dowody, tekst Gmyza to według mnie za mało - komentuje Piotr Pytlakowski (który był wśród inwigilowanych w latach 2005-2007, ale nie ma go na liście Gmyza).
Według Tomasza Patory, dziennikarza "Uwagi" TVN, ważniejsza od nazwisk inwigilowanych byłaby informacja o tym, jak działa mechanizm, który umożliwił inwigilację dziennikarzy. - Kto podjął taką decyzję, na jakiej podstawie, jak było to uzasadnione - wylicza. - Jeżeli wymyślono jakiś mechanizm w służbach, który zadziałał, to mogą go użyć jeszcze raz, zmieniając tylko nazwiska - mówi Patora.
Gdy w 2010 roku Wojciech Czuchnowski ujawnił w "Gazecie Wyborczej", że służby inwigilowały co najmniej 10 dziennikarzy, jedynym, który pozwał za to służby do sądu, był Bogdan Wróblewski, ówczesny reporter sądowy "GW". Wygrał wtedy proces cywilny z CBA o naruszenie dóbr osobistych. Dziennikarze są sceptyczni co do tego, że sprawa inwigilacji tym razem skłoni środowisko do wspólnego działania. - Zobaczymy, co się stanie, jak zostanie opublikowana druga część tej listy, gdy będą na niej dziennikarze bardzo różnych redakcji, stojących po różnych stronach sporu w Polsce. Wtedy może jakaś akcja środowiskowa jest możliwa, ale jestem bardzo sceptyczny - podkreśla Bartosz Węglarczyk.
- Chociaż z Bartoszem Węglarczykiem bardzo wiele mnie dzieli, to nie wykluczam, że tego typu działania można by wspólnie podjąć - mówi natomiast Łukasz Warzecha.  
Piotr Pytlakowski wątpi we wspólne działanie dziennikarzy. - Nie wiem, czy ta sprawa jest w stanie zjednoczyć podzielone środowisko dziennikarskie. Na pewno nie zjednoczy go w celu samosądu na dzisiejszej opozycji sejmowej, a wtedy na rządzącej koalicji - mówi Pytlakowski.
Zdaniem Piotra Gursztyna i Tomasza Patory sprawa inwigilacji może jeszcze bardziej podzielić dziennikarzy. - Nie wierzę, żeby to zjednoczyło środowisko dziennikarskie, raczej jeszcze bardziej je podzieli. Chociaż chciałbym zwrócić uwagę, że ta lista powinna być dla wszystkich niepokojąca - zauważa Gursztyn. - Jeżeli to może mieć jakiś uboczny skutek, to pogłębi się rów pomiędzy dziennikarzami, którzy przypisali się do stron sporu politycznego - mówi Patora.

 

 

(JM, 08.03.2016)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.